Ciemna strona małżeństwa. Adam Ross

Adam Ross

CIEMNA STRONA MAŁŻEŃSTWA

Wydawnictwo: Sonia Draga
Wydanie I, 2011
Stron: 420
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami

Moja ocena: 7/10 – bardzo dobra



Jest coś dziwnego w tym, jak małżeństwo spłaszcza czas, zgniata go i ubija, ukrywa upływ, plącząc przeszłość z teraźniejszością; pierwszy plan zamienia się miejscami z tłem tak często, aż w końcu stare zrównuje się z nowym, przeszłość natomiast zaczyna się wydawać nieznośnie nowa i obca” [str 107]

Ciemna strona małżeństwa” amerykańskiego pisarza Adama Rossa to intrygujący thriller psychologiczny, który nie jest najłatwiejszy w odbiorze, jednak tematyka jest tak zajmująca, że trudno odłożyć książkę, co więcej w trakcie lektury wielokrotnie przytakuje się autorowi za celne uwagi dotyczące emocji w długoletnich związkach.

Na powieść składają się trzy historie, które w pewien sposób się zazębiają, ukazując dwoistą naturę małżeństwa. Motywem wyjściowym jest śmierć Alice Pepin, która najprawdopodobniej popełniła samobójstwo. Jednak niezwykłe okoliczności zajścia powodują, że podejrzanym staje się jej mąż David. Na jego niekorzyść przemawia to, że obsesyjnie myślał o śmierci żony, co gorsze swoje myśli przelewał na papier. Lecz w trakcie śledztwa wychodzi, że David i Alice mimo problemów małżeńskich byli kochającą się parą, coś poważnie zgrzyta, pytanie, co? Sprawę prowadzą detektywi: Ward Hastroll, który był szczęśliwym mężem, dopóki jego żona nie wytworzyła sobie wyimaginowanej choroby i nie położyła się do łóżka, najprawdopodobniej w ten sposób tocząc wojnę z mężem, i Sam Sheppard – były lekarz, kilkanaście lat wcześniej oskarżony, a następnie uniewinniony od zarzutu zabójstwa swojej żony.


Charakterystyka postaci jest w tej powieści na bardzo wysokim poziomie. O ironio każdy z bohaterów ma olbrzymie problemy osobiste, każdy mota się w swoim małżeństwie, balansując na granicy miłości i nienawiści. Pojawiają się też przepychanki, walki, w których celem jest zranienie psychiczne. Tak naprawdę w tej historii nie tyle chodzi o rozwiązanie tajemnicy śmierci Alice, co o dogłębną analizę tytułowej ciemnej strony małżeństwa. Bardzo podoba mi się cytat jednego z podrozdziałów „Lubimy opowiadać sobie o małżeństwach innych. Świetnie znamy historie z życia cudzych związków. Ale czy umiemy opowiedzieć historię własnego? Gdybyśmy umieli może nie byłoby morderstw. Może uniknęlibyśmy wielu okrucieństw i zbrodni”[str.28] Zdecydowanie coś w tym jest. Jeśli nie potrafimy nazwać swoich emocji, nie jesteśmy zdolni do szczerej rozmowy, i zamykamy się w swojej skorupie, to czy stworzymy relację, w którym mimo miłości jest niezakłócony obraz? Wątpliwa sprawa.
 
Ross rozkłada małżeństwo na części pierwsze: rozdrapuje rany, zagląda za drzwi sypialni, uczestniczy w wyniosłych i tragicznych chwilach bohaterów. Wszystko to opisuje stylem, w którym piękno zmysłowej prozy łączy się z wulgarnym i odpychającym tonem. Dwoistość literackiej stylistyki jest odpowiednikiem dwoistej natury małżeństwa. Tak w ogóle w tej powieści wszystko jest wielkim znakiem zapytania, więcej jest poszlak niż faktów. Na powieść składa się olbrzymia ilość abstrakcyjnych przemyśleń, niuansów, a także swobodna interpretacja zakończenia, które jest kwestią domysłu, a nie dowodów. Dlatego jeśli ktoś nie przepada za taką konstrukcją, to powinien poważnie zastanowić się nad wyborem tej powieści. Dla mnie „Ciemna strona małżeństwa" była niezwykle udaną lekturą, ale ja lubię nurzać się w emocjach, im  więcej jest rozterek i brudu tym lepiej się „bawię”, może to trochę chore, ale cóż na to poradzić... W każdym razie powieść Adama Rossa to bardzo dobre studium miłości, słodko-gorzka opowieść o byciu we dwoje, o braku porozumienia i spalającej namiętności, napisana w porywający i niepokojący sposób.

Czytaj dalej »

Kocha, lubi, pragnie. Zbigniew Lew-Starowicz, Paulina Reiter

Zbigniew Lew-Starowicz, Paulina Reiter

KOCHA, LUBI, PRAGNIE

Wydawnictwo: Znak Literanova
Data premiery: 1 sierpnia 2014
Stron: 288
Oprawa: Miękka

Moja ocena: 7/10 – bardzo dobra



Słyszeliście o Zbigniewie Lwie-Starowiczu? Jeśli nie, to pokrótce przedstawię jego osobę. Profesor Zbigniew Lew-Starowicz to prezes Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego i Polskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej, psychiatra i psychoterapeuta, biegły sądowy, autor wielu publikacji z zakresu psychologi i seksuologii, w skrócie naczelny seksuolog kraju. Miałam przyjemność czytać kilka książek profesora, m.in. „Vademecum sztuki miłosnej” i „Barwy seksu”, poza tym często zdarzało mi się słuchać jego audycji w Polskim Radiu oraz wystąpień w programach telewizyjnych, dlatego śmiało mogę powiedzieć, że żywię wielką sympatię do profesora, głównie za jego profesjonalizm, takt i bezpośredniość. 

