Siódma dusza. Andrzej Wardziak

Andrzej Wardziak

SIÓDMA DUSZA

Wydawnictwo: Videograf
Rok wydania: 2015
Stron: 240

Moja ocena: 5/10 - przeciętna 





Uwielbiam polskie powieści grozy, ale ostatnio bardzo się na nich zawodzę. Mam wrażenie, że autorzy zapominają, że istnieje coś więcej, niż schematy. Rozumiem, że w literaturze grozy wykorzystano co tylko możliwe, ale nawet z klasycznych motywów można zrobić coś ciekawego. Podziwiam też pisarzy za odwagę w podejmowaniu tematyki wielokrotnie już powielanej, dlatego że sporo ryzykują. Nie zmienia to faktu, że sama odwaga nie wystarczy, żeby napisać absorbującą powieść. Oryginalnego podejścia do tematu duchów i nawiedzeń spodziewałam się po "Siódmej duszy", ale oprócz intrygującego zakończenia nic mnie w tej powieści nie zaskoczyło. 

Wyjdźmy od tego, że fabuła książki brzmi bardzo znajomo, co już jest zniechęcające, bo teoretycznie wiemy w jakim kierunku historia podąży. W "Siódmej duszy" Maciek, pod nieobecność rodziców, zaprasza swoich przyjaciół Adama, Maję, Tymka i Nadię, do odziedziczonego po tragicznie zmarłym wujku domu. Budynek, a właściwie dworek, przypomina stare posiadłości rodowe i otoczony jest lasem. Wypisz, wymaluj sceneria z typowego horroru. Maćkowi podoba się secesyjny styl domu, ale nie lubi zostawać w nim sam, gdyż niepokoją go skrzypiące podłogi, ciemne korytarze i nienaturalna cisza w lesie. Stąd też pomysł spędzenia tygodnia ze znajomymi. Wspólne oglądanie filmów, picie, palenie i robienie Bóg wie co jeszcze, ma zablokować jego wybujałą fantazję, dotyczącą wszystkich przerażających dźwięków. Niestety podczas zwiedzania domu natrafiają na ukryty pokój, najprawdopodobniej służący do wywoływania duchów. Nadia, która posiada wyjątkowy dar, zaczyna wyczuwać niepokojące wibracje, a na Marcina spływają koszmarne wizje. Jedno jest pewne, coś z zaświatów jest w ich otoczeniu i źle im życzy. Grupa przyjaciół niezrażona tym, że jest środek nocy, decyduje się opuścić dom.

Nie dziwię, że pięć osób zaczyna wariować, widząc działania nadprzyrodzonej mocy. W końcu nie co dzień twój kolega wybija sobie szkło w oczy i słyszysz w telefonie rozpaczliwy głos konającej osoby, ostrzegającej Cię, że jesteś następny w kolejce. Takie zdarzenia niejedną osobę wytrącą z równowagi. Niemniej jednak stworzenie oczywistych charakterów psuje odbiór. Standardowo mamy kolesia, który wszystko neguje, jest też pan rozsądny, panienka "bojęsięwszystkiego" oraz ta, która mniej więcej wie co robić. Przewidywalność reakcji bohaterów (czy oni nie oglądają horrorów?!) sprawia, że beznamiętnie przyglądamy się ich działaniom. Brak jest większego napięcia, choć niektóre fragmenty mają swój urok, jak choćby "spacer" w mgle, ale co z tego, jak zawsze jesteśmy krok przed bohaterami. Niestety dialogi też nie wnoszą nic ciekawego do historii. Raz, że są sztampowe, a dwa, dlatego że wszelkie rozmowy bohaterów dotyczą stanu faktycznego, czyli tego co robią lub co zrobią. Mnie dopiero pod koniec zaciekawiła ta powieść, może dlatego, że nabrała odrobinę melancholijnego i sentymentalnego klimatu. Może do powieści grozy niekoniecznie pasuje taka atmosfera, ale jak już poznałam motywy "złego", to z większym przejęciem podeszłam do finału. Według mojej oceny autor starał się stworzyć ciekawą powieść, ale z racji nieoryginalnych koncepcji i uproszczonego wątku powstała zwykła, niczym niewyróżniająca się historia, odrobinę przypominająca opowieści z krypty.
Czytaj dalej »

