Numer telefonu. Anna Kucharska.

Anna Kucharska

NUMER TELEFONU

Wydawnictwo: Videograf
Rok wydania: 2015
Stron: 240

Moja ocena: 3/10 -słaba





Jestem zła, bardzo zła, bo już dawno żadna z książek nie rozczarowała mnie tak bardzo, jak powieść Anny Kucharskiej. Moje rozczarowanie wynika z tego, że nastawiłam się na historię, która - jak sądziłam - wzruszy mnie  i sprawi, że ożyją moje wspomnienia o sobie, której od dawna już nie ma. O moja naiwności, ale od początku.   

Bohaterką jest dwudziestoośmioletnia Zuzanna, która dwa lata temu straciła najbliższą osobę - mamę. Od tamtego czasu dziewczyna tkwi w marazmie. Nic ją nie cieszy, bo i co ma cieszyć. Zuza stroni od ludzi, mało tego, zerwała kontakt z ojcem, co ją dodatkowo dręczy. Poza tym dnie spędza w niesatysfakcjonującej ją pracy a samotne wieczory na słuchaniu złowieszczo syczącego kota, zaś jej rytuałem jest codzienne dzwonienie na ciągle aktywny numer mamy. Niespodziewanie pewnego wieczoru telefon zostaje odebrany przez  nieznaną kobietę. Początkowy szok przeradza się w zaciekawienie, a następnie stały kontakt. Poznanie Teresy zmienia życie Zuzanny o 180 stopni.

Czyż nie ciekawa i poruszająca fabuła? Byłam pewna, zważywszy na oceny książki, że autorka zrobiła z niej piękną i wzruszającą historię, będącą dla wielu osób pewnego rodzaju ratunkiem, oczyszczeniem, nadzieją... Sam fakt poruszenia tak ważnego tematu jak żałoba, jest  zobowiązujący. Według mnie pisząc o wielkich emocjach nie można sobie pozwolić na bylejakość i brak psychologicznej głębi. Niestety w tej historii istotny wątek zdominowała przewidywalność i infantylizm bohaterki. Nie wnikam w to jak Zuza radzi sobie ze stratą mamy, bo jest to indywidualne odczucie i z nim się spierać nie można, ale że z każdej sprawy robi wielki problem. Na dodatek jej poglądy są charakterystyczne dla mało rozgarniętej nastolatki, a nie dojrzałej kobiety. 

Dobrze zapowiadająca się historia, bo początek napawa optymizmem, ponadto językowo nie jest źle, w pewnym momencie robi się tak absurdalna i nużąca, że miałam problem z jej dokończeniem. Swoje też zrobiły roztrząsane przez Zuzę problemy duszy, a także miłosne dylematy, które przekroczyły granice mojej wytrzymałości, zwłaszcza że bohaterka ignorowała uczucia ludzi, których los boleśnie doświadczył, bo jej za mało było samobiczowania i rozpaczy. Wiem, że i tak bywa, ale w tej historii  emocje Zuzy (w opozycji do niej jest grupa osób zdrowo myślących)  przejaskrawiono i doprowadzono do niedorzeczności, tworząc melodramatyczną i miałką opowiastkę. Nic nie poradzę, że w postawie bohaterki widziałam tylko egoizm i brak życiowej mądrości. Nie chcę się już nad nią pastwić ani spojlerować, przytaczając dowody jej bezsensownego zachowania, ale uwierzcie mi zdecydowanie bystrzejszą była ośmioletnia Ula.
"Ula objęła moją szyję swoimi małymi rączkami, a później spytała:
- Dlaczego jesteś smutna?
- Bo moja mamusia nie żyje... - odparłam.
- Ja też długo byłam smutna, ale przecież mam tatusia, a mamusię mam tu. - To rzekłszy, dotknęła małą rączką lewej strony swojej klatki piersiowej. (...) 
- Zuziu, ty nie możesz być smutna. Jak twoja mamusia będzie tam, gdzie moja, wszystko będzie dobrze - Wiedziałam, że mówiąc "tam", miała na myśli serce. - A ty już nie płacz, bo przecież żyjesz, no nie?"
Nie będę Wam polecać tej powieści ani też do niej zniechęcać. Nie chcę też dłużej się rozpisywać, ponieważ emocje biorą górę. W każdym razie zawiodła mnie ta książka, być może zbyt wiele od niej oczekiwałam, ale czy taki temat nie skłania do przyjęcia pewnych założeń? Szczególnie gdy jest on nam wyjątkowo bliski.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Słowami Hanny Banaszak " Gościu znużony, gościu znudzony,jeśli zabłądzisz kiedyś w te strony (...)". No właśnie, jeśli tylko zabłądzisz w te strony zostaw proszę kawy dwie krople, pyłek z rękawa lub najprościej słów kilka - daj się zapamiętać.

Zastrzegam sobie prawo do usuwanie wszelkiego rodzaju spamu oraz komentarzy anonimowych i wulgarnych.