Profesor Zbigniew Lew-Starowicz/fot Marek Szczepański/Przekrój
Stąd też kiedy pojawiła się książka „Kocha, lubi, pragnie”, która jest zapisem rozmowy prof. Zbigniewa Lwa-Starowicza z redaktorką naczelną „Wysokich obcasów” Pauliną Reiter, to postanowiłam, że koniecznie muszę ją przeczytać. Stało się, z przyjemnością poddałam się tej lekturze, raz, że w rozmowie poruszone jest wiele istotnych kwestii dotyczących sfery erotycznej, a dwa, dialog jest szczery i prowadzony w bardzo sympatycznej, przyjaznej atmosferze. Głównym tematem książki jest pożądanie, a dokładniej jego różne oblicza. Jednak Paulina Reiter nie tylko pyta profesora o to jak obudzić uśpioną namiętność, ewentualnie jak wyciszyć tę nadmiernie rozbuchaną, ale też dopytuje się o pragnienia kobiet i mężczyzn. Wbrew pozorom sprawa nie jest tak oczywista jakby się wydawało, na szczęście profesor skrupulatnie wyjaśnia intymny świat obu płci (przytaczając liczne przykłady ze swojej pracy terapeutycznej) i naświetla różnego rodzaju różnice pomiędzy kobietami i mężczyznami, jak choćby te dotyczących podniecenia, które u mężczyzn jest prostą reakcją, a u kobiet przebiega nie tylko w fazie fizycznej, ale też psychicznej. Zakładam, że dla osób, które liznęły (nie, to wcale nie jest podtekst) wiedzy z zakresu seksuologi, większość poruszonych tematów nie będzie odkrywcza. Jednak rozmowy są tak interesująco prowadzone i urozmaicone poradami, testami, także radami m.in. stylistki i antropolożki, oraz listami osób, które bez skrępowania piszą o swoich potrzebach i oczekiwaniach, że uzupełnienie wiedzy lub też jej poszerzenie nikomu nie zaszkodzi, w końcu seks to ważny element naszego życia, to dające radość spoiwo związku, dlatego dbanie o tę sferę życia powinno być obowiązkowe. Poza tym z książki dowiecie się dlaczego Ryan Gosling spędza sen z powiek nie jednej kobiecie i dlaczego „Pięćdziesiąt twarzy Graya” ma takie wzięcie, ale przede wszystkim uzyskacie odpowiedź na pytanie, co zrobić aby cieszyć się z wielkiej mocy pożądania, jak je obudzić i kontrolować, żeby móc korzystać z tego wyjątkowego uczucia. Z tych właśnie powodów bardzo polecam „Kocha, lubi, pragnie”, bo jest to wyjątkowa pozycja, która z całą pewnością ułatwi relacje damsko-męskie, nie tylko te dotyczące współżycia seksualnego, ale również te na poziomie komunikacji werbalnej, dzięki czemu o wiele łatwiej będzie można osiągnąć sukces w sferze intymnej, a tym samym trafić na wyżyny seksualnej rozkoszy. 

 
 

Czytaj dalej »

Zakochać się. Cecelia Ahern

Cecelia Ahern

ZAKOCHAĆ SIĘ

Wydawnictwo: Akurat
Rok wydania: 2014
Stron: 416
Oprawa: Miękka

Moja ocena: 7/10 – bardzo dobra 



Los dla Christine Rose nigdy nie był łaskawy, ale że należy ona do upartych osób, to walczy o swoje szczęście, z różnym skutkiem, bo i poradniki z których korzysta nie zawsze należą do najlepszych. Mimo to kobieta ma spore pokłady optymizmu, które były na wyczerpaniu w momencie, w którym Christine po raz drugi trafiła na samobójcę. Przy pierwszym spotkaniu nie najlepiej jej poszło, ale tym razem postanowiła, że zrobi wszystko, aby uratować mężczyznę próbującego skoczyć z dublińskieg mostu Ha'penny. Na zdesperowanego Adama nie działały żadne argumenty, jedyne co przyciągnęło jego uwagę, to obietnica, że Christine przekona go do tego, że warto żyć, i zrobi to w terminie dwóch tygodni, do dnia jego urodzin. Nie bacząc na konsekwencje kobieta zawarła z niedoszłym samobójcą umowę, tyle że planu terapii nie miała, a i osobistych problemów jej przybywało.

 Wspomagacze do książki być muszą ;-)

Do książek w tytule których jest słowo „miłość”, „randka” albo opis nawiązujący do różnego rodzaju podrywów podchodzę jak pies do jeża, bo zazwyczaj to ckliwe czytadła, po których najczęściej mam mdłości, ale powieść Cecelii Ahern zauroczyła mnie. Dlatego że opisana historia jest niesamowita, niezwykle optymistyczna, pełna nadziei, dobrego humoru i sympatycznych bohaterów, którzy mimo że od życia dostali baty, to jednak starają się je tak ułożyć, aby u kresu móc powiedzieć, że ich los jest spełniony, że są szczęśliwi. Zakładam, że dla wielu osób takie przesłanie jest banalne i okej, ale tak naprawdę to czego pragniemy, często niewiele ma współnego z rzeczywistością, bo boimy się wykonać decydujący krok i wybieramy stabilną niedolę niż ryzyko związane z walką o własne szczęście. Tak właśnie jest z bohaterami powieści „Zakochać się”. Jedni decydują się na konkretne działania jak np. Christine, inni cichutko „siedzą w kącie”, a jeszcze inni, jak Adam kumulują swój ból i wpadają w depresję. Być może dla niektórych osób będzie zaskoczeniem, że bohaterem, którym trzeba się opiekować, jest mężczyzna. To takie, w kobiecej literaturze, nietypowe. Na początku dziwnie mi z tym było, ale uważam, że autorka miała świetny pomysł kreując tak tę historię, ponieważ pokazała, że mężczyzna to też człowiek, a nie „the body” służące do wzdychania i ogrzewania zimną nocą, no może nie tylko zimną... W każdym razie tworząc postać, która z pozoru jest stabilna emocjonalnie, pokazała, że stan chronicznego przygnębienia nie dotyczy jednej płci. Poza tym Ahern wskazuje placem na to, co warto docenić. Stawia na szczerość, prostotę, uczucia oraz podkreśla ważność rozmowy, w której jej bohaterka - Christine jest mistrzynią. Co tu dużo pisać, lubię tę babkę, co z tego, że czasami jest nieporadna, ale jest naturalna, dowcipna, potrafi też zakląć jak szewc, a poza tym ma wielkie serce i duuuże pokłady cierpliwości.

