Na co do kina? Londyn w ogniu

Źródło
LONDYN W OGNIU
Tytuł oryginalny "London Has Fallen"

Reżyseria: Babak Najafi
Produkcja: USA, Wielka Brytania, Bułgaria
Gatunek: Akcja
Moja ocena: 6/10 - niezły (za typowe kino akcji)

"Londyn w ogniu" to sequel "Olimpu w ogniu". Jeśli nie kojarzycie tego filmu, to w skrócie przedstawię zarys. Biały Dom zostaje zaatakowany przez terrorystów. Agent Secret Service, prezydencki ochroniarz i przyjaciel Mike Banning (Gerard Butler)  decyduje się na samozwańczą akcję i w efektowny sposób spuszcza łomot wrogom. Nie inaczej jest w kontynuacji wyreżyserowanej przez Babaka Najafiego. 

Mike Banning to typowy, niezniszczalny bohater kina akcji. Do takich osobników mam wielki sentyment, wynikający z umiłowania filmów akcji z lat 80. i 90..  Mike to agent, którego niewiele rzeczy może zaskoczyć, a już na pewno przestraszyć. Tak więc kiedy życie prezydenta Stanów Zjednoczonych (Aron Eckhard) zostaje zagrożone, tym razem pułapką okazał się pogrzeb brytyjskiego premiera, na który ściągnęli liderzy państw z całego świata, nasz superbohater przechodzi sam siebie i bez subtelności, aczkolwiek z charakterystycznym dla siebie wdziękiem, morduje antagonistów.

Żródło
W filmie trup ściele się gęsto. Mało tego, realizm potyczek jest ogromy, przez co nie raz - patrząc na Banninga sprawnie posługującego się nożem - musiałam odwracać wzrok. Chociaż unikałam patrzenia na niektóre ujęcia, to uważam, że dosłowność bijatyk jest niewątpliwą zaletą filmu, bo dostajemy klasyczne kino akcji, w którym jak się kogoś dziabnie nożem, to krew się leje. Szkoda, że realizmu nie odzwierciedlają efekty specjalne. Wybuchy  w Londynie rażą sztucznością, nie wiem jak można było coś takiego przepuścić, absolutne niedowierzanie.

W filmie Najafiego nie brakuje emocji (pościg ulicami Londynu - ekscytujący) co zresztą jest charakterystyczne dla tego gatunku, ale to klasyczna amerykańska produkcja (dla jednych to zaleta, dla innych wada), która wychwala amerykańskiego ducha, siłę i potrzebę wolności narodu, oraz niezłomnego prezydenta. Film ma też sporo wzniosłych scen, tak podkręconych, że zamiast oczekiwanego wzruszenia był ironiczny uśmiech. Nie zabrakło też stereotypów, co wyraźnie widać w charakterystyce światowych przywódców.

Dla mnie "Londyn w ogniu"  to film z cyklu "zabili go i uciekł". Logika jest dla niego obca. Rozumiem, że ten typ produkcji cechuje się pewnymi elementami, i nie ma co się doszukiwać sensownego scenariusza. Mimo to od absurdów bolała mnie głowa. Jednak Mike Banning to Mike Banning, nie ma takiego drugiego herosa. Sam wojuje jak armia wyszkolonych speców, a w sytuacjach krytycznych, kiedy wróg liczebnością bije na głowę, podsumowuje krótkim "no i chuj" i wkracza do akcji. To lubię w tym osobniku, specyficzny urok i dowcip. Dlatego, choć przesadzono z niektórymi elementami, choć patos aż kipiał, racjonalizm wydarzeń nie istniał, to daję filmowi niezłą ocenę i z niecierpliwością oczekuję trzeciej części, żeby zobaczyć jakimi to wyczynami przyjdzie się pochwalić Banningowi.

Źródło

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Słowami Hanny Banaszak " Gościu znużony, gościu znudzony,jeśli zabłądzisz kiedyś w te strony (...)". No właśnie, jeśli tylko zabłądzisz w te strony zostaw proszę kawy dwie krople, pyłek z rękawa lub najprościej słów kilka - daj się zapamiętać.

Zastrzegam sobie prawo do usuwanie wszelkiego rodzaju spamu oraz komentarzy anonimowych i wulgarnych.