Manel Loureiro
APOKALIPSA Z
Wydawnictwo: Muza
Data: 2013
Stron: 413
Oprawa: Miękka
Tom I
Moja ocena: 6/10 - dobra
„Apokalipsa
Z” jest debiutem hiszpańskiego prawnika Manela Loureira. Trzeba
przyznać, że autor miał niezłego nosa co do motywu Nieumarłych, ponieważ książka odniosła niemały sukces, a
w internecie zyskała status kultowej. Jako fan zombie, zarażony
ponad 20 lat temu filmem Romero „Dzień żywych trupów”, bardzo
lubię wątek łaknących świeżego ciałka truposzy. Dlatego cieszę się, że po latach ciszy zombie ponownie stały się
„modne”.
Z
wielką ekscytacją zabrałam się za czytanie „Apokalipsy Z”,
tym bardziej że książka ma moją ulubioną formę dziennika. Taka
konstrukcja sprawia, że historia nabiera dużo większego dynamizmu,
poza tym pierwszoosobowa narracja jest bardziej emocjonująca, w
końcu nie ma to jak relacja z pierwszej ręki, zwłaszcza wtedy,
kiedy nieumarli ślinią się za plecami.
Bohaterem
jest hiszpański prawnik, wybitny farciarz, najprawdopodobniej w
czepku urodzony, i mimo że w swoich zapiskach często powtarza, że
życie to nie film, to jednak ma się wrażenie, że jest bratem
bliźniakiem McGivera, bo sprawnie sobie radzi w ogarniętym
apokalipsą świecie. Nasz bohater jest sympatycznym osobnikiem,
trzeba przyznać, że jego dowcip, często czarne poczucie humoru i
sarkastyczne uwagi nieźle mnie ubawiły. Na dodatek jego ekspresyjny
przekaz, buduje doskonałą atmosferę, przez co łatwo wyczuć
nastrój odosobnienia i przerażający klimat końca świata. Wirus,
który wymknął się z wojskowej bazy w błyskawicznym tempie pędzi
przez kolejne państwa. Objawy zarażenia są niepokojące: wysoka
temperatura, dezorientacja, bladość i agresja. Według pogłoski
chorzy znajdują się w stanie anabiozy, albo w stanie bliskim
śmierci.
Źródło |
„W internecie wrze od plotek coraz bardziej absurdalnych. Inwazja kosmitów, tajemnicze przywry, mutanty, żywe trupy, masowe pranie mózgu... Jest w czym wybierać” [str.51]
Zaradny
prawnik bierze swojego kota pod pachę, a także cudem zdobyty plecak
z wyposażeniem skauta i wyrusza na poszukiwanie bezpiecznej bazy, co
jak można się domyśleć łatwe i przyjemne nie będzie. Co więcej
wpakuje się tyle niebezpiecznych sytuacji, że osiwieć można.
Pierwszy tom trylogii o zombie przypadł mi do gustu, mimo że ma kilka
niedociągnięć, jak choćby cudowne wyjścia z patowych sytuacji,
trochę przynudzających fragmentów i powtórzeń, a także relacji
prosto z oka cyklonu, co wydaje się lekko absurdalne, to jednak
książka dostarcza sporo wrażeń. Powieść obfituje w ekstremalne
akcje, gdyby sfilmować tę historię to sądzę, że powstałaby
widowiskowa produkcja, ponieważ w opowieści nie brakuje
spektakularnych działań, a i opisy wywołują niemałe poruszenie,
zwłaszcza gdy dotyczą zarażonych dzieci, pogorzelisk czy miast
zamienionych w cmentarze.
Upadająca cywilizacja pogrąża się w mroku, zainfekowany świat przygnębia, nie jest to przyjemna wizja, jednak dla osób z dużą wyobraźnią zapewne bardzo prawdopodobna, szczególnie że istnieją ludzie, którzy lubią bawić się w Boga i eksperymentować ze szczepami wirusów, oczywiście w tej chwili jest to czysta fantastyka, ale z nią też bywa różnie. Przypominam, że dla bohaterów tej opowieści zombie to też fantastyka. Takie potraktowanie tematu bardzo mi się podobało, bo tworzyło realne tło, nie chcę kłamać, ale wydaje mi, że w książce tylko raz pojawia się słowo „zombie”. Co więcej stworzenie bezimiennego bohatera, sprawia, że łatwiej się identyfikować z człowiekiem, który próbuje walczyć o życie, wolność i nadzieję. Szkoda tylko, że też nasz bohater to prawdziwy sprytek, niestety przeciętny Kowalski nie miałby szans z nieumarłymi i najprawdopodobniej poległby już na stracie, ale to szczegół, ważne, że „Apokalipsa Z” jest interesującą książką, którą czyta się z wielkim zainteresowaniem i co najważniejsze historia o nieumarłych jest przednią rozrywką, wprawdzie mrożącą krew w żyłach, ale w końcu po to czyta się takie powieści, że dostarczyć sobie odpowiednich skoków adrenaliny, a ta książka pod tym względem jest idealna. Polecam.
Trzytomowa przygoda z Nieumarłymi i miesięczny zapas słodyczy |
Upadająca cywilizacja pogrąża się w mroku, zainfekowany świat przygnębia, nie jest to przyjemna wizja, jednak dla osób z dużą wyobraźnią zapewne bardzo prawdopodobna, szczególnie że istnieją ludzie, którzy lubią bawić się w Boga i eksperymentować ze szczepami wirusów, oczywiście w tej chwili jest to czysta fantastyka, ale z nią też bywa różnie. Przypominam, że dla bohaterów tej opowieści zombie to też fantastyka. Takie potraktowanie tematu bardzo mi się podobało, bo tworzyło realne tło, nie chcę kłamać, ale wydaje mi, że w książce tylko raz pojawia się słowo „zombie”. Co więcej stworzenie bezimiennego bohatera, sprawia, że łatwiej się identyfikować z człowiekiem, który próbuje walczyć o życie, wolność i nadzieję. Szkoda tylko, że też nasz bohater to prawdziwy sprytek, niestety przeciętny Kowalski nie miałby szans z nieumarłymi i najprawdopodobniej poległby już na stracie, ale to szczegół, ważne, że „Apokalipsa Z” jest interesującą książką, którą czyta się z wielkim zainteresowaniem i co najważniejsze historia o nieumarłych jest przednią rozrywką, wprawdzie mrożącą krew w żyłach, ale w końcu po to czyta się takie powieści, że dostarczyć sobie odpowiednich skoków adrenaliny, a ta książka pod tym względem jest idealna. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Słowami Hanny Banaszak " Gościu znużony, gościu znudzony,jeśli zabłądzisz kiedyś w te strony (...)". No właśnie, jeśli tylko zabłądzisz w te strony zostaw proszę kawy dwie krople, pyłek z rękawa lub najprościej słów kilka - daj się zapamiętać.
Zastrzegam sobie prawo do usuwanie wszelkiego rodzaju spamu oraz komentarzy anonimowych i wulgarnych.