Chociaż finał historii nie jest zaskakujący, to z przyjemnością czytałam „Zakochać się”, bo opowieść ma w sobie tak wiele ciepła, radości i uhmmm... romantycznych scen, że pozwala się rozmarzyć i naładować wewnętrzne akumulatory pozytywną energią, a tego każdej kobiecie - od czasu do czasu - potrzeba, dlatego gorąco polecam najnowszą powieść Ceceli Ahern, bo gwarantuje ona miłe spędzenie czasu.
 
Czytaj dalej »

Ostre przedmioty. Gillian Flynn

Gillian Flynn

OSTRE PRZEDMIOTY

Wydawnictwo: G+J
Rok wydania: 2007
Stron: 283
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami

Moja ocena: 7/10 – bardzo dobra



Jakiś czas temu, będąc w bibliotece, poszukiwałam „Zaginionej dziewczyny” Gillian Flynn, niestety książka jest tak oblegana, że trafienie na nią zakrawa na cud. Jednak w oczy rzuciła mi się debiutancka powieść autorki „Ostre przedmioty”. Po raz kolejny uległam rekomendacjom, o dziwo ciągle trafiam na książki, które zachwala King albo Coben, dziwna sprawa... Dodatkowym elementem zachęcającym do sięgnięcia po powieść była informacja, że jest to najlepszy thriller serwisu internetowego Amazon.com w 2006 roku. Nominacja na pewno nie jest wyssana z palca, bo książka jest bardzo dobra, nie najlepsza, ale jej atmosfera, bohaterowie, to majstersztyk, kto by pomyślał, że to debiut.

Bohaterką „Ostrych przedmiotów” jest Camille Parker dziennikarka chicagowskiego „Daily Post”, która kombinuje jak zdobyć Pulitzera. Niestety jej talent dziennikarski pozostawia wiele do życzenia. Szansą na artykuł wszech czasów jest sprawa zabójstwa dwóch małych dziewczynek. Problem w tym, że aby go napisać, Camille musi powrócić w swoje rodzinne strony, do neurotycznej matki i aroganckiej i ordynarnej nastoletniej przyrodniej siostry, której tak naprawdę nie zna. Podróż ta nie napawa jej optymizmem, ponieważ malutkie miasteczko Wind Gap to dla niej siedlisko przykrych wspomnień, powód jej pijaństwa i samookaleczeń. Jednak obowiązkowość i chęć odkrycia mordercy sprawia, że Camille mocno angażuje się w śledztwo, zaczyna sama poszukiwać prawdy, która okaże się ponad jej siły.

U mnie jest tak gorąco, że bez wiatraka i zimnego napoju nie idzie żyć, szczególnie gdy czyta się tak emocjonującą lekturę.
Na początku nie mogłam się przekonać do tej książki. Głownie dlatego, że sfiksowana bohaterka, która jest kobietą posiadającą bardzo marny kodeks moralny, nie przekonywała mnie do siebie. Ciągle skacowana, poraniona fizycznie i psychicznie wydawała się absolutnie nie pasować do obrazu rzetelnej dziennikarki, ani do przykładnego rytmu Wind Gap, ale jak wiadomo, w zabitych dechami mieścinach zazwyczaj dzieją się rzeczy od których włos się jeży, a mieszkańcy to przedziwni osobnicy o archaicznych poglądach, do których żadne racjonalne argumenty nie docierają. Wraz z rozwojem akcji Camille odkrywa małomiasteczkową mentalność, a także tajemnicze wydarzenia ze swojej przeszłości, które pozwalają zrozumieć, dlaczego stała się taką, a nie inną osobą. To, jak i haniebne wydarzenia mające miejsce w „urokliwej” mieścinie, sprawiają, że przykro czytać o zdeprawowanych wyczynach młodych ludzi, a jeszcze bardziej o dzieciach desperacko pragnących miłości. Nagle to spokojne Wind Gap jawi się jako siedlisko najgorszego zepsucia, ma się wrażenie, że nie ma w nim ludzi zdrowych psychicznie, a wszędzie panuje obsceniczność i plugastwo. Atmosfera zła jest ogromnie odczuwalna, w tej książce jest duszno, ohydnie, jednym słowem przeraźliwie. 

