Manel
Loureiro
OSTATNI
PASAŻER
Wydawnictwo:
Muza
Rok
wydania: 2014
Stron:
480
Oprawa:
Broszurowa ze skrzydełkami
Moja
ocena: 6/10 - dobra
Motyw
statku widmo jest wdzięcznym tematem, cieszy mnie to bardzo, bo należę do
miłośników klasycznego horroru, z którym zjawy, duchy i imaginacje ewidentnie mi się kojarzą. Dlatego chętnie sięgam po
wszelkie makabreski i historie ghost story. „Ostatni pasażer”
Manela Loureiro, Pana od „Apokalipsy Z”, wydawał się dla mnie
idealny, niestety kilka przesadzonych i przekombinowanych scen
wprawiło mnie w zdziwienie i zdegustowanie, przez co historia co
nieco straciła w moich oczach.
Manel Loureiro. Źródło |
Wyjdźmy
jednak od tego, że pomysł na fabułę jest przedni. Pod koniec
sierpnia 1939 roku angielski węglowiec wpływa w gęste opary mgły.
Następuje cisza, załoga truchleje, jakby siedzieli w trumnie. Po
kilkudziesięciu metrach przed burtą ich statku ukazuje się dziób
olbrzymiego transatlantyku o nazwie „Valkirie”. Trzej śmiałkowie
wchodzą na pokład nieoświetlonego wycieczkowego statku. Jak się
okazuje płynie on pod niemiecką banderą i nosi wyraźne ślady
niedawnej obecności setek pasażerów, niestety odnajdują tylko
noworodka owiniętego w tałes. Siedemdziesiąt lat później Kate,
dziennikarka londyńskiej gazety, otrzymuje zadanie sprawdzenia
przedziwnego projektu finansowanego przez jednego z najbogatszych
ludzi. Okazuje się, że chodzi o „Valkirie”. Kobieta zostaje
zaproszona na rejs odnowioną pięknością. Wyprawa zapowiada się
ekscytująco, zwłaszcza że milioner ma w planach podróż kursem z roku 1939.
Potencjał na ekstra powieść był, to pewne. Niepokojąca fabuła nawiązywała do najlepszych koncepcji tradycyjnej powieści grozy. Tak mniej więcej do połowy tej historii byłam nią totalnie zachwycona. Nadprzyrodzone motywy, które oczywiście bardzo cieszą; wszelkie skrzypienia, szurania, i dziwne odgłosy, bardzo mocno działały na wyobraźnię Poza tym świetna charakterystyka postaci, ciężki złowróżbny klimat, który można jeść łyżkami, i przepiękne opisy retro statku, czyniły z powieści perełkę. Niestety nic co dobre nie trwa wiecznie, bo nagle pojawiają się wątki z tanich romansideł, nie to żebym miała coś do ckliwych chwytów, ale uczynienie z widziadeł super kochanków, nie tylko na poziomie duchowym, ale i fizycznym, było dla mnie zbyt abstrakcyjne i na dodatek niepotrzebne. Zakładam też, że wplecenie w fabułę różowych scen, które wraz z rozwojem akcji stają się scenami szkarłatnymi, miało pokazać, że pisarz idzie z duchem czasu. Być może kolaż grozy z erotyką jest teraz w modzie, ale mnie to nie przekonuje, i żałuję, że tak potoczyła się ta historia. Ponieważ powieść o śmierci, opętaniu, i porażających czynach, rozgrywająca się w tajemniczej scenerii, w atmosferze grozy, w której widma i upiory odstawiają danse macabre, mogła być genialną i niepokojącą historią o tym, co niewytłumaczalne i niewybaczalne. Jednak mimo pewnych rozczarowań nie mogę powiedzieć, że źle bawiłam się przy tej książce, uważam też, że jeśli nie jest się drażliwym na dziwność niektórych tematów i na sentymentalne triki, to „Ostatni pasażer”, może dostarczyć wielu niezapomnianych wrażeń. Tym bardziej że stylowi pisania autora niespecjalnie można coś zarzucić. Historia jest dynamiczna, czytelna i łatwa w obiorze, w sam raz na kilka godzin niezobowiązującej rozrywki.
Książkę otrzymałam od księgarni Libroteka - "Ostatni pasażer"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Słowami Hanny Banaszak " Gościu znużony, gościu znudzony,jeśli zabłądzisz kiedyś w te strony (...)". No właśnie, jeśli tylko zabłądzisz w te strony zostaw proszę kawy dwie krople, pyłek z rękawa lub najprościej słów kilka - daj się zapamiętać.
Zastrzegam sobie prawo do usuwanie wszelkiego rodzaju spamu oraz komentarzy anonimowych i wulgarnych.