Nowy drapieżnik. Zbigniew Zborowski

Zbigniew Zborowski

NOWY DRAPIEŻNIK

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2013
Stron: 488
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami

Moja ocena: 6/10 - dobra 





"A jeśli człowiek nie jest ostatnim ogniwem ewolucji? Jeśli pojawił się ktoś, dla kogo jesteśmy jedynie stadem oszalałych ze strachu owiec, na które poluje?"* 

Czy jest to możliwe? Mechanizmy ewolucyjne są zadziwiające. Dzieje życia na Ziemi pokazują, jak nowe mutacje wpływały na ekspansywność niektórych gatunków, więc dlaczego nie ma powstać taka pula genowa, która wyewoluowałaby w coś, co stanie się zagrożeniem dla człowieka. Na dodatek drapieżnikiem, byłby ktoś, kto - z pozoru - niczym nie różni się od przeciętego Kowalskiego. Szalony pomysł? Jak najbardziej, ale kto wie co szykuje nam ewolucja. 

Taki nowy super drapieżnik, jest bohaterem książki Zbigniewa Zborowskiego. Owa bestia doskonale sobie radzi z eliminowaniem szemranych osobników. Jednak kiedy pożywia się Żyłą, zakapiorem z gangu Obcinaczy Uszu, sprawy wymykają się spod kontroli. I mimo że oprych nie miał żadnych widocznych obrażeń ciała, a jedynie udar mózgu, niesugerujący bezpośredniej napaści, to herszt bandy, niejaki Kulawy, za wszelką cenę postanawia odnaleźć śmiałka, który porwał się na ich napakowanego mięśniami, prawie dwumetrowego koleżkę. Sprawą zainteresowała się również policja. Dochodzenie prowadzi doświadczony, choć niestroniący od kłopotów i alkoholu, policjant Madejski, który zauważa dziwne połączenie zabójstwa Żyły ze sprawą sprzed dwudziestu lat. Idąc tym tropem i korzystając z mglistych skojarzeń, trafia w zadziwiający świat genetycznej mutacji.

Muszę przyznać, że zadziwiła mnie fabuła książki, bo jest i pomysłowo, i zabawnie, ale też niebezpiecznie, koszmarnie i ohydnie. Pomysł z drapieżnikiem polującym na ludzi jest doskonały, szczególnie że nie zrobiono z niego niezniszczalnej, ubogiej emocjonalnie istoty, ale człowieka, który ma niemały problem ze swoim "darem". Tak naprawdę nie sposób nie żywić cieplejszych uczuć do tytułowego drapieżnika, gdyż poluje on w dość specyficzny sposób i tylko na określone osoby. Można powiedzieć, że stołuje się w miejscach, które zwykły obywatel mijałby szerokim łukiem. Dlatego też w tej powieści nie brakuje zakapiorów o bardzo pomysłowych ksywkach typu Hardy, Pit, Pogo, Flak, Dżodżo. Oczywiście nie idzie ich zapamiętać, ale że większość z nich nie ma szczęścia długo gościć w tej intrydze, to i problem z ogarnięciem tego kto jest kim nie istnieje. 

Spora część wydarzeń toczy się jak nie w światku przestępczym, to na komisariacie policji, dlatego chcąc czy nie pod dostatkiem jest slangu miejskiego i gangsterskiego. Mnie charakterystyczne wypowiedzi bawiły, bo są autentyczne, i nadają powieści specyficzny charakter.  Podobnie jak bohaterowie, których jest kilku m.in Jacek Madejski policjant z dwudziestoletnim stażem, który wyleciał z Centralnego Biura Dochodzeniowego i teraz jako starszy aspirant zajmuje malutkie biurko w najciemniejszym kącie komendy. Jest też Iza - młoda dziennikarka z wielkimi aspiracjami, która z braku lepszego zajęcia pracuje w Ekstratelewizji, oraz Marek Gont supersamiec (napakowany, lekko głupkowaty osiłek z nadmiarem testosteronu) z CBD.  O ile w charakterystyce Madeja i Gonta widać konsekwencję, tak w przypadku Izy, która miała być wybitnie inteligenta i sprytna, odrobinę zawodzi, bo dziewczyna nie raz zachowuje się jak głupiutka gąska. Jeśli chodzi o charakterystykę policji i wszelkiej maści bandytów, to sporo w niej stereotypów, tutaj nie mam większych zaskoczeń, jest typowo tzn. wyszkoleni policjanci bardzo kiepsko sobie radzą, za to Madejski, raptus i pijak, sprytnie łączy fakty, a gangsterka? cóż, to przygłupawe naładowane sterydami mięśniaki o psychice porysowanej jak nagrobek pradziadka. Na szczęście niesamowita ilość dynamicznych wydarzeń, mordobić, a także widowiskowej wymiany ognia sprawia, że "Nowy drapieżnik" to świetna rozrywka, gdyż jest to ciekawe połączenie kryminału, thrillera medycznego i horroru, na dodatek poprawnie i interesująco napisanego. Sądzę, że książka spodoba się czytelnikom lubiącym szybką, ociekającą testosteronem,  akcję.