Mnie historia zmęczyła psychicznie, dlatego że Gillian Flynn zrobiła z niej bardzo dobre studium psychologiczne, które ukazuje skutki emocjonalnej pustki. Czytanie o ludziach, którzy przez pokolenia doświadczali tego co najgorsze, i przekazywali wyprany z emocji gen swoim dzieciom, jest ogromnie przytłaczające. Klimat osaczenia i obłędu wytrąca z równowagi i za to należy się wielki plus autorce, jak również za mistrzowski obraz amerykańskiej prowincji. Narzekać tylko mogę na niewystarczające napięcie, które przydałoby się temu najlepszemu thrillerowi roku 2006, na szczęście wiele innych emocji takich jak gniew, irytacja, wzburzenie jest stale obecnych, co trochę niweluje zapotrzebowanie na dreszcz niepokoju. Żałuję również, że krąg podejrzanych jest bardzo skromny, przez co łatwo wytypować sprawcę, lecz mimo że nie myliłam się obstawiając główny czarny charakter, to jednak finał historii wbił mnie w fotel. Wiele o tej książce można pisać, ale pewne jest to, że to bardzo udany debiut, który ukazuje talent autorki, już nie dziwi mnie, że „Zaginiona dziewczyna” oceniana jest tak wysoko, w końcu praktyka czyni mistrza. Bardzo polecam „Ostre przedmioty” oczywiście o ile wasza psychika jest w stanie podołać okropieństwu, bo mimo że w tej historii nie jest ono krzykliwe, nie razi maniakalnym epatowaniem wulgaryzmami, to jednak trudno wyrzucić go z głowy.

Czytaj dalej »

Skradziona. Clara Sanchez

Clara Sanchez

SKRADZIONA

Wydawnictwo: Znak Literanova
Rok wydania: 2014
Stron: 480
Oprawa: Miękka

Moja ocena: 6/10 - dobra



Na początku 2011 roku w mediach pojawiła się informacja o sprzedawaniu noworodków w Hiszpanii. Proceder miał miejsce na przestrzeni wielu lat, udział w nim brali lekarze, położne, zakonnice, a nawet wysoko postawieni urzędnicy, tworząc zorganizowaną mafię zarabiającą na handlu dziećmi. Działalność tych osób polegała na tym, że oszukiwano kobiety, najczęściej pochodzące z nizin społecznych lub znajdujących się w trudnej sytuacji, że ich dziecko zmarło przy porodzie. Fałszowano akt urodzenia i akt zgonu, i sprzedawano maleństwo osobom nie mogącym mieć potomstwa. Stowarzyszenia pokrzywdzonych twierdzą, że w ciągu 50 lat takich działań, bezprawnie odebrano 200 tysięcy niemowląt, to zatrważająca suma i ogromny dramat wielu ludzi. 

Ivaro Minguito/Demotix/Corbis. 27 stycznia 2013 rok. Manifestacja w sprawie ukradzionych dzieci. Artykuł w Polityce - Zrabowane dzieci.
Skradziona” Clary Sanchez jest powieścią nawiązującą do tego szokującego procederu. W opowieści poznajemy najzwyklejszą w świecie rodzinę, mamę, tatę i dwoje uroczych dzieciaków. Dziesięcioletnia Veronika jest bystrą dziewuszką, szybko zauważa, że tajemnicza teczka na dokumenty zawiera cztery, a nie trzy przegródki. W tej zaskakującej części odkrywa zdjęcie przedstawiające dziewczynę, trochę od niej starszą, która – jak informuje napis na odwrocie – ma na imię Laura. Nagle do Veroniki dociera, że to imię nie raz pojawiało się w szeptanych rozmowach rodziców. Skojarzyła też, że jej mama często jest rozdygotana na wspomnienie tego imienia. Dziewczyna intuicyjnie czuje, że historia o Laurze nie jest dla niej przeznaczona, że musi zachować milczenie na temat znalezionego zdjęcia i bliżej przyjrzeć się zachowaniu rodziców. Jej odkrycie sprawi, że życie dwóch rodzin diametralnie się zmieni.

Powieść porusza kontrowersyjny temat, dlatego też historia budzi wielkie emocje. Nie sądzę, aby ktokolwiek mógł pozostać obojętny wobec dramatu ludzi, którzy stracili dziecko, a zwłaszcza względem zdesperowanej matki, której sensem życia jest odnalezienie córki, dziecka, które uznane było za zmarłe. Niewiara najbliższych w jej podejrzenia sprawia, że tragedia staje się jeszcze dotkliwsza. Zaś moment, w którym poszukiwania przejmuje nastolatka, dorastająca wśród atmosfery tajemnicy, budzi ogromne wzruszenie. Desperacka walka od okrycie prawdy sprawia, że widzimy niezwykły obraz rodziny, która jedynie połączona jest w stanie doznać szczęścia i spokoju. Historia jest tym dotkliwsza, że opowiedziana jest w pierwszej osobie i na dwa głosy. Te dwie wersje, to dwa punkty widzenia na tę smutną sprawę. Jednak to co jest walorem tej książki, czyli różne spojrzenia, są zarazem jej wadą, ponieważ zwierzenia bohaterek, mimo że momentami absorbujące i ważne, często są przydługie, a tym samym nudne. Efekt byłby inny gdyby w historii było więcej dynamizmu: akcji, dialogów, a nie tylko refleksji i analiz. Pomimo nużących momentów, historia podobała mi się, z ekscytacją czekałam na rozwiązanie zagadki porwania, chociaż według mnie, zbyt sprawnie szło Veronice śledztwo, nie rozumiem też pewnych aspektów, ale zrzucam to na karb literackiej fantazji Clary Sanchez, która kupiła mnie pięknym, dbałym i ekspresywnym stylem. „Skradziona” jest dobrą powieścią, która genialnie oddaje wahania i rozterki pokrzywdzonych ludzi oraz pokazuje bezwzględność mafijnego procederu. Jeśli nie boicie się przyciężkawej i powolnej fabuły, a także nie stronicie od trudnych tematów, to jak najbardziej polecam tę powieść.

Czytaj dalej »

Wśród nocnej ciszy. Roman Bratny

Roman Bratny

WŚRÓD NOCNEJ CISZY

Wydawnictwo: Krajowa Agencja Wydawnicza
Rok wydania: 1987
stron: 108
Oprawa: Miękka

Moja ocena: 7/10 – bardzo dobra 




To wszystko wydarzyło się w Polsce. W latach siedemdziesiątych. Była taka „pasterka”, było trzydziestu milczących, zaprzysiężonych świadków zbrodni(...)”

