Komu w drogę...

Nie potrafię zagrzać na dłużej miejsca. Ten rok jest po znakiem mniejszych i większych wyjazdów, a także poważnych prac. Rozbudowuję i remontuję swój domek, tak więc służbowe obowiązki wzięły górę nad pasją. Czytanie i prowadzenie bloga musiałam odstawić na boczny tor. Oczywiście nie jest tak, że wyrzekłam się książek, co to to nie. W mojej torbie podróżnej czytnik e-booków zajmuje zaszczytne miejsce. Jednak z nadmiaru obowiązków nie jestem w stanie poświęcić czytaniu tyle czasu ile bym chciała.

Tak naprawdę już od ponad tygodnia jestem w pięknej Bawarii, publikacja ostatnich kilku postów została zaplanowana, więc wybaczcie mój brak aktywności. Wiem, że nieobecność jednej istoty nie czyni armagedonu w blogowym świecie, ale uwierzcie mi, że brakuje mi dyskusji, uwag, a nawet zatargów wynikających z mojego rozemocjonowania. Mam nadzieję, że za klika tygodni powrócę na dłużej do blogowania. Na koncie mam przeczytanych kilka ciekawych książek, o których chciałabym co nieco napisać, m.in głośnym "Zanim się pojawiłeś" i jego udanej kontynuacji "Kiedy odszedłeś". Intrygującej "Kobiecie, którą kochał", niespokojnej powieści Johnstona "W dół", czy uwodzicielskiej "Czarownicy" Anny Litwinek. W najbliższych planach mam też sporo godnych uwagi powieści, dlatego sądzę, że byłoby o czym "porozmawiać". 

Jednak zanim to nastąpi... Do zobaczenia, trzymajcie się ciepło i dajecie latu oszaleć. Do miłego...


Czytaj dalej »

Japonki nie tyją i się nie starzeją

Która z nas nie chce być piękna i zdrowa. I nawet nie chodzi o to, że obecnie modne jest bycie fit. Po prostu dobrze jest być sprawnym i zadbanym człowiekiem. Sekret dobrej kondycji odkryli Japończycy. Pytanie ile w tym dobrych genów a ile diety i aktywnego stylu życia?

Okazuje się, że mieszkańcy Japonii, urodę i kondycję zawdzięczają głównie odpowiedniemu odżywianiu. Siedem filarów japońskiej kuchni: ryby, warzywa, ryż, soja, makarony, herbata i owoce - czynią cuda. Ponieważ dostarczają organizmowi wszystkich niezbędnych witamin i minerałów. Poza tym Japończycy jadają często i mało. Nie bez znaczenia jest też sposób podania. Dania serwuje się w małych, pięknych naczyniach. Celebracja posiłków to rodzaj sztuki, który oprócz tego, że jest ekspozycją świeżości i bukietem aromatów, jest też łącznikiem więzi rodzinnych.

Jak się okazuje Japończycy to miłośnicy sportu. Utrzymanie aktywności fizycznej jest częścią japońskiego stylu życia. Gimnastyka jest u nich w dobrym tonie, jak również spacery i długie, piesze wycieczki. Poza tym mieszkańcy kraju kwitnącej wiśni sporo czasu spędzają jeżdżąc na rowerze, grając w tenisa, piłkę nożną i uprawiając sztuki walki. Dzięki aktywnemu trybowi życia unikają stresów, a tym samym problemów z chorobami układu krążenia. 

Można pomyśleć, że to wszystko jest mocno naciągane, ale statystyki nie kłamią. To w tym wysoko uprzemysłowionym kraju mieszkańcy żyją najdłużej, a wskaźnik otyłości u Japończyków jest najniższy wśród krajów rozwiniętych. Dowodem na to jest też autorka książki Noami Moriyama, która po przyjeździe na studia do Stanów Zjednoczonych, w krótkim czasie przytyła 12 kilogramów - pizza, ciasteczka i lody robią swoje. Dopiero po powrocie do Tokio i przerzuceniu się na domową kuchnię, złożoną z pełnowartościowych i świeżych potraw, wróciła do dawnej figury.  

Nie jestem miłośniczką japońskiej kuchni, próbowałam, ale to nie mój smak. To co przeczytałam nie było też dla mnie odkrywcze, ale nie mogę odmówić japońskim daniom pomysłowości i różnorodności smaków. Z całą pewnością warto wprowadzić do swojego życia zalecenia Moriyamy, zwłaszcza że dobrych porad jest pod dostatkiem. W książce znajdziecie przepisy na smakowite dania, wiele ciekawych uwag odnośnie przyrządzania potraw, stylu życia Japończyków - ich kultury i historii, oraz naukowych informacji potwierdzających wyjątkowość tej orientalnej kuchni.

