Edward Lee
LUDZIE Z BAGIEN
Wydawnictwo: Replika
Data: 2012
Stron: 400
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Moja ocena: 6/10 - dobra
Phil
Straker był porucznikiem w wydziale narkotykowym, za miesiąc miał
awansować na kapitania, ale pewien „wpadek”, zmusił go do
odejścia z policji. Obecnie jest ochroniarzem w fabryce tekstylnej i
jak można się domyśleć nie jest to praca jego marzeń. Kiedy
niespodziewanie zjawia się u niego Lawrence Mullins, dawny
przyjaciel, jak również szef policji w Crick City z propozycją
pracy, wydaje się, że zła passa Strakera przeminie. Jednak oferta
nie jest tak atrakcyjna jakby się wydawało.
„Crick City było zapyziałe i ubogie. Było pułapką. Nikt tam nigdy niczego nie osiągnął, nikt się nie wyprowadzał. Prawdziwa dziura(...)W sumie Crick City jawiło się jako nierozwiązalny węzeł nędzy i beznadziei. Zapomniane miejsce, zamieszkane przez zapomnianych ludzi” [str.28]
Phil
nigdy nie planował powrotu do rodzinnego miasteczka. Kiedy wyrwał
się z dziury zabitej dechami, sądził, że złapał pana Boga za
nogi, wierzył, że co złe zostanie daleko za nim, ale praca w
policji to jego największe marzenie. Dlatego przystaje na propozycję
Mullinsa. Co prawda powrót do Crick City rodzi wiele pytań, zmusza
go też do przerażających wspomnień, jednak perspektywa wzięcia
udziału w narkotykowym śledztwie jest o wiele silniejsza, niż lęki,
będące – być może – efektem halucynacji.
Jeśli
ktoś nie zna Edwarda Lee, to przypomnę, że jest
autorem kilkudziesięciu horrorów, co więcej jest specem od prozy
ekstremalnej, a to oznacza, że w jego tekstach wynaturzeń,
obrzydliwości i brutalnego seksu nie brakuje. Warto mieć to na
uwadze, wybierając sobie jedną z jego książek np. „Sukkuba”
czy „Golema”, bowiem, każda z tych powieści ocieka krwią, a
liczne soczyste opisy orgiastycznych sesji, jak również
kanibalistycznych uczt, niejednego mogą przyprawić o mdłości.
Propozycja dla odważnych. "Ludzie z bagien" i smażona wątróbka ;-) |
W tym
momencie wypadałoby nawiązać do „Sukkuba”, ponieważ z „Ludźmi
z bagien” łączą go liczne podobieństwa. Nie wiem na ile to
celowy zabieg, a na ile zbieg okoliczności, ale w obu przypadkach mamy
nawiązania do miasteczka Lockwood, do prastarych religii i obrzędów,
jak również znajdziemy wspólne cechy łączące bohaterów, którzy
aby zrozumieć, muszą skonfrontować się ze swoją przeszłością,
a zrobią to tylko wtedy, kiedy wrócą na dawne śmieci. Miedzy
innymi z tego powodu historia co nieco jest stereotypowa, jednak nie
przeszkadzało mi to, dlatego że ja naprawdę lubię styl pisania Lee,
lubię jego specyficzne łączenie makabry z humorem, lubię
małomiasteczkowy, duszny klimat, lubię dziwactwa, klasyczne
straszenie mrocznym lasem, zakapiorami, i podejrzanymi chatami. Poza
tym wielką sympatią darzyłam Phila Strakera, może i z niego
dziwny osobnik, ale do błędów przyznać się potrafi, ma też wielkie serce, no i odwagi mu nie
baruje, zaś ewentualne wady skutecznie ukrywa pod warstwą dobrego
humoru, dla mnie to bohater prawie idealny. Oczywiście w opowieści mamy pod dostatkiem zmasakrowanych
zwłok, brutalnych gwałtów, tortur czy wszelkich innych paskudztw,
jednak porwałabym się na stwierdzenie, że w tej książce więcej
jest kryminału niż hardcore horror. Mnie to bardzo odpowiadało,
dlatego jeśli lubicie takie krwisto-soczyste historie, to myślę,
że pragnienie na takie teksty może skutecznie zostać zaspokojone
przez „Ludzi z bagien”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Słowami Hanny Banaszak " Gościu znużony, gościu znudzony,jeśli zabłądzisz kiedyś w te strony (...)". No właśnie, jeśli tylko zabłądzisz w te strony zostaw proszę kawy dwie krople, pyłek z rękawa lub najprościej słów kilka - daj się zapamiętać.
Zastrzegam sobie prawo do usuwanie wszelkiego rodzaju spamu oraz komentarzy anonimowych i wulgarnych.