Powieść Romana Bratnego opowiada o koszmarnym zdarzeniu, które miało miejsce w nocy z 24 na 25 grudnia 1976 roku, we wsi Zrębin, w dawnym województwie tarnobrzeskim. Podstępnie wywabiono z pasterki i dokonano mordu na 18-letniej Krystynie Łukaszek, będącej w 5 miesiącu ciąży, na jej 25-letnim mężu Stanisławie i jej 12-letnim bracie Mieczysławie. Kiedy wśród zaśnieżonych pół rozchodził się śpiew kolęd, najbogatszy człowiek we wsi Jan Sojda, notabene spokrewniony z Krystyną, wraz ze swoim szwagrem i zięciem katował młode małżeństwo. Wcześniej potrącił samochodem nastoletniego Mieczysława, a kiedy już uporał się z jego najbliższymi, dokończył to, co z nim zaczął; rzucił go pod koła ciężkiego samochodu i kilkakrotnie przejechał po jego głowie. Następnie upozorował wypadek, a wszystko to działo się na oczach ponad 30 świadków, których zabójcy zobowiązali do milczenia przysięgą krwi. Motywem zabójstwa była banalna sprawa, otóż rodzina Krystyny, Kalitowie, oskarżyli córkę Sojdy o kradzież weselnej kiełbasy, a jako że wielki bauer Jan Sojda nie mógł pozwolić na to, aby biedacy obrażali jego najbliższych, to zaplanował makabryczny czyn. Jednak nie tyle same pogłoski miały wpływ na zbrodniczy plan, co wieloletnia nienawiść pomiędzy rodziną Kalitów i Sojdów, a ta błaha pogłoska stała się kroplą, która przepełniła czarę goryczy. O tym jak zakończyła się ta sprawa, zwana sprawą połaniecką, można poczytać na większości portali m.in. Tu i Tu, dodam jeszcze, że ostatecznie sprawcy zabójstwa otrzymali najwyższą karę ówczesnych czasów. 

Wizja lokalna. Źródło
Po raz pierwszy zetknęłam się z tą sprawą w powieści Zygmunta Miłoszewskiego „Ziarno prawdy” , ale sądziłam, że jest wytworem wyobraźni autora. Jednak wydarzenia były tak szczegółowo opisane, że zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie są prawdziwe. Google pokazały, że jednak ten koszmar bożonarodzeniowej nocy miał miejsce. Zbrodnia wstrząsnęła mną, nie byłam w stanie zrozumieć, że nikt nie zareagował, nikt nie pomógł tym ludziom, zwłaszcza że wśród nocnej ciszy rozchodził się krzyk Krystyny błagającej o litość. Poza tym świadkowie milczeli jak zaklęci, gdzie było ich sumienie? Poczucie winy? Gdzie człowieczeństwo? Byłam tak zbulwersowana tą sprawą, że nie mogłam o niej zapomnieć, dlatego poszłam dalej w ten temat i wypożyczyłam powieść Romana Bratnego, która opisuje wszystkie wydarzenia, włącznie z rozprawą w sądzie, jednak nie jest to reportaż, a beletrystyka, mimo że autor w posłowiu informuje, że tylko kilku bohaterów, w tym Bolek - kolega zamordowanego Mietka, książkowego Władka, są postaciami fikcyjnymi. Według mnie zmienionych jest kilka innych rzeczy i nie mam na myśli imion, nazwisk, czy nazw miejscowości, ale np. koneksje rodzinne. Jednak w tej książce nie to ma największe znaczenie, a wymowa, która - po części celowo - została podkręcona przez poetycki styl, a także nawiązania do wiary i moralności, szczególnie że większą część historii widzimy oczami Bolka, którego świadkowanie w tym haniebnym czynie, sprawiło, że została zachwiana jego wiara w Boga i w człowieka. Ta szczerość dziecka, jego zwątpienie w dobro i sens życia, jest ogromnie wzruszająca. Zresztą jak cała ta zatrważająca opowieść, w której zło i nienawiść przybiera jedną z najgorszych form, haniebną, wstrętną i niestety prawdziwą, mająca miejsce w Polskiej rzeczywistości. „Wśród nocnej ciszy” to niewielka książeczka, której treść daje zdrowo popalić, ale jeśli chcecie bliżej przyjrzeć się działaniom bohaterów, ich zamysłom, hipokryzji i bigoterii, oraz poznać dylematy czystej duszy, nieskalanej przez zło, to ta pozycja jest pod tym względem idealna.

Na podstawie książki powstał Film „Zmowa”. Planuję go obejrzeć, ale jakoś nie udaje mi się z organizować czasu na seans, ale jeśli go oglądaliście, to chętnie poznam Wasze opinie.
 
Czytaj dalej »

Czarny Wygon: Bisy II

Stefan Darda

CZARNY WYGON: BISY II

Wydawnictwo:Videograf
Rok wydania: 2014
Stron: 320
Oprawa: Miękka

Moja ocena: 6/10 - dobra



Czekałam, czekałam i się doczekałam. Po ponad dwóch latach od przeczytania pierwszego tomu serii Czarny Wygon wreszcie dane mi było poznać zakończenie historii o przeklętej wiosce na Roztoczu. Uczucia mam mieszane, bo finał, jak i konstrukcja powieści bardzo mi się podobały, ale mam niedosyt akcji w zatrzymanej w czasie wiosce, gdzie się podziała rozróba w Starzyźnie? To na nią tyle czasu czekałam, na to, że Witek Uchmann spuści taki łomot upiorom, że będę wióry i iskry leciały, a tu wszystko rozegrało się spokojnie, za spokojnie, wielka szkoda. Nie zmienia to jednak faktu, że książka jest dobra, a cały cykl – według mnie - rewelacyjny, bardzo zachęcam do jego przeczytania, dodam jeszcze, dla tych co nie wiedzą, albo nie pamiętają, że pierwsza część cyklu – „Czarny Wygon. Słoneczna Dolina”  znalazła się w pierwszej dziesiątce polskich horrorów wszech czasów, a „Czarny Wygon. Bisy” (trzeci tom) został uhonorowany Nagrodą Natilus za najlepszą powieść fantastyczną 2012 roku.