JAPONKI NIE TYJĄ I SIĘ NIE STARZEJĄ
Noami Moriyama, William Doyle
Wydawnictwo: Muza
Rok wydania: 2016
Oprawa: Miękka
Stron: 288

Moja ocen 7/10 - dobra

Czytaj dalej »

Dziewczyna w walizce. Raphael Montes

Teo to...psychopata, który wiedzie w miarę normalne życie. Mieszka w Rio de Janerio ze sparaliżowaną matką, studiuje medycynę, i szanuje tylko Gertrudę - zwłoki do badań medycznych. Wszystko się zmienia, kiedy na jednym z przyjęć poznaje Clarice. Dziewczyna jest spontaniczna, emocjonalna, przebojowa, i piękna. Reprezentuje wszystko to, co obce jest Teowi. W chłopaku rodzi się chora fascynacja, jest przekonany, że Clarice jest miłością jego życia i co więcej, że ona odwzajemnia jego uczucie. Nawet nie wie jak bardzo się myli. Dziewczyna odrzuca jego zaloty. Młodzieńcowi nie pozostaje nic innego, jak przekonać ją o tym, że rezygnacja z jego uczucia to wielki błąd, a robi to w bardzo niecodzienny sposób. Ogłusza ją i pakuje do wielkiej, różowej walizki. W późniejszym czasie rodzi się w jego chorej głowie plan na  wielką romantyczną podróż, z tym że jego towarzyszka jest nafaszerowana lekami uspokajającymi i skuta kajdankami. 

Znajomość z psychopatą nie należy do najprzyjemniejszych. Clarice dość szybko się o tym przekonuje, bo z chwilą wkroczenia Teo do jej życia, codziennością dla mniej stają się kajdanki, kneble, rozpórki na nogi i ręce, oraz zastrzyki ze środków znieczulających i uspakajających, ale przecież Teo ją kocha i wszystko co robi, robi dla jej dobra. Chore? Chore!

Muszę przyznać, że historia dziewczyny w walizce przyprawiała mnie o ciarki. Ponieważ przerażają mnie osobowości dyssocjalne, m.in. dlatego że wszelkie racjonalne próby uwolnienia się ze szponów takiej osoby są niemożliwe, a odwoływanie się do ich empatii i odruchów moralnych, to jak walka z wiatrakami. Montes doskonale ukazał mechanizm zaburzonej osobowości. Wprawdzie temat psychopatii nie jest dla fanów takiej tematyki czymś zaskakującym, i teoretycznie obraz Teo niczym specjalnym się nie wyróżnia. To jednak na pochwałę zasługuje kreatywna, pełna niecodziennych i zaskakujących zwrotów akcja, a także intrygujące dysputy bohaterów, które świetnie charakteryzują stosunek do życia człowieka z poważną dysfunkcją emocjonalną. 

Przewrotność intrygi mnie zachwyciła, dlatego ubolewam, że niektóre sceny były naciągane, przez co historia traciła na wiarygodności. Na szczęście niekonwencjonalne podejście do tematu sprawiło, że czytałam książkę z poruszeniem. Niech o moim zainteresowaniu nią świadczy fakt, że porzuciłam audiobooka czytanego przez Szymona Bobrowskiego, na rzecz e-booka, którego mogłam znacznie szybciej przeczytać, niż odsłuchać wersję audio. I mimo że "Dziewczyna w walizce" nie jest historią bez wad, to polecam ją, bo jest to dobra lektura, warta uwagi nie tylko ze względów rozrywkowych, ale też dlatego, że możemy się przekonać, jak ważna w życiu jest intuicja i umiejętność przewidywania. A'propos, Raphael Motes miał stworzyć niecodzienną historię miłości, gdyż o taką prosiła go matka, zakładam, że nie spodziewała się aż tak oryginalnej wersji.

DZIEWCZYNA W WALIZCE
Raphael Montes
Wydawnictwo: Filia
Rok wydania: 2016

Moja ocena: 7/10 - dobra+

Czytaj dalej »

Miasteczko. Robert Cichowlas, Łukasz Radecki

"Miasteczko" Roberta Cichowlasa i Łukasza Radeckiego to książka, którą zauważono i doceniono. Mnie od razu rzuciła się w oczy, choćby dlatego że zawsze podobały mi się prace obu pisarzy, ponieważ często są inspirowane twórczością Mastertona, do którego mam wyjątkową słabość. Niestety z bólem serca stwierdzam, że "Miasteczko" to dla mnie czytelnicze rozczarowanie roku, o którym przykro mi pisać. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak męczyłam powieść z mojego ulubionego gatunku, na dodatek nawiązującego do interesujących wierzeń słowiańskich.

