Michalina Kłosińska-Moeda
MIŁOSNE KOLIZJE
Wydawnictwo: Replika
Data: 2013
Stron: 224
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Lato,
a szczególnie czas urlopowania, to doskonała pora na lekkie i
przyjemne książki, które doskonale sprawdzą się w roli rozkosznego
towarzysza na hamaczek czy plażowy leżak. Do takich ciepłych i
niezobowiązujących lektur, śmiało można zaliczyć debiutancką
powieść Michaliny Kłosińskiej-Moedy „Miłosne kolizje”. O
autorce informacji jak na lekarstwo, z opisu na okładce, dowiadujemy
się, że lubi czekoladę, koty i uwielbia jak dookoła kwitnie
miłość, stąd też jej praca nawiązuje do tego, co w naszym
życiu najważniejsze, voilà!,
miłości.
Malwina
jest słodką dziewczyną, trochę zaplątaną, ale z całą
pewnością jest dobrą i życzliwą osobą, dla której złożone
obietnice mają niebagatelne znaczenie. Dlatego kiedy w pochmurny,
październikowy dzień, przypadkiem zderza się z niezwykle
czarującym, czarnookim Robertem, który od tej chwili będzie
odgrywał znaczącą rolę w jej fantazjach, nie pozwala sobie na
kontynuację wyjątkowo dobrze zapowiadającej się znajomości,
ponieważ... jest zaręczona z Szymonem. Co prawda boskiego Roberta i
niechlujnego Szymona, w kwestii kultury i elegancji dzielą lata
świetlne, ale dla Malwiny przysięga dana narzeczonemu jest
ogromnie ważna, jak to się mówi: „Słowo się rzekło, kobyłka
u płota”. Jednak jak to w życiu bywa, nic nie jest takie jakie
nam się wydaje, z pomocą boską i cioci Wiesi, Malwina i Robert jeszcze nie raz się spotkają, co z tego wyjdzie, na
pewno już wiecie.
„Miłosne
kolizje” nie są książką odkrywczą, ani zaskakującą. Historia
co nieco przypominała mi baśń, w której młoda, dotkliwie
potraktowana przez los niewiasta, poznaje pięknego i oszałamiająco
bogatego panicza, na nieszczęście dziewczyna obiecana jest już
komuś innemu. Jak widać, scenariusz tej powieści nie jest intrygujący,
ponieważ znamy tego typu historie. Nie raz, nie dwa, czytaliśmy o
przypadkowych spotkaniach, które komplikowały bohaterom życie,
jednocześnie skłaniając ich do otworzenia oczu i dostrzeżenia
tego, co wcześniej, w problemach dnia codziennego, umykało im
niepostrzeżenie. Autorka starała się, to pewne, urozmaiciła
historię wieloma ciekawymi detalami, zabawnymi dialogami i co ważne,
istotnym, mądrym przesłaniem, że na miłość nigdy nie jest za
późno i że warto o nią zabiegać, bo człowiek który kocha i
jest kochany, to człowiek szczęśliwy. Jednak jednoznaczne
charaktery bohaterów, przewidywalność owej historii, a także brak
namiętności charakterystycznej wielkim uczuciom, spowodowały, że
powieść straciła na atrakcyjności, ale żeby nie było, że tylko
psioczę, to dodam prosto z serca, że praca Michaliny
Kłosińskiej-Moedy jest przyjemną i uroczą historią, którą
z pewnością będzie się dobrze czytało pod letnią, błękitną
chmurką.
Z tego co czytam, to raczej średnia... A na średnie książki chyba jednak szkoda czasu. Tyle fantastycznych czeka na półce! :P
OdpowiedzUsuńMoże nie tyle szkoda czasu, co z taką lekturą trzeba wbić się w odpowiednią porę, bo wyidealizowane historie nie zawsze służą.
UsuńŁoj, chyba się nie zdziwisz jak grzecznie podziękuję za te książeczki, ale ta cała delikatność niczym puszysty serek homogenizowany mnie doprowadza do białej gorączki :D. Po prostu nie moje klimaty ;P.
OdpowiedzUsuńMiłego dnia :*!
Melon
Nie, nie zdziwię się, w pełni rozumiem Twoje stanowisko, chociaż homogenizowana delikatność czasami dobrze smakuje ;-)
UsuńWzajemnie miłego dnia, buziol!
Homogenizowana delikatność nigdy dobrze nie smakuje, no chyba że kucharz doda do niej odrobinę krwawych kąsków ;).
UsuńJak ognia unikam takich pozycji, a widzę, że i Tobie niespecjalnie do gustu przypadła. Tak, więc odpuszczę sobie jej lekturę.
OdpowiedzUsuńNie unikam tego typu pozycji, czasami warto odstresować się przy lżejsze lekturze, ale cóż, różnie z tym bywa.
UsuńRaczej nie będę poświęcać czasu na tę książkę. Ciekawe czemu w takich historiach zazwyczaj obecny narzeczony/mąż/partner bohaterki musi odznaczać się szeregiem negatywnych cech, a ten nowy to chodzący ideał. Ostatnio bardzo drażni mnie taki schemat. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńKsiążkę czytałam i osobiście wspominam ją bardzo miło. To takie zwyczajne, lekkie czytadło na letnie dni.
OdpowiedzUsuńSama nie sięgam po takie książki, ale powiem o niej znajomej, ona uwielbia takie klimaty :)
OdpowiedzUsuńWychodzę z założenia, że czasami taka banalna historia, jesli czyta się ją w odpowiedniej chwili i nastroju, może dać sporo przyjemności :)
OdpowiedzUsuńTakie delikatne historyjki tylko mnie irytują, więc na razie spasuję.
OdpowiedzUsuńO to chyba coś dla mnie, lubię poczytać takie lekkie książki.
OdpowiedzUsuńMoże się skuszę, bo książka wydaje się przyjemną, lekką lekturką na wolną chwilę, ale w sumie to nie przepadam za takimi słodkimi opowieściami, pewnie nie bedę specjalnie zachwycona. ;)
OdpowiedzUsuńA ja z miłą chęcią przeczytam :)
OdpowiedzUsuń