Skupmy się jednak na tym ostatnim tomie, w którym to autor zgrabnie zamyka wszystkie wątki, przez co „Bisy II” są książką logiczną i pomysłową, bo teoretycznie nie ma się do czego przyczepić, oczywiście poza tą mało widowiskową akcją w przeklętej wiosce. Nasz bohater Witold Uchmann - dziennikarz, który w poszukiwaniu materiału udał się na malownicze Roztocze, w okolice Zwierzyńca, wpakował się w nie lada kabałę. Zaczątkiem wszystkiego był brulion z opisaną tajemniczą historią wsi Starzyzna, która jak się okazuje, jest zatrzymaną w czasie osadą, gdzie pod dowództwem krwiożerczego proboszcza jest zgraja upiorów. Witek - po wielu przyprawiających o ciarki doświadczeniach - musi stawić czoła zmorom i stoczyć ostateczną walkę, ponieważ sprawy się zaogniają i demony zaczynają przenikać do realnego świata. 

Jak przystało na ostatni tom, wszystko w tej części pięknie się zazębia, nagle wszelkie domysły zaczynają przybierać odpowiednią formę, na początku niezbyt śpieszną, ale ku uciesze czytelników, wraz z rozwojem wydarzeń, Darda nie pożałował narzucających tempo zdarzeń, nie zabrakło też dramatycznych twistów i przerażających wyczynów bosa demonów czyli Czarnego, który zaczyna zdrowo motać w realnym świecie. To połączenie fikcji z faktami, z rzeczywistym tłem, jest niezwykle udane. Sprawia, że opowieść ma dużo bardziej niepokojący wydźwięk, chociaż akurat grozy jej nie brakuje, ponieważ historia sama w sobie skutecznie straszy, jako że nawiązuje do legend miejskich, a jeśli ktoś lubi te klimaty, pamięta dreszczyk niepokoju związany z opowiadaniem strasznych historii nocami na koloniach czy obozach, to będzie zachwycony serią „Czarny Wygon”. Poza tym autor umiejętnie wykorzystuje ludowe wierzenia i chrześcijańskie motywy, co również podbija atrakcyjność opowieści i sprawia, że jej oddziaływanie na czytelnika jest silniejsze, głównie dlatego że ścierają się siły dobra ze złem, a jak wiadomo tego typu walki są niezwykle zacięte, dodatkowo pozwalają ocenić czyny bohaterów po względem moralnym, a warto pamiętać, że niektórzy osobnicy z sumieniem mają nie po drodze.

W Moim odczuciu „Czarny Wygon. Bisy II” jest udaną częścią, ale niestety nie tak dobrą jak wcześniejsze tomy. Być może dlatego że postawiono w niej nacisk na uzasadnienie działań bohaterów i mimo że sporo się dzieje, postaciom nie brak wigoru, to jednak dynamika powieści nie jest na takim poziomie jakbym sobie życzyła, na szczęście Stefan Darda potrafi opowiadać i chcąc czy nie chłonie się tę historię, dlatego gorąco polecam ten cykl powieściowy, bo bezsprzecznie jest on warty uwagi.

Seria Czarny Wygon:
3. Bisy 


Czytaj dalej »

Ofiara. Pierre Lemaitre

Pierre Lemaitre

OFIARA

Wydawnictwo: Muza
Rok wydania: 2014
Stron: 352
Oprawa: Broszurowa ze skrzydełkami

Moja ocena: 6/10 – dobra

 
Ofiara” jest ostatnim tomem trylogii poświęconej charyzmatycznemu inspektorowi paryskiej policji Camille'owi Verhoevenowi. Jakiś czas temu głośno było o „Alex” (drugiej części) powieści o złożonej i zaskakującej intrydze. Tomem otwierającym trylogię jest, niestety u nas niedostępny, „Travails soigne”. Na mnie poprzednie książki autora zrobiły wielkie wrażenie, a zwłaszcza genialna „Suknia ślubna”, dlatego liczyłam, że „Ofiara” rzuci mnie na kolana, niestety tak się nie stało. Lemaitre nie zaskoczył mnie, nie zmienia to jednak faktu, że powieść jest dobrym thrillerem.

W życiu inspektora Verhoevea - wielkiego człowieka o niewielkim wzroście pojawia się kobieta. Ich relacja nie do końca jest jasna, ale pod każdym względem jest wyjątkowa. Szczególnie dla inspektora, który – pomimo upływającego czasu – ciągle nie radzi sobie z tragiczną śmiercią ukochanej żony. Na szczęście powoli rodząca się miłość do Anne, delikatnej brunetki o urzekającym uśmiechu, otwiera go na nowe doznania. Niestety los szykuje dla inspektora okrutne doświadczenie. Jego ukochana zostaje brutalnie pobita, gdy przypadkowo zostaje świadkiem napadu na sklep jubilerski. Anne rozpoznaje oprawców, mimo to śledztwo prowadzi na dziwne tory, ale Verhoeven nie odpuszcza, używając podstępu, za który grozi mu dyscyplinarne usunięcie z policji, prowadzi dochodzenie, to co odkryje o napadzie, a także o swojej nowej miłości przewróci jego świat do góry nogami.