* cytat pochodzi ze streszczenia znajdującego się na tylnej okładce książki

Czytaj dalej »

Podaruj mi miłość. 12 świątecznych opowiadań

PODARUJ MI MIŁOŚĆ
12 ŚWIĄTECZNYCH OPOWIADAŃ

Wydawnictwo: Otwarte Moondrive
Rok wydania: 2015
Stron: 432
Oprawa: Twarda


Moja ocena: 6/10 - dobra



Mamy jeszcze zimę, zapewne u większości z Was świat za oknem przykrywa biały puszek, więc jest idealna okazja, żeby podzielić się swoją opinią o zbiorze opowiadań, których tłem są, jak zresztą sam tytuł sugeruje, święta Bożego Narodzenia. Autorami opowiadań są najbardziej znani pisarze powieści młodzieżowych m.in Rainbow Rowell, Holly Black, Kelly Link, Gayle Forman i David Levithan. Mimo że nie jestem targetem tej książki, to postanowiłam ją przeczytać. Uważałam, że na słodkie lenistwo w przerwie świątecznej będzie się nadawać idealnie. Poza tym lubię opowiadania, więc teoretycznie lepiej być nie mogło. 

Od razu uprzedzam, że na moją ocenę nie miało wpływu wydanie, ponieważ czytałam e-booka. Wiem jednak, jak pięknie prezentuje się papierowe wydanie, dlatego nie dziwi mnie, że łatwo się nim zachwycić, a tym samym dodać książce kilka punktów. Na mnie ujmująca grafika i zimowe kolory nie miały wpływu, do tego stopnia, że zaraz po lekturze, oceniłam tę książkę dość krytycznie. Uważałam i nadal uważam, że opowiadania są przeciętnie. Większość tekstów nie zrobiła na mnie większego wrażenia, bo nie były ani szczególnie ciekawe, ani zaskakujące, ani też nie wzbudzały we mnie dużych emocji. Nie zmienia to faktu, że w opowiadaniach sporo jest magii świątecznej. Wszędzie jest biało, cieplutko, a między młodymi bohaterami łatwo zapala się ogień miłości. Nie przeczę, że autorzy zrobili wszystko, żeby stworzyć wyjątkowy klimat. Wprawdzie w sezonie świątecznym nie trzeba wiele, żeby się wzruszyć, zwłaszcza jeśli połączymy choinkę, śnieg, dom, miłość, oraz bohaterów cierpiących na deficyt tych składników.  


