Bernard
Minier
NIE
GAŚ ŚWIATŁA
Wydawnictwo:
Rebis
Rok
wydania: 2014
Stron: 504
Oprawa:
Miękka ze skrzydełkami
Moja
ocena: 8/10 - rewelacyjna
Jest
wigilijny wieczór. Christine Steinmayer wybiera się na uroczystą
kolację do swojego narzeczonego Geralda. Chwilę przed wyjściem
odnajduje w swojej skrzynce pocztowej anonim, w którym nieznajoma
kobieta informuje, że zamierza popełnić samobójstwo. Christine
jest racjonalistą, pracuje w radiu, zdaje sobie sprawę, że taki
list może być kiepskim żartem lub pomyłką, jednak wiadomość
nie daje jej spokoju. Niestety próby namierzenia nadawcy nic nie
dają. Co gorsze następne dni przynoszą coraz dziwniejsze zdarzenia. Ewidentnie ktoś próbuje wprowadzić chaos w
życie Christine. W tym samym czasie komendant Martin Servaz, obecnie
przebywający w ośrodku dla pacjentów w depresji, dostaje
przedziwną przesyłkę: magnetyczny klucz i bilet z informacją o
spotkaniu w hotelu Grand. To co odkryje pod tym adresem będzie
szokujące, pytanie czy doświadczenia Christine i informacje zdobyte
przez Servaza są elementami jednej intrygi?
Powieść
„Nie gaś światła” francuskiego pisarza Bernarda Miniera jest
kontynuacją cyklu o pracy komendanta Marina Servaza. Dwie poprzednie
części to „Bielszy odcień śmierci” i „Krąg”. Wszystkie
tomy, oprócz postaci komendanta, łączy okrutny seryjny zabójca,
którego - przynajmniej takie mam wrażenie - w każdej kolejnej
historii jest coraz mniej, nie, nie jest to zarzut, i opera:
finezyjna i dramatyczna. Dla miłośników sztuk wokalnych nawiązanie
do najbardziej znanych oper jest nie lada gratką. Zwłaszcza że
przejmujący wokal nie raz jest tłem do zatrważających wydarzeń.
W historii przewijają się takty z opery Pucciniego,
Wagnera, a także symfonie – znanego już z
poprzednich części – Gustava Mahlera. Nadaje to opowieści
niepokojący, a nawet przeraźliwy klimat. Chociaż i bez tego jest
się czego bać. Ponieważ Minier bardzo skutecznie straszy realnym
scenariuszem, w którym mamy do czynienia z prześladowaniem, nie
tylko tym opartym na naruszeniu strefy prywatnej, ale daleko
posuniętym okrucieństwie wobec ofiary, jej osaczeniu i
wyalienowaniu. To straszne z jaką łatwością stalker manipuluje
otoczeniem, czym swoją ofiarę doprowadza do osamotnienia,
napiętnowania, a w konsekwencji często do obłędu.
Czytając
przeżycia Christine otwierał mi się nóż w kieszeni, razem z nią
przeżywałam jej dramat. Jej bólu jest odczuwalny, poraża, budzi
złość i rozpacz. Taka jest właśnie proza Miniera: elegancka,
wysmakowana, momentami wulgarna i krzycząca, ale to co ją spina, to
mocny ładunek emocjonalny, który poruszy każdego, nie ma mocnych
na uknutą przez autora misterną intrygę, charakteryzującą się wielką kreatywnością i suspensem. Na dodatek pełną
oryginalnych bohaterów (brawo dla Servaza, który
mimo swojego marazmu dał z siebie wszystko) oraz nagłych zwrotów akcji
i zaskakujących rozwiązań. Wspomniałam już, że książka ma
niepokojący klimat, ale dodam jeszcze, że umieszczenie akcji w
okolicach Świąt Bożego Narodzenia też ma niemałe znaczenie. Ten
wyjątkowy czas kojarzy się z dobrocią, ciepłem rodzinnym i
spokojem, a nie z cierpieniem i odrzuceniem. Kontrastujące ze sobą
wydarzenia i emocje podbijają dramatyzm historii, i czynią z tej
złożonej historii intensywną i przejmującą lekturę. Z czystym
sumieniem polecam ten (jak też i wcześniejsze tomy) thriller psychologiczny
(śmiało można go czytać bez znajomości poprzednich części) na
pewno się nie zawiedziecie na tej powieści, bo wyobraźnia i talent
Miniera są wielkie, a jeśli do lektury puścicie sobie np. symfonię nr 5 Gustawa Mahlera ewentualnie operę Madame Butterfly,
to wrażenia będą znacznie mocniejsze. Bardzo polecam, ja jestem
zachwycona tą książką i czekam na więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Słowami Hanny Banaszak " Gościu znużony, gościu znudzony,jeśli zabłądzisz kiedyś w te strony (...)". No właśnie, jeśli tylko zabłądzisz w te strony zostaw proszę kawy dwie krople, pyłek z rękawa lub najprościej słów kilka - daj się zapamiętać.
Zastrzegam sobie prawo do usuwanie wszelkiego rodzaju spamu oraz komentarzy anonimowych i wulgarnych.