Pierre Lemaitre jest doskonały w tworzeniu przewrotnych fabuł, ale jeśli chociaż raz posmakowało się twórczości tego pisarza, to już na stracie wiadomo, w którą stronę zmierza historia, ale to oczywiście wiadomość dla wtajemniczonych. Ci którzy rozpoczynają przygodę z trylogią (co z tego, że od ostatniego tomu, mnie się to często zdarza) powinni wiedzieć, że w powieści każda informacja zdobyta w trakcie śledztwa ma drugie dno, nic nie jest pewnikiem, wiadomo jedynie, że nawet jeśli nasza zdolność dedukcji osiągnie wyżyny, to i tak będziemy zaskoczeni. Taka metoda tworzenia jest niezwykle interesująca, bo nigdy nie wiadomo co dostaniemy w finale. Mnie bardzo się to podoba, mniej już to, że po przeczytaniu dwóch książek Lemaitre'a o wiele szybciej godzę się z szokującymi informacjami, a może wynika to z faktu, że dwa poprzednie tytuły dały mi mocno do wiwatu, omotały, wprawiły w zdumnienie, przez co mniej więcej wiedziałam co mnie czeka i dlatego intryga w „Ofierze” nie wprawiła mnie w tak wielkie osłupienie na jakie liczyłam. Mimo to uważam, że powieść jest niesłychana i pod wieloma względami idealna, choćby ze względu na wyjątkowych bohaterów. Takiego inspektora jak Verhoeven szukać ze świecą. Gość jest diabelnie inteligentny, nie ma zbrodni, której by nie rozwiązał, a do tego charakteryzuje się niewielkim wzrostem (ma tylko 145 cm), genialnym talentem do rysunku, który odziedziczył po matce cenionej malarce, i... stanami depresyjnymi. Poza tym Lemaitre to mistrz słowa, jak mało kto potrafi wnikać w psychikę postaci, dzięki czemu znakomicie opisuje przeżycia bohaterów, tworząc obraz ludzi emocjonalnie pokiereszowanych. Potrafi również wywołać dławiącą atmosferę niepokoju i liryzmu, która w połączeniu z zagadkową fabułą i wewnętrznymi rozterkami bohaterów daje niespotykany, pasjonujący efekt. Reasumując, „Ofiara” jest bardzo dobrą książką, która na pewno niejednego czytelnika wprawi w zdumienie, wywoła też wiele innych emocji, ponieważ historia jest niezwykle udanym thrillerem psychologicznym, dlatego też polecam ją osobom ceniącym sobie ten typ literatury.
Czytaj dalej »

Pogodynek. Steve Thayer

Steve Thayer

POGODYNEK

Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2010
Stron: 468
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami

Moja ocena: 6/10 - dobra


 
Pogodynek” jest książką, która dała mi niezły wycisk. Wynudziłam i złościłam się na niej co niemiara, jednak w ogólnym rozrachunku uważam,  ją za dobrą lekturę, choćby dlatego że końcowa część nie pozwoliła mi zasnąć i była przez kilka dni tematem moich myśli i rozmów, i chyba nie tylko moich, bo na okładce książki krzyczy rekomendacja Stephena Kinga „To zdumiewająca historia, jedna z tych, które zostają w mojej pamięci na długi czas”. Na początku sądziłam, że to kpina, ponieważ pierwsza część pod niepokojącym tytułem „Nadciąga burza” jest tragiczna i gdyby nie mój upór, to powieść byłaby rzucona w kąt, ale przejdźmy do rzeczy.

W tej pierwszej niewdzięcznej części, która stanowi połowę książki, poznajemy wszystkich bohaterów dramatu, w tym: Dixona Bella – gwiazdę lokalnej telewizji, meteorologa, który posiada niezwykły dar przepowiadania pogody, Ricka Beanblossoma kontrowersyjnego producenta telewizyjnego, który pod niebieską maską ukrywa poparzoną na wojnie twarz, i cud urody Andreę byłą policjantkę, a obecnie ambitną dziennikarkę ubiegającą się o stanowisko prezenterki. Losy trójki bohaterów połączy przedziwna relacja, po części podyktowana przez dramatyczne okoliczności, dlatego że podczas anomalii pogodowych ktoś zabija młode kobiety i niestety wszystkie dowody prowadzą do telewizji Sky Higs News. 


Ta wprowadzająca część była mi kulą u nogi, m.in. dlatego że liczyłam na śledztwo, którego najzwyklej w świecie nie ma, jedynie od czasu do czasu dowiadujemy się, że policja na coś trafiła, zazwyczaj na byle jaką poszlakę. Przykro stwierdzić, ale większego napięcia w tej części nie idzie dostać, za to autor Steve Thayer prezentuje niezwykle skrupulatne charakterystyki bohaterów oraz stosuje fachową terminologię z dziedziny meteorologi i dziennikarstwa. Na szczęście dobry styl pisania i zdolność do tworzenia pięknych, plastycznych opisów przyrody pomaga przetrwać tę nużącą część. Po niej następuje gwałtowne przyśpieszenie, głównie dlatego że zostajemy zmuszeni, w pozostałych dwóch częściach, do zajęcia stanowiska dotyczącego ustawy wprowadzającej karę śmierci. W tym momencie zaczyna się jazda, bo jest już podejrzany, do którego czujemy sympatię a nie antypatię i wizja krzesła elektrycznego. Czytając wszystkie za i przeciw ustawy można srodze się poplątać, szczególnie że Thayer konfrontuje wypowiedzi rodzin, które w wyniku brutalnego zabójstwa straciły najbliższych i osób poczuwających się do odpowiedzialności za ochronę przyszłych ofiar. Wszystkie te dysputy sprawiają, że poddenerwowanie sięga zenitu, zwłaszcza że ustawa wchodzi w życie, przez co dostajemy przerażający obraz osadzonego, którego kres życia nastąpi w celi śmierci.

