John
Fowles
KOCHANICA
FRANCUZA
Wydawnictwo:
Rebis
Rok
wydania: (wydanie 11) 2013
Stron:
536
Oprawa:
Twarda
Moja
ocena: 7/10 – bardzo dobra
„Kochanica
Francuza” Johna Fowlesa, jednego z najbardziej znanych angielskich
pisarzy, bywa nazywana postmodernistyczną powieścią wiktoriańską
lub pastiszem powieści wiktoriańskiej. Książka powstała w 1969
roku i bardzo szybko zdobyła rozgłos. Sławy przysporzyła jej
również świetna ekranizacja z 1981 roku. Scenariusz do filmu
napisał noblista Harold Pinter, a główne role zagrali Meryl Streep
i Jeremy Irons. Jeśli nie wiedzieliście tej produkcji, to zachęcam
do zmobilizowania się, bo film jest intrygujący i bardzo
klimatyczny. Wracając jednak do książki. Miałam z nią niemały
problem, nie
zmienia to jednak faktu, że miałam do czynienia ze świetnie
napisaną historią, która jest swoistą zabawą literacką,
ukazującą hipokryzję, rygorystyczne zwyczaje i konformizm XIX
wiecznego społeczeństwa, ale dzięki licznym aluzjom i rozważaniom
pozostaje uniwersalnym przekazem. Mimo to pokonały mnie dygresje,
które skutecznie wybijały mnie z rytmu, a tym samym sprawiały, że
historia szła mi jak po grudzie.
Zacznijmy
jednak od początku. Karol Smithson jest uosobieniem angielskiego
dżentelmena, ale jego poglądy, fascynacja Darwinem i wrażliwość
w dostrzeganiu zakłamania epoki, czynią z niego wyjątkowego
kawalera. Mężczyzna zaręczony jest z córką bogatego kupca
Ernestyną Freeman. Plany małżeńskie są bardzo poważne, ale gdy
podczas spaceru natrafiają na Sarę Woodruff zwaną Tragedią lub
kochanicą Francuza, pozorna stabilizacja zakochanych zaczyna się
sypać, jak domek z kart. Ponieważ tragiczna postać Sary, która ma
złą sławę, zaczyna budzić zainteresowanie Karola, zaś plotka przekazywana
przez pruderyjnych mieszkańców hrabstwa Dorset, jakoby obłęd Sary był wynikiem nieszczęśliwej miłości do francuskiego marynarza,
który uwiódł ją i porzucił, sprawia, że kobieta staje się
zakazanym owocem, a jak wiadomo ten smakuje najlepiej. Karol nie bacząc na konwenanse zaczyna nieustanie myśleć o Sarze, jak się okazuje urzeczenie jest obopólne, i mimo że
różni ich wszystko: status, wykształcenie i poglądy, to
zaczynają przyciągać się jak magnes.
Z
pozoru historia wydaje się banalnym romansem. On – bogaty i
wykształcony, Ona – biedna i wyklęta, rozwiązanie całkiem
klasycznie, ale... bohaterowie zostali tak skonstruowani, że są
wielowymiarowi, pełni sprzeczności, są idealnymi obiektami do
psychologicznej analizy. Ich niestabilność emocjonalna może
irytować, jednak błyskotliwe rozmowy i nagłe zwroty akcji ukazują
misterną intrygę, którą chce się smakować, szczególnie że
uzupełniono ją niejednokrotnie humorystycznymi akcentami i
ciekawymi spostrzeżeniami. Poza tym w tej historii zauważa się
dojrzały i przemyślany styl. Powieść napisana jest przepięknym
językiem, charakterystycznym dla epoki, zaś poboczne wątki służą
do uwypuklenia specyficznych cech ówczesnego społeczeństwa, wraz z
ukazaniem kształtujących się filozofii i nauk. Nie brakuje też
nawiązań do świata sztuki, głównie do literatury, poezji i
malarstwa. Niezaprzeczalnym atutem jest też zmienna narracja i trzy
alternatywne zakończenia, jest to bardzo ciekawe rozwiązanie, choć
zamiast domysłów wolałabym konkretny finał, jak również
bardziej wartką akcję. Wiem, że powieść wiktoriańska rządzi
się swoimi prawami, i kiedy bohater zamierza trzasnąć
drzwiami, to zrobi to dopiero dwadzieścia stron później, bo zanim
do tego dojdzie, przeanalizuje swoje drzewo genealogiczne, strukturę
polityczną i niecne działania służby, a'propos lokaj Karola, Sam,
jest tak fascynującą postacią, że specjalnie dla niego można by stworzyć nową książkę. Mimo to przydługie wtrącenia
skutecznie mnie usypiały, co więcej traciłam wątek, bo zamiast na
problemie wyjściowym skupiałam się na komentarzach Karola,
najczęściej dotyczących otaczającej go rzeczywistości. Zapewne
nie odnajduję się w tego typu powieściach, jednak nie mogę odmówić
„Kochanicy Francuza” wyjątkowości, bo bogactwo tej historii jest
wielkie, zwłaszcza że wykwintna intryga pełna ciekawych uwag,
nawiązuje do teraźniejszości, tym samym czyniąc z niej literacką
perełkę nie tylko dla miłośników powieści
historycznej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Słowami Hanny Banaszak " Gościu znużony, gościu znudzony,jeśli zabłądzisz kiedyś w te strony (...)". No właśnie, jeśli tylko zabłądzisz w te strony zostaw proszę kawy dwie krople, pyłek z rękawa lub najprościej słów kilka - daj się zapamiętać.
Zastrzegam sobie prawo do usuwanie wszelkiego rodzaju spamu oraz komentarzy anonimowych i wulgarnych.