Ukłon w stronę pisarzy należy się za kreatywne podejście do tematu, gdyż mimo pewnego schematu, stworzone zostały przeróżne, nawet magiczne, kreacje. Każde też z opowiadań idealnie nadaje się do wyczarowania interesującej powieści, jednak w tak krótkiej formie nie ukazują swojej urody, ponieważ m.in. zabrakło im jakiegoś twista czy choćby zaskakującej puenty. Nie oszukujmy się, czytając tego typu teksty, możemy przewidzieć ich zakończenie, dlatego wypadałoby, aby miały w sobie wartką akcję, ciekawe dialogi, sugestywne opisy oraz coś, co przykuwa uwagę. Niestety w większości opowiadań nie znalazłam tych elementów, i jedynie cztery teksty mnie zachwyciły. Bardzo podobała mi się "Dama i Lis" Kelly Link, dlatego że ma fenomenalną fabułę fantasy, ciekawe postacie oraz połączenie pewnego magicznego zjawiska z opadami śniegu. Równie interesujące, choć o wiele mniej magiczne, jest opowiadanie "Cud Charliego Browna"  Stephanie Perkins, w którym to urocza Marigold, wśród szalonej zieleni choinek, poznaje surowego, ale sympatycznego Northa. Cieplutko robiło mi się na sercu, kiedy czytałam "Witamy w Christmas w Kaliforni" Kiersten White, dlatego że to opowiadanie miało wszystko to, co wywołuje świąteczne wzruszenie; Był zapach choinki, cynamonu, imbirowych babeczek, nie zabrakło też humoru, sympatycznych dialogów i pięknego przesłania. Ostatnim opowiadaniem, które zaskoczyło mnie swoją fabułą była "Dziewczyna, która obudziła Śpiącego" Laini Taylor. Ten tekst, w porównaniu do innych w tym zbiorze, jest dojrzalszy, mroczniejszy, przypomina starą baśń, w której świat opiera się na prostych zasadach, a ludzie zapomnieli o tym, jak wiele zawdzięczają Bogom. W moim odczuciu cztery opowiadania, to za mało, żeby "Podaruj mi miłość" uznać za dobry zbiór, ale... książka kierowana jest do nastolatków, którym zdecydowanie łatwiej identyfikować się z bohaterami i, w nieskomplikowanych tekstach, szybciej zobaczą i odczują magię świąt, niż stary wyga. Patrząc pod tym kątem, to opowiadaniom nic nie brakuje i jeśli nie jest się wymagającym czytelnikiem, to sądzę, że ten tytuł spełni pokładane w nim oczekiwania.    

Czytaj dalej »

Paskudna historia. Barnard Minier

Barnard Minier

PASKUDNA HISTORIA

Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2015
Stron: 416
Oprawa: Broszurowa klejona

Moja ocena: 6/10 - dobra 





Od czasu "Bielszego odcienia śmierci" kupuję w ciemno każdą kolejną książkę Bernarda Miniera. Ten francuski pisarz zachwycił mnie swoją elegancką prozą i misternymi intrygami, które sprawiają, że finał zawsze jest szokujący. Nie inaczej jest w przypadku "Paskudnej historii". Otóż na jednej z wysp archipelagu San Juan (północno-zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych) dochodzi do makabrycznego zdarzenia. Na plaży znalezione zostają zwłoki brutalnie zamordowanej szesnastolatki. Mieszkańcy są poruszeni, ponieważ wszyscy dobrze się znają, i nikt nawet nie bierze pod uwagę tego, że zabójca może być jednym z nich. Niestety podejrzenie pada na chłopaka ofiary Henry'ego Deana Walkera. Młodzieniec jest w szoku, aby oczyścić swoje imię, próbuje odnaleźć prawdziwego zabójcę.

Henry, który jest narratorem powieści, to chłopak zdeterminowany. Nie bacząc na niebezpieczeństwo będzie się porywał  na szalone, przyprawiające o ciarki wyczyny. Przy jego boku wiernie stać będą przyjaciele, i to dzięki tej zgranej paczce na światło dzienne wyjdzie wiele mrocznych tajemnic  Dlatego z pozoru prosta historia, przecież wytypowanie podejrzanego osobnika wśród niewielkiej populacji nie może być aż tak trudne, zacznie poważnie się komplikować. 