Mnie ta historia doprowadziła do wyczerpania psychicznego, zapewne też dlatego że osadzony co nieco kojarzył mi się z Coffeyem z „Zielonej mili”, więc mocno przeżywałam jego wyrok, który jak się okaże nie będzie miał sprawnego przebiegu. Poza tym kontrowersyjna tematyka nie ułatwiała mi czytania, jednak muszę przyznać, że autor mnie zaskoczył i, z perspektywy czasu, stwierdzam, że całkiem dobrze sobie poradził z niełatwym tematem. Nie zmienia to jednak faktu, że „Pogodynkowi” daleko do thrillera, według mnie to całkiem niezły dramat obyczajowy, który niestety nie uniknął pewnych nielogiczności, nierównego prowadzenia i pewnego zagmatwania, bo należy pamiętać, że historia jest wielowątkowa i oprócz motywu przewodniego jest też w nich multum odniesień do polityki i problemów społecznych, oraz osobistych rozterek bohaterów, dlatego powieść Thayera polecam wytrwałym czytelnikom, którzy lubią zmagać się z problematyczną tematyką.
Czytaj dalej »

Pozostawieni. Tom Perrotta

Tom Perrotta

POZOSTAWIENI

Wydawnictwo: Znak Literanova
Rok wydania: 2014
Stron: 368
Oprawa: Miękka

Moja ocena: 7/10 – bardzo dobra


Unikam telewizji, dlatego nie znam się na serialach, ale jak tylko usłyszałam o „Pozostawionych” serialu HBO powstałym na motywach książki Toma Perrotty - scenarzysty i autora „Małych dzieci”, to postanowiłam, że muszę przeczytać tytułową powieść, ponieważ jej tajemnicza fabuła działała na mnie ogromnie,  a teraz, po jej przeczytaniu, kto wie czy nie obejrzę serialu, dlatego że „Pozostawieni” zrobili na mnie duże wrażenie.

14 października zaginęło tysiące ludzi, tak po prostu, z nieznanych powodów wyparowali, wsiąkli, przepadli. Ci co pozostali utracili grunt pod nogami, osamotnieni rodzice, małżonkowie, dzieci... wszyscy są zdezorientowani. Nie potrafią pogodzić się ze stratą, zwłaszcza że nie ma dobrego wytłumaczenia dla tego zjawiska. Wiele jest pytań, ale żadnych odpowiedzi. Trzy lata po tym wydarzeniu poznajemy małą społeczność w Mapelton, a w szczególności burmistrza miasteczka Kevina Garvey'a, którego porzuciła żona Laurie wybierając sektę religijnych fanatyków zwaną Winni Pozostali, zostawiając go z dwójką dorastających dzieci Tomem – zaangażowanym w Ruch Uzdrawiających Objęć, i Jill – zagubioną nastolatką.

Kiedy zabierałam się za czytanie tej książki sądziłam, że będę miała do czynienia z science fiction, którego celem będzie wyjaśnienie zagadki zaginionych osób, nic z tych rzeczy. Perrotta stworzył historię, która w głównej mierze skupia się na stanie psychicznym osób pozostałych. To oni są fundamentem opowieści, zaginięcia, czy też zjawisko przez niektórych nazwane porwaniem Kościoła, służą do ukazania emocjonalnego bólu tych, którzy z powodów niewyjaśnionych nie zaginęli. Autor w sugestywny sposób opisuje ich tragedię i o ile dla rodziny burmistrza 14 października nie był szczególnie dramatyczny, tak dla wielu innych np. dla Nory, która straciła męża i dwoje dzieci, był najgorszym dniem w życiu, który sprawił, że stała się inną osobą, nie odeszła ciałem, ale duchem. Historii ludzi ekstremalnie doświadczonych jest wiele, dlatego powieść czyta się ze wzruszeniem, tym bardziej że trafiamy na wiele refleksyjnych, mocno przygnębiających treści, w których na szczęście odnajdujemy nadzieję i ducha walki.


Wybierając na lekturę „Pozostawionych” warto mieć na uwadze, że jest to powieść psychologiczna, która nie charakteryzuje się pośpieszną fabułą i rozbudowanymi dialogami. To nostalgiczna i niepokojąca powieść, która przedstawia interesujące spojrzenie na kształtowanie się społeczności po globalnej tragedii. Możemy zaobserwować etapy radzenia sobie ze stratą, próby powrotu do rzeczywistości, ale również powstawanie nowych wyznań i Kościołów. Wątek nawiązujący do religii jest niezwykle absorbujący, ponieważ ukazuje potrzebę poszukiwania odpowiedzi, ratunku i bezpiecznej bazy, czegoś co można się trzymać w chwili zwątpienia. Dla mnie, dla wampira, który uwielbia żerować na wewnętrznym Ja bohaterów, ta książka jest prawie idealna, prawie, dlatego że jednak dręczy mnie pytanie, co z zaginionymi? Trochę żałuję, że autor nie poszedł dalej i nie podrzucał podpowiedzi, nie sugerował rozwiązań (chociaż może motyw z porwaniem Kościoła taki właśnie jest) i nie stworzył zdecydowanie większego napięcia. Ale jest to do przeżycia, ponieważ styl Perrotta, bardzo dbały i błyskotliwy, a także bohaterowie, którzy są tak prawdziwi i szczerzy w swoich wypowiedziach, że często z bólem serca czyta się ich wyznania, sprawiają, że lektura „Pozostawionych” jest niebywale zajmująca. Sądzę, że czytelnicy lubiący zmagać się z wewnętrznymi przeżyciami bohaterów i dla których szybka akcja nie jest wyznacznikiem dobrej powieści docenią tę książkę.

Zwiastun serialu „Pozostawieni”. 
Oglądaliście odcinek pilotażowy?

Czytaj dalej »