Elin
Hilderbrand
PIĘKNY
DZIEŃ
Wydawnictwo:
Znak Literanova
Premiera:
5 czerwca 2014
Stron:
464
Oprawa:
Miękka
Moja
ocena: 7/10 – bardzo dobra
„Nie,
miłość nie jest wszystkim: to nie pokarm, napój, nie sześć
godzin snu w nocy i nie dach nad głową, nie koło ratunkowe,
którego się łapią tonący, wynurzając się i znowu niknąć. Nie
jest tchem zaczerpniętym w duszące się płuca, tlenem dla krwi czy
gipsem dla pękniętej kości; A jednak wciąż - w tej chwili także
- ktoś się rzuca w objęcia śmierci, woląc ją niż brak
miłości.”
Edna
St. Vincent Milley
Elin
Hilderbrand nazywana jest królową wakacyjnej powieści. Jej
książki, w których akcja umieszczana jest na pięknej wyspie
Nantucket, zostały sprzedane w nakładzie ponad 4 milionów. Nigdy
wcześniej nie słyszałam o tej autorce, ale wakacyjna powieść
kojarzy mi się z banalną, przesłodzoną fabułą, której – co
tu dużo mówić – nie trawię, więc samo przez się raczej jej
unikam.
Najnowsza
powieść Elin Hilderbrant „Piękny dzień” skusiła mnie
historią, która mimo że podejmowała temat miłości, różnych
aspektów miłości, to zapowiadała jakiś dramat. Oczywiście mój
domysł nie był odkrywczy, w końcu z rodziną pięknie wychodzi się
tylko na zdjęciu, więc dodając dwa do dwóch łatwo się domyślić,
że impreza ślubna Jeniffer, na którą ściągnął przeróżne
osobistości, nie obejdzie się bez wzruszeń i osobistych dramatów.
Zwłaszcza że panna młoda organizując swoje wesele korzysta z
notatnika, a właściwie poradnika, zmarłej przed siedmiu laty
matki. Poza tym honorową druhną jest jej starsza siostra, która
przestała wierzyć w miłość, i która wdała się w romans z
bardzo nieodpowiednim człowiekiem. Jakby tego było mało Doug, ich
ojciec, zdaje sobie sprawę, że jego uczucia do obecnej żony nie są
takie, jakie być powinny. Przygotowania do ślubu idą pełną parą,
a bohaterowie tego wydarzania, coraz bardziej pogrążają się w
domysłach i rozterkach.
Przeczytałam
gdzieś, że „Piękny dzień” jest lekką i przyjemną lekturą,
hmm... nie powiedziałabym, owszem historia sama w sobie jest czarująca,
ale Elin Hilderbrad dodała do niej prozę życia, dzięki czemu
opowieść o pięknym i wyjątkowym dniu nie jest banalną powiastką,
ale wnikliwym i przejmującym spojrzeniem na relacje międzyludzkie.
Początek książki, a szczególnie zachowanie Jenffer, która
ustawia swój ślub wedle przedśmiertnego życzenia matki,
notabene podpadającego pod manipulację, bywa irytujący, zresztą
jak zachowanie pozostałych członków rodziny, którzy – ukrywając
swoje problemy - chcą zaprezentować się idealnie i próbują robić
dobrą minę do złej gry, ale autorka nie pozwala im na to i
najważniejszych uczestników wesela drobiazgowo prześwietla,
tworząc emocjonalny obraz ludzi zmagających się z różnymi
obliczami miłości.
Elin
Hilderbrand pisze bardzo konkretnie, nie tworzy domysłów, wszelkie
lęki i wahania bohaterów przedstawia rzeczowo i niezwykle
realistycznie, może dlatego ta książka zrobiła na mnie tak duże
wrażenie, bo trafność oceny i inteligentne relacjonowanie tych
wszystkich rozterek, sprawiły, że „Piękny dzień” stał się
lekturą skłaniającą do refleksji nie tylko nad kwestią miłości,
ale w głównej mierze nad konsekwencją podejmowanych decyzji i pięknem
nieidealnej rodziny, która pomimo przeróżnych przeciwności losu
powinna trzymać się razem. Powieść Hilderbrand jest ujmująca,
efektowna, ponieważ opisy przygotowań przedślubnych, jak również
uroków Nantucket robią niemałe wrażenie, ale też budząca
emocje, dlatego sądzę, że książka będzie idealną lekturą dla
wrażliwych czytelników, ceniących sobie psychologiczną
perspektywę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Słowami Hanny Banaszak " Gościu znużony, gościu znudzony,jeśli zabłądzisz kiedyś w te strony (...)". No właśnie, jeśli tylko zabłądzisz w te strony zostaw proszę kawy dwie krople, pyłek z rękawa lub najprościej słów kilka - daj się zapamiętać.
Zastrzegam sobie prawo do usuwanie wszelkiego rodzaju spamu oraz komentarzy anonimowych i wulgarnych.