Książce Miniera niewiele można zarzucić. Historia jest dwuznaczna i ciekawa, ponieważ zmierzając do odkrycia tajemniczego zabójcy, poznamy też nowe technologie służące do inwigilacji obywateli. Autor przestrzega przed całkowitym zawierzeniem mediom i zatraceniu się w wirtualnym świecie, gdzie wbrew pozorom, wcale nie jesteśmy anonimowi. Ten temat jest istotnym motywem w powieści, podobnie jak problemy par homoseksualnych decydujących się na adopcję dzieci. Powieść ma też wiele pobocznych wątków, moim zdaniem nie zawsze koniecznych, gdyż bez nich historia mogłaby być równie atrakcyjna. Poza tym momentami można się zaplątać w licznych powiązaniach i tajemnicach z przeszłości. Mimo to "Paskudna historia" jest dobrą, klimatyczną powieścią ze złożoną, pełną niedopowiedzeń i niepewności intrygą, której tłem są mroczne lasy oraz deszczowa i mglista aura. Zawsze sądziłam, że są to idealne warunki do rozbudzenia emocji. Niestety tym razem nie doświadczyłam większych wrażeń, co w przypadku poprzednich książek Miniera nigdy nie miało miejsca. Za to jednym z atutów powieści, zaraz za wnikliwą psychologiczną analizą bohaterów,  jest zakończenie, które zmusza do całkiem innego spojrzenia na dopiero co przeczytaną, faktycznie paskudną, historię. Uwielbiam takie finezyjne intrygi i gdyby nie to, że nie przekonała mnie narracja w wykonaniu szesnastolatka oraz momentami przydługie opisy, to oceniłabym tę książkę znacznie wyżej. 

"Bielszy odcień śmierci"
"Krąg" 
"Nie gaś światła" 
Czytaj dalej »

Lolo. Marta Szreder

Marta Szreder

LOLO

Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2015
Stron: 224
Oprawa: Miękka

Moja ocena: 5/10 - przeciętna





"Lolo" to powieść zainspirowana życiem jednego z największych polskich psychopatów Karola Kota. Wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby nie to, że autorka ze zwyrodnialca, który sam o sobie mówił "...lubiłem pić ciepłą krew i zabijałem jak nikt inny z Krakowa"*, zrobiła zagubionego nastolatka sfiksowanego na punkcie koleżanki.

Źródło
Być może dużo bardziej podobałaby mi się ta książka, gdybym przed jej przeczytaniem, nie zapoznała się z szokującymi materiałami dotyczącymi Kota. Ten skazany na karę śmierci nastolatek nie tylko nie okazywał skruchy, ale chełpił się swoją bezwzględnością, uwielbiał krew i interesowało go wszystko co dotyczyło zabijania, i zadawanie bólu. Już w dzieciństwie czerpał przyjemność z patrzenia na zabijane zwierzęta, a w jednym z wywiadów wspominał jak zafascynował go obóz koncentracyjny w Oświęcimiu i że on sam wymyśliłby jeszcze okrutniejsze tortury. Wypisz, wymaluj, psychopata. Nie chcę rozpisywać się o życiorysie i podłych wyczynach Kota, bo sami możecie o tym poczytać, w Internecie nie brakuje informacji o jego życiu, chcę tylko podkreślić, że temu osobnikowi dalekie było człowieczeństwo. W latach jego morderczego działania, w mieście panowała psychoza strachu, bo dla Kota nie było żadnego tabu. 

W książce Marty Szreder widzimy dysonans między tym jak Kot został przedstawiony, a czego możemy się dowiedzieć o tym osobniku z archiwalnych zapisów.  Rozumiem, że autorka miała do tego prawo, to jej wizja, ale mi ona absolutnie nie przypadła do gustu. Ponieważ czytając widziałam samotnego, borykającego się z problemami dojrzewania młodzieńca, zafascynowanego nożami i pewną uroczą Kaliną, który nie potrafił zapanować nad swoimi wzburzeniami. Czy to mogły być motywy do zostania zabójcą? teoretycznie tak, ale w przypadku Karola Kota do morderstw pchała go psychopatyczna osobowość, a nie brak wzorców czy negatywne kontakty społeczne. Liczyłam, że historia inspirowana faktami, w pewien sposób napiętnuje i ukaże naturę zwyrodnialca, a nie przedstawi nieszczęśliwego nastolatka, który - jakby mimo chodem - stał się ofiarą własnych czynów. Niestety w książce nie czuć też niepokoju i mroku, a wydaje się, że taka aura powinna towarzyszyć tak okrutnej postaci. Brakowało mi też dogłębniejszej analizy psychologicznej i emocji, bo mimo że książkę czyta się błyskawicznie, to nie towarzyszy temu silne poruszenie i napięcie. Według mnie Marta Szreder napisała prostą, niezbyt wnikliwą historię, o kimś kto kierował się wypaczonym instynktem, dla którego agresja była swego rodzaju wentylem tłumionej złości i rozczarowania. Pozostaje pytanie, po co z psychopatycznego mordercy, ubóstwiającego polować na swoje ofiary, robić łagodnego, melancholijnego i zgnębionego chłopca, który  "niechcąco" zabija?

