Marcowe fiołki, Sarah Jio

Sarah Jio

MARCOWE FIOŁKI

Wydawnictwo: Między słowami
Data: 2014
Stron: 304
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami

Moja ocena: 6/10 - dobra




Emily, autorka bestsellerowej powieści, przechodzi kryzys. Jej mąż, dotąd cudowny i kochany, zostawia ją dla młodszej i zapewne piękniejszej kobiety. Załamana Emily aby się odstresować i odetchnąć od gwarnego Nowego Jorku, wyjeżdża do cioci Bee, mieszkającej na wyspie w uroczym domku, tuż nad morzem. W idyllicznych wyspiarskich warunkach pisarka czuje się rewelacyjne, zwłaszcza że spotyka swoją dawną miłość, i poznaje intrygującego Jacka. Poza tym, odkrywa tajemniczy pamiętnik, który opisuje historię miłości Esther i Eliota, pary żyjącej w latach 40. ubiegłego wieku. Emily jest ogromnie podekscytowana znaleziskiem, co więcej zaczyna podejrzewać, że zagadkowa historia może być powiązana z losami jej rodziny. 

Źródło Internet
Zapewne nie raz przejechaliście się na powieści obyczajowej. W dobie lukrowanych fabuł trudno o coś oryginalnego, dlatego najczęściej dostajemy słodko-mdlącą mieszankę, pełną schematów, która rozczarowuje pod każdym względem. W przypadku „Marcowych fiołków” nie jest tak źle jakby się mogło wydawać. Owszem, pojawiają się znane wszystkim motywy, typu: Ona – głęboko zraniona, piękna i zdolna kobieta, ze skłonnością do naiwnych zachowań i roztrzepania, On – mistrz flirtu, niezwykle męski, czarujący i dobrze gotujący. Do tego pojawia się urokliwe miejsce, bajeczna wyspa, która czaruje sielskim klimatem i poraża zmysły feerią zniewalających ogrodów, a także kilka uczuciowych dylematów. Te znane elementy mogą sprawić, że ironicznie się skrzywimy czytając o rozterkach Emily, ale jest coś, co pomimo powielanych treści, sprawia, że powieść czyta się z niemałym zainteresowaniem, jest to rodzinna tajemnica - notabene niemałego kalibru, i zagadka pamiętnika z przeszłości, która - prawdę mówiąc - bardziej mnie intrygowała niż losy Emily, może dlatego, że Sarah Jio udało się w krótkie fragmenty tchnąć atmosferę lat 40. Dzięki tym wątkom historia nabrała rumieńców, i stała się ujmującą, osnutą w aurę tajemniczości opowieścią, w której poznamy siłę miłości, przyjaźni, oraz wybaczania. Bez wątpienia „Marcowe fiołki” spodobają się marzycielkom i miłośnikom lekkich powieści, które oprócz licznych znaków zapytania zwierają też nutkę dramatyzmu. Takie połączenie to strzał w dziesiątkę, dlatego nie dziwi mnie, że „Marcowe fiołki” zostały uznane przez „ Library Journal” za najlepsza książkę roku. 


Nie wiem czy też tak macie, ale ja, jak trafiam w tekście na tytuł jakiejś piosenki, to od razu sprawdzam, co to za nuta.  Dzięki "Marcowym fiołkom" odkryłam przepiękny jazzowy utwór "Body and Soul" napisany w 1930 roku przez Edwarda Heymana, Roberta Soura i Franka Eytona dla brytyjskiej aktorki i piosenkarki Gertrude Lawrence. Piosenka doczekała się licznych wykonań m.in. Elli Fitzgerald, Franka Sinatry czy Billy Holidaya. Utwór "Body and Soul" został też pierwszym singlem Amy Winehouse. 

Tony Bennett i Amy Winehouse

 

... i trochę starsze w wykonaniu mojego ulubionego Franka Sinatry

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Słowami Hanny Banaszak " Gościu znużony, gościu znudzony,jeśli zabłądzisz kiedyś w te strony (...)". No właśnie, jeśli tylko zabłądzisz w te strony zostaw proszę kawy dwie krople, pyłek z rękawa lub najprościej słów kilka - daj się zapamiętać.

Zastrzegam sobie prawo do usuwanie wszelkiego rodzaju spamu oraz komentarzy anonimowych i wulgarnych.