Marcin Lanowicz jest pisarzem, któremu dokucza niemoc twórcza, m.in. dlatego postanowił wyjechać z żoną do Morwan, spokojnego i niewielkiego miasteczka w warmińsko-mazurskim. W tej oazie zieleni planuje odpocząć i pozbierać myśli. Niestety już na początku pojawiają się schody i to niemałe. Marcinowi ukazuje się duch zmarłego brata, który przestrzega go przed wyjazdem, ale co tam duch... Marcin pakuje walizki i kierując się prowizoryczna mapką, rusza w drogę. Morwany okazują się cudownym miejscem, istnym rajem, którego obraz psują przygaszeni i niedostępni mieszkańcy. Najbardziej intrygujące pozostają trzy siostry - wysokie, chude i blade - od których wzroku cierpnie skóra. Zdecydowanie jest coś nie tak, ale ani Marcin, ani jego żona nie dopuszczają do siebie myśli, że stali się zakładnikami owych przedziwnych, a tak naprawdę krwiożerczych i srodze napalonych bladolicych sióstr.

Bardzo lubię historie z motywem zaklętej wsi pośrodku lasu. Dzika przyroda wybitnie mocno działa na moją wyobraźnię, ale co z tego, skoro "Miasteczko" to nic innego, jak opowieść zawierająca multum elementów charakterystycznych dla tego typu powieści. Dlatego zawsze jesteśmy o krok przed bohaterami, wiemy - czy też możemy przypuszczać - jak potoczą się ich losy, wróć - kłamię, zapewne nie można się spodziewać odstręczających opisów erotycznych ekscesów "słowiańskich siostrzyczek", które nie gardzą żadnym rodzajem seksu, a najlepiej gdy okraszony jest krwią i fekaliami. I nie chodzi o to, że nie wiem jak smakuje hardcor horror, notabene niektóre sceny przypominały mi "Sukkuba" Edwarda Lee, ale u niego miały one jakiś sens. W przypadku "Miasteczka" wygibasy i fantazja krwiożerczych mar są słabą próbą przedstawienia "urody" diabolicznych nimfomanek. Irytował mnie również brak harmonijnego połączenia miedzy fragmentami cechującymi się dużym wyciszeniem a scenami gore. W moim odczuciu spora część tej książki to historia obyczajowa, w której mocne, obrzydliwe sceny są jakimś nieporozumieniem. Do szału doprowadzali mnie też bohaterowie ślepi i głusi na otoczenie. Rozumiem, że współczesnemu człowiekowi trudno zaakceptować niewyjaśnione zjawiska, ale nawet idiota przeżywając i widząc to, co bohaterowie, dopuściłby do siebie myśl, że coś jest na rzeczy. Zastanawia mnie też wątek prywatnego detektywa Flisa, który poszukując żony klienta, trafił do Morwan, ponieważ motyw ten nie wpływa na rozwój wydarzeń, nie licząc tego, że detektyw jako jedyny wykazywał się w miarę trzeźwą oceną sytuacji oraz miał bardzo słaby pęcherz i... zwieracz.
"Macie jakieś gacie na przebranie? - zapytał Flis - Przez te zmory znowu się zesrałem."
Teoretycznie pomysł na książkę był ciekawy, ale upakowano w tej powieści wszystko co możliwe, począwszy od koszmarów i duchów aż po jezioro krwi, a także zbiorowe lesbijskie i kazirodcze gwałty. Na dodatek historię przedstawiono nieciekawie, tempo szwankowało, wydarzeniom było brak logiki, a bohaterowie to niesympatyczni i bezmyślni osobnicy. Jednak żeby nie wyjść na malkontenta, to zaznaczę, że wyjątkowo ciekawie wypadły fragmenty z pamiętnika i koncepcja słowiańskiego mitu. Rozumiem, że obaj panowie mają zamiłowanie do horroru klasy B, zresztą ja również, ale po tak doświadczonych autorach spodziewałabym się ambitniejszej historii. Mimo że książka nie spodobała mi się, to nie napiszę, że należy jej unikać, gdyż horror to specyficzny gatunek, dlatego jak jesteście odważni albo ciekawi, to ryzykujcie. 