*cytat pochodzi z "Kto zabija człowieka - najgłośniejsze procesy w powojennej Polsce" Bogusław Sygit

Na podstawi książki powstał film "Czerwony pająk"




Jeśli ktoś ma ochotę na tę książkę, to proszę w komentarzu wyrazić chęć jej posiadania. Bez problemu się nią podzielę.
Czytaj dalej »

Numer telefonu. Anna Kucharska.

Anna Kucharska

NUMER TELEFONU

Wydawnictwo: Videograf
Rok wydania: 2015
Stron: 240

Moja ocena: 3/10 -słaba





Jestem zła, bardzo zła, bo już dawno żadna z książek nie rozczarowała mnie tak bardzo, jak powieść Anny Kucharskiej. Moje rozczarowanie wynika z tego, że nastawiłam się na historię, która - jak sądziłam - wzruszy mnie  i sprawi, że ożyją moje wspomnienia o sobie, której od dawna już nie ma. O moja naiwności, ale od początku.   

Bohaterką jest dwudziestoośmioletnia Zuzanna, która dwa lata temu straciła najbliższą osobę - mamę. Od tamtego czasu dziewczyna tkwi w marazmie. Nic ją nie cieszy, bo i co ma cieszyć. Zuza stroni od ludzi, mało tego, zerwała kontakt z ojcem, co ją dodatkowo dręczy. Poza tym dnie spędza w niesatysfakcjonującej ją pracy a samotne wieczory na słuchaniu złowieszczo syczącego kota, zaś jej rytuałem jest codzienne dzwonienie na ciągle aktywny numer mamy. Niespodziewanie pewnego wieczoru telefon zostaje odebrany przez  nieznaną kobietę. Początkowy szok przeradza się w zaciekawienie, a następnie stały kontakt. Poznanie Teresy zmienia życie Zuzanny o 180 stopni.

Czyż nie ciekawa i poruszająca fabuła? Byłam pewna, zważywszy na oceny książki, że autorka zrobiła z niej piękną i wzruszającą historię, będącą dla wielu osób pewnego rodzaju ratunkiem, oczyszczeniem, nadzieją... Sam fakt poruszenia tak ważnego tematu jak żałoba, jest  zobowiązujący. Według mnie pisząc o wielkich emocjach nie można sobie pozwolić na bylejakość i brak psychologicznej głębi. Niestety w tej historii istotny wątek zdominowała przewidywalność i infantylizm bohaterki. Nie wnikam w to jak Zuza radzi sobie ze stratą mamy, bo jest to indywidualne odczucie i z nim się spierać nie można, ale że z każdej sprawy robi wielki problem. Na dodatek jej poglądy są charakterystyczne dla mało rozgarniętej nastolatki, a nie dojrzałej kobiety. 

Dobrze zapowiadająca się historia, bo początek napawa optymizmem, ponadto językowo nie jest źle, w pewnym momencie robi się tak absurdalna i nużąca, że miałam problem z jej dokończeniem. Swoje też zrobiły roztrząsane przez Zuzę problemy duszy, a także miłosne dylematy, które przekroczyły granice mojej wytrzymałości, zwłaszcza że bohaterka ignorowała uczucia ludzi, których los boleśnie doświadczył, bo jej za mało było samobiczowania i rozpaczy. Wiem, że i tak bywa, ale w tej historii  emocje Zuzy (w opozycji do niej jest grupa osób zdrowo myślących)  przejaskrawiono i doprowadzono do niedorzeczności, tworząc melodramatyczną i miałką opowiastkę. Nic nie poradzę, że w postawie bohaterki widziałam tylko egoizm i brak życiowej mądrości. Nie chcę się już nad nią pastwić ani spojlerować, przytaczając dowody jej bezsensownego zachowania, ale uwierzcie mi zdecydowanie bystrzejszą była ośmioletnia Ula.
"Ula objęła moją szyję swoimi małymi rączkami, a później spytała:
- Dlaczego jesteś smutna?
- Bo moja mamusia nie żyje... - odparłam.
- Ja też długo byłam smutna, ale przecież mam tatusia, a mamusię mam tu. - To rzekłszy, dotknęła małą rączką lewej strony swojej klatki piersiowej. (...) 
- Zuziu, ty nie możesz być smutna. Jak twoja mamusia będzie tam, gdzie moja, wszystko będzie dobrze - Wiedziałam, że mówiąc "tam", miała na myśli serce. - A ty już nie płacz, bo przecież żyjesz, no nie?"
Nie będę Wam polecać tej powieści ani też do niej zniechęcać. Nie chcę też dłużej się rozpisywać, ponieważ emocje biorą górę. W każdym razie zawiodła mnie ta książka, być może zbyt wiele od niej oczekiwałam, ale czy taki temat nie skłania do przyjęcia pewnych założeń? Szczególnie gdy jest on nam wyjątkowo bliski.
 
