Marcin Podlewski
HAPPY END
Wydawnictwo: Studio Truso
Data: 2013
Stron: 352
Oprawa: Miękka
Moja ocena: 7/10 - bardzo dobra
Moja ocena: 7/10 - bardzo dobra
Happy
End – szczęśliwe zakończenie, czy aby na pewno?
Powieść
Marcina Podlewskiego dziennikarza, twórcy licznych opowiadań i
laureata wielu konkursów, dała mi nieźle popalić. Dawno miałam
tak bardzo zaskakujące tete a tete z książką, może dlatego że
teoretycznie fantastyka, a właściwie fantastyka naukowa jest
gatunkiem, który niekoniecznie umiem czytać, ponieważ wszystko
próbuję analizować, co oznacza, że jestem z góry na przegranej
pozycji. „Happy End” nie poddaje się żadnej logice, no bo jak
wyjaśnić Aberracje - przedziwne zakłócenia rzeczywistości,
charakteryzujące się nagłym spadkiem temperatury, wyładowaniami
elektrycznymi, dźwiękami o wysokiej częstotliwości, aż po „plamę
cienia”. W sferze Aberracji wszystko jest możliwe, w końcu
całkowicie zostaje zmieniona struktura rzeczywistości. Tak na
chłopski rozum, aby łatwiej zrozumieć czym jest Aberracja, jest to
wybuchowa mieszanka strefy mroku, czarnej dziury i załamania
czasoprzestrzeni.
Aberracjami
zajmuje się, a właściwie zajmował, Tomasz Lebański –
melancholik, wielki fan barbituranów i dobrej whisky. Wydał książkę
dotyczącą owego zjawiska. Publikacja wywołała ogromne poruszenie,
autorowi zarzucono nawoływanie do działań terrorystycznych i
działanie na szkodę interesu publicznego. Cały nakład książki
wycofano i wpisano ją do indeksu ksiąg zakazanych. Wydaje się, że
sytuacja jest patowa, ale kiedy Tomasz poznaje Annę Krajec
buntowniczą dziennikarkę, ta namawia go do podjęcia współpracy,
celem odkrycia prawdy o Aberracji. Mimo pewnych oporów Lebański
przystaje na propozycję Anny. W trakcie badań i odkrywania nowych
źródeł informacji natrafiają na szokujące fakty.
Jak
wspomniałam powyżej, tak zaskakującej książki już dawno nie
czytałam. Żeby było zabawniej długo się do niej przekonywałam.
Przez kilka dni walczyłam z fabułą, licząc, że zrozumiem o co w
niej tak naprawdę chodzi, bo proszę mi wierzyć, w niej nic nie
jest takie, jakie na pierwszy rzut oka się wydaje. Wstęp jest
szorstki i dziwaczny, miałam uczucie jakbym trafiła na inną
planetę, lepiej, w inny wymiar, w którym - co gorsze - nie mówią
w naszym języku. Jednak z czasem, z każdym kolejnym rozdziałem
zatracałam się w historii opowiadającej – o ile tak mogę się
wyrazić – o sile umysłu i o emocjach: czystych i pierwotnych, oraz
o wybitnej zdolności do kreowania rzeczywistości. Autor stworzył
fascynującą powieść, z fascynującym światem, pełnym
zaskakujących elementów i wielowymiarowych postaci. Detale w tej
powieści są wymuskane i ważne - wszystko ma znaczenie, ale jak
może być inaczej, skoro w maksymalnie zakręconym świecie
rzeczywistość dostaje bzika, w swoich wariacjach prowadzi do
zatrważającego końca, w którym horror zacznie pełzać po
ulicach, w zacienionej strefie rozpocznie się dance macabre, a
dzieje się to wszystko w klaustrofobicznym klimacie zwiastującym
nieuchronny koniec świata, gdzieś na pograniczu iluzji i
rzeczywistości. Powieść Marcina Podlewskiego jest wyjątkową
pozycją, niekonieczne łatwą w odbiorze, ale gwarantującą
interesujące przeżycia, które przekraczają granice tego co znamy.
Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Słowami Hanny Banaszak " Gościu znużony, gościu znudzony,jeśli zabłądzisz kiedyś w te strony (...)". No właśnie, jeśli tylko zabłądzisz w te strony zostaw proszę kawy dwie krople, pyłek z rękawa lub najprościej słów kilka - daj się zapamiętać.
Zastrzegam sobie prawo do usuwanie wszelkiego rodzaju spamu oraz komentarzy anonimowych i wulgarnych.