MIASTECZKO
Robert Cichowlas, Łukasz Radecki
Wydawnictwo: Videograf
Moja ocena: 3/10 - słaba
Czytaj dalej »

Tylko ty. Federico Moccia

Dość długo nie było mnie na blogu. Głównie dlatego, że mój pobyt za granicą trochę się przedłużył. Poza tym, po raz kolejny, zaczynam rozwałkę w domu czyli znowu remont pełną parą. Samo przez się nie dysponuję nadmiarem wolnego czasu, a i pewnie za kilka dni znowu ucieknę w świat. Coś mi się wydaje, że ten rok będzie pod znakiem intensywnych wyjazdów. Szkoda, że niewakacyjnych, jednak jak to w życiu bywa, przynajmniej u mnie, sezonowo wszystko staje na głowie, ale zanim po raz kolejny się pożegnam, to chętnie podzielę się z Wami wrażeniami po lekturze kilku książek.

Pierwszą z nich będzie powieść Federica Moccii "Tylko ty". To moja pierwsza książka autora znanego z bestselerowych "Trzech metrów nad ziemią".  Bardzo wiele dobrego o nim słyszałam. W Internecie pełno pochwalnych słów dotyczących jego twórczości, dlatego uległam. Pech chciał, że trafiłam na kontynuację "Chwili szczęścia". Muszę przyznać, że nie odniosłam wrażenia, że coś umyka mojej uwadze. Niestety, dobre wprowadzenie nie uczyniło książki atrakcyjnej, ponieważ historia jest przeciętna i nieefektowna. 

Nicco zakochuje się w pięknej Ani, którą poznał w Rzymie. Kiedy czas wakacji minął ich drogi się rozeszły. Jedak intensywne myśli o Ani, doprowadzają do tego, że  chłopak planuje odszukać ją w Polsce. W odnalezieniu Ani pomóc ma mu jego przyjaciel Gruby. Jak się okazuje wyjazd do obcego kraju, nawet w tak zacnej misji, nie obfituje w sukcesy, gdyż nie tak łatwo znaleźć w Warszawie dziewczynę, której nie zna się nazwiska, a i adres nie jest właściwy, ech! ci młodzi. Co więcej Nicco ma sporo na głowie. Po śmierci ojca stał się podporą mamy i sióstr, które zwracają się do niego z każdą, nawet najmniejszą sprawą, a i była miłość nie pozwala o sobie zapomnieć. Tak więc młodzieniec nie tylko skupia się na tym jak odnaleźć ukochaną, ale też próbuje być opoką dla  kobiet z rodziny, oraz musi stawić czoło ciągle żywym wspomnieniom dotyczących byłej miłości.

Historia zapowiadała się ciekawie. Sądziłam, że przyjemnie będzie poznać włoskie spojrzenie na Polskę, poza tym gorący Włoch i temperamentna Polka zapowiadali miłosny duet wszechczasów. Bardzo się myliłam. Nasz kraj przedstawiono stereotypowo, brak w tym oryginalności i intrygujących szczegółów. Co więcej bardzo trudno było mi sympatyzować z Nicco, którego rozpacz nad utratą Alessi, byłej dziewczyny, a przypominam, że zakochany jest w Ani, nie dodały mu uroku i męskości, gdyż wypadł na rozchwianego i niedojrzałego mężczyznę. Wydarzenia również nie były dla mnie zaskakujące, zwłaszcza że o większości dowiedziałam się z opisu książki znajdującego się na okładce. Zaś te, które zapewne miały być uatrakcyjnieniem przygód młodych włochów, wypadły niewiarygodnie.

Ubolewam też nad tym, że z założenia romantyczna historia nie miała w sobie wielu wzruszeń i ekscytacji. Być może, gdyby akcja skupiała się na zakochanych, to kto wie, może książka byłaby urokliwsza, a tak powściągliwi bohaterowie, filozoficzne uwagi, mało ciekawe dialogi i banalny rozwój zdarzeń, sprawiły, że nie było mi dane zaznać przyjemności z czytania. Po powieści Federica Moccii spodziewałam się błyskotliwej i porywającej lektury, takiej która i wzruszy, i rozbawi. Niestety nie dostałam tego, ale wierzę, że "Tylko ty" znajdzie fanów. Mam też nadzieję, że nie wszystkie książki włoskiego pisarza są tak mało intrygujące. Liczę, że "Trzy metry nad ziemią" przywrócą mi wiarę w pisarza, ponieważ zamierzam dać mu jeszcze jedną szansę.

TYLKO TY
Cykl: Chwila szczęścia, tom 2
Federico Moccia
Wydawnictwo: Muza
Stron: 320
Oprawa: Miękka 
Moja ocena: 4/10 - ujdzie

Czytaj dalej »