Czytaj dalej »

Zabij mnie, tato. Stefan Darda

Stefan Darda

ZABIJ MNIE, TATO

Wydawnictwo: Videograf
Rok wydania: 2015
Stron: 352

Moja ocena: 6/10 - dobra





 Zdzisław jest emerytowanym policjantem, który - zmęczony pracą i miastem - przenosi się do niewielkiego miasteczka, licząc na spokój i anonimowość. Jednak już w pierwszych dniach poznaje Kamila, sympatycznego właściciela pizzerii, z którym szybko się zaprzyjaźnia. O tego czasu Zdzisław bierze czynny udział w życiu rodzinnym nowego przyjaciela, czerpiąc radość z przebywania w serdecznym gronie ludzi. Niestety nic co dobre nie trwa wiecznie. Dwie młodsze córki Kamila zostają porwane. 

Dramatyczne zdarzenie porusza całą społeczność, tym bardziej że do tej pory miasteczko uchodziło za wyjątkowe spokojne i bezpieczne. Koszmarne przeżycia sprawiają, że rodzina Kamila emocjonalnie się rozpada. Pogrążeni w rozpaczy rodzice nie tylko muszą radzić sobie z własnym bólem, ale też muszą tchnąć nadzieję i wiarę w najstarszą córkę, która tego feralnego dnia miała odprowadzić młodsze rodzeństwo do domu. Czas mija, ale mimo starań policji sprawa nie posuwa się do przodu. Zdesperowany Zdzisław wykorzystuje swoje znajomości i dowiaduje się, że w wyniku niedoskonałego systemu polityczno-prawnego został wypuszczony na wolność psychopata, który najprawdopodobniej upodobał sobie ich okolicę.

Stefan Darda genialnie ukazał emocje bohaterów, ponieważ nadał im cechy, które sprawiają, że ich ból jest naszym bólem. Poza tym nie wiem, czy jest ktoś, kogo nie porusza krzywda dziecka. Nie trzeba wielkiej empatii, żeby wczuć się w rolę rodzica, który zmaga się z koszmarem straty ukochanego dziecka, bezradnością, poczuciem winy, a także niesprawiedliwością systemu prawnego. Ta sugestywność zdarzeń i odczuć jest ogromna. Zwłaszcza że autor poruszył ważne i emocjonujące problemy społeczne dotyczące "ustawy o bestiach" i o systemie alarmowym Child Alert. Dolał też oliwy do ognia, podkreślając hipokryzję polityków, przekładających dobro własnych interesów ponad dobro społeczne. Nie zabrakło też napiętnowania osób, które "karmią się" dramatami, wykorzystując nieszczęście innych do uatrakcyjnienia sobie dnia. Rys nastrojów społecznych zdecydowanie udał się autorowi. Bez wątpienia obyczajowe tło jest w tej historii bardzo znaczące, mam wrażenie, że jest istotniejsze od kryminalnej intrygi, której... też nic nie brakuje. 

Tok wydarzeń jest sensowny i konsekwentny, ale w moim odczuciu opowieści brakuje równowagi. Wstęp jest bardzo długi, momentami nużący, ponieważ na tym etapie poznajemy mentalność miasteczka, a także widzimy genezę przyjaźni Zygmunta z Kamilem, której zaczątkiem były szczere wyznania dotyczące kolei losu. Oczywiście rozumiem taki porządek, jednak typowe - dla byłego policjanta i przeciętnego Kowalskiego - zwierzenia nie podnoszą temperatury czytania. Po tym niezajmującym wprowadzeniu następuje nawał nieszczęść, który bardzo mocno na czytelnika oddziałuje. Nagromadzenie wzruszeń jest potężne, żałuję, że początek historii nie przygotowuje do szoku, który nas spotyka. Wyczuwa się dysharmonię i nie powiem, żeby było to komfortowe. Lekko rozczarowało mnie też zakończenie, dlatego że lubię szarości, niedopowiedzenia, a w tym przypadku było zbyt jednoznaczne. 

Lubię książki i opowiadania Stefana Dardy. Kilka lat temu wkręciłam się w jego twórczość, ponieważ wybitnie spodobał mi się klimatyczny styl pisania, jednak niepokoi mnie to, że autor tkwi w charakterystycznych dla siebie schematach. Z jednej strony nie jest to wadą, bo bywa to dobre, ale ciągle ten sam typ bohatera, z pogmatwaną przeszłością, uciekającego z miasta do niewielkiej mieściny, w której dzieją się rzeczy niestworzone (w tej historii brak jest paranormalnych zdarzeń) zaczyna być drażniący. Od książek Dardy wymagam więcej, ale podsumowując, "Zabij mnie, tato" to dobra powieść, może odrobinę kulejąca, ale to emocjonalny rollercoaster, doskonały temat do podjęcia polemiki na ważne społeczne tematy. 

Pod tym linkiem KLIK znajdziecie moje opinie na temat zbioru opowiadań i innych książek Stefana Dardy, w tym cyklu Czarny Wygon.

Czytaj dalej »

Dzień dobry w nowym roku

Witajcie serdecznie w nowym roku. Życzę wszystkim sukcesów w każdej sferze życia, czasu na realizację swoich pasji, szczęścia i zdrowia. 


Lubię święta, ale cieszę się, że powoli wracamy do normalnego rytmu. Trochę przez ten czas wypoczęłam, tylko trochę, bo rodzinne spotkania, mimo że urocze, potrafią wyciągnąć ze mnie wszelką energię. Na szczęście kilka dni nowego roku dało mi lekkiego kopa i pozwoliło wskoczyć w codzienne działania, bez tęsknego zerkania w stronę kanapy.

Nie mam zwyczaju robić podsuwań roku ani postanowień na nowy, po prostu godzę się z tym co było i z ufnością przyjmuję to, co przynosi los. Oczywiście nie unikam planowania, bo bez tego kiepsko zarządzać czasem, jednak nie mam jakiś szczególnych założeń na 2016 rok. Nie zmienia to faktu, że chciałabym aby ten rok, pod względem blogowym, był bardziej aktywny, jednocześnie żebym nie czuła presji, że coś muszę, ale że chcę, a także żeby udało mi się przeczytać więcej książek niż w poprzednim roku. Mam nadzieję, że tak będzie, bo stałam się szczęśliwą posiadaczką czytnika Kindle Paperwhite 3. Bardzo obawiałam się tego zakupy, zresztą podzieliłam się swoimi rozterkami w poście poświęconym wyborowi czytnika KLIK  
Dziękuję osobom biorącym udział w dyskusji za wszystkie rady. Jestem wdzięczna.

 
Moje obawy były bezpodstawne, e-booki czyta mi się bardzo przyjemnie i wygodnie. Niestety prognozuję, że mój program oszczędzania nie wypali, bo w przeciągu trzech tygodni kupiłam 9 e-booków. Teoretycznie oszczędziłam, bo średnio za książkę zapłaciłam 15 złoty, a nie 30 czy 40 złotych, jednak łatwość kupowania elektronicznych książek kusi do większych zakupów. Ledwie pomyślę, że chcę mieć książkę, a 10 minut później już ją mam - tak to u mnie działa. Tak więc 2016 rok na pewno będzie pod znakiem e-booków.


Podsumowując, kolejny rok blogowania uważam za rozpoczęty, już niebawem podzielę się swoimi opiniami na temat  kilku książek, które od kilku tygodni czekają na półce. Życzę miłego popołudnia.




Czytaj dalej »