Sto dni po ślubie

Emily Giffin

STO DNI PO ŚLUBIE

Wydawnictwo: Otwarte
Data: 2008
Stron: 367


Zanim cokolwiek napiszę o książce „Sto dni po ślubie”, koniecznie muszę wspomnieć o fenomenie Emily Giffin. W roku 2004 została wydana debiutancka powieść autorki pod tytułem „Coś pożyczonego”, historia miłosnego trójkąta zawładnęła sercami miliona kobiet na całym świecie, a książka stała się bestselerem New York Times'a. Wszystkie powieść Giffin („Coś niebieskiego”, „Dziecioodporna”, „Siedem lat po ślubie”) mają wspólny motyw – życie kobiet. Autorka w subtelny sposób pisze o tym, co dręczy wszystkie kobiety, czyli o miłości, zdradzie, trudnych wyborach i życiowych dylematach.

Większość czytelniczek w opisywanych historiach odnajduje fragment swojego życia, niejednokrotnie utożsamia się z bohaterkami, ewentualnie, opowieści te traktuje jak odskocznię od szarej codzienności. Nieważne, że fabuła książek jest banalna i przewidywalna, ważne, że chociaż przez chwilę czytelnik przenosi się w świat idealnych, przystojnych i bogatych mężczyzn, pięknych, zmysłowych kobiet i problemów, które na szczęście większości nie dotyczą. Za ten inny świat, pełen tajemnic i niedomówień, panie kochają książki Emily Giffin, niestety nie należę do tego grona.

Sto dni po ślubie” to kolejna trywialna historia, tym razem mamy okazję poznać Ellen , która dokładnie sto dni po swoim wymarzonym ślubie, przypadkowo wpada na swoją dawną miłość - Leo. To ich pierwsze spotkanie od 8 lat, w przeszłości Leo bez słów wyjaśnienia zostawił Ellen, łamiąc jej serce. Niestety kobieta nie zapomniała o łączącym ich wielkim uczuciu i mimo wielu bolesnych wspomnień, to przypadkowe spotkanie, budzi w niej dawne emocje. Ellen zaczyna zastanawiać się czy dokonała właściwego wyboru i czy jej mąż Andy jest tym jedynym.

Książka mnie nie zaskoczyła, miałam wrażenie deja vu - charakterystyczna konstrukcja fabuły i standardowe zakończenie. Narracja jest pierwszoosobowa, typowa dla książek Giffin, oczami Ellen odbieramy otaczający ją świat, z nią przeżywamy emocje i poznajemy niuanse małżeństwa. Oto mamy dwoje ludzi, których związek jest idealny i nagle ślepy los, głupi przypadek powoduje zamieszanie i powstanie kryzysu. Typowe? Typowe, nic dodać nic ująć. Przez prawie 400 stron nasi bohaterowi bawią się w kotka i myszkę, przy okazji analizując swój życiorys – bardzo kiepsko im to wychodzi.

Ellen od spotkania z Leo, przeobraża się w nastolatkę idealizująca byłego chłopaka, zaczyna szukać dziury w całym, a swoich jeszcze niedawno cudownych i oddanych, przyjaciół określać mianem „parweniusze”, „zaścianek”, „duchota”. Powieść zalewają wspomnienia z dawnych lat i niepotrzebne dywagacje, nie liczcie na jakąkolwiek akcję, ani na nieoczekiwane obroty wydarzeń, o nie, tego w książce nie znajdziecie.

Żałuję, że w opowieści nie ma zaskoczenia, tej niepewności która towarzyszy czytaniu i choćby grama napięcia. Z przykrością stwierdzam, że jest to jedna ze słabszych książek tej autorki, a szkoda, bo wątek miał szanse na stanie się intrygującym, mądrym tematem, zawierającym poruszające, celne rady. Po raz kolejny mamy książkę służąca tylko chwilowej rozrywce, rozumiem, że każdemu potrzebny jest szybki i przyjemny relaks, jednak dla mnie to zdecydowanie za mało, od Emily Giffin chcę znacznie więcej. Czekam na wielkie bum.

Moja ocena 3/6


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Otwarte, a także portalowi Sztukater za jej udostępnienie.

16 komentarzy:

  1. Nie czytałam tej książki, ale pewnie kiedyś po nią sięgnę. Dobrze wiedzieć, że to tylko powieść na jeden raz, nie będę oczekiwać głębszych przeżyć tylko nastawię się na prostą historyjkę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Choć zgadzam się z Tobą, to wiem też, że po kolejną książkę i tak sięgnę. Czasem potrzebuję takich trywialnych odskoczni i wcale się tego nie wstydzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Książkę mam, ale leży już jakiś czas na półce i ciągle nie potrafię się do niej zabrać. Widzę, jednak że aż tak cię nie zachwyciła, dlatego narazie wstrzymam się z jej czytaniem a gdy będę miała więcej czasu to z ciekawości sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie lubię książek, które praktycznie z 90% składają się z, jak to ujęłaś, zabawy w kotka i myszkę i retrospekcji. Odpuszczę siebie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. mam ta ksiązkę, zarówno jak coś niebieskiego i coś pożyczonego ale jakoś nie moge się do nich zabrać

    OdpowiedzUsuń
  6. A tak się napalałam na tą książkę, chyba sobie odpuszczę na kiedyś indziej jak będę stara i nie będę mieć co czytać :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam sentyment do wydawnictwa Otwartego, zazwyczaj mają dobre książki...a tutaj taka niska ocena - chociaż jak kto na to patrzy. Ja chętnie zobaczę sama co to za książka:P

    OdpowiedzUsuń
  8. Zacznę od wspomnienia Twojej recenzji "Czegoś pożyczonego" - wspomniałaś tam o filmie na podstawie książki. Miałam okazję obejrzeć go ostatnio - całkiem niezły. Nic genialnego i zdecydowanie nie podobała mi się końcówka, ale film jest dobrym sposobem na "odmóżdżenie", usunięcie niepotrzebnych problemów z głowy ;) "Sto dni po ślubie" mam w domu na półce, szczerze mówiąc nie dobrnęłam do końca, bo wcześniej czytałam "Dziecioodporną", która przypadła mi do gustu, ale druga lektura nużąco przypominała pierwszą, co było trochę nudne - tak jak wspomniałaś, charakterystyczna budowa, coś w tym jest. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie czytałam jeszcze nic tej autorki i jakoś niespecjalnie mnie do tego ciągnie. Pobrałam sobie za to film, który został nakręcony na podstawie jednej z jej książek. Wolę już obejrzeć tanie romansidło, niż poświęcać więcej czasu i moje biedne oczyska na czytanie czegoś, co może mi się nie spodobać.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytałam "Coś pożyczonego" i " Coś niebieskiego" i raczej na razie na tym poprzestanę.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. JajQo: dziękuję za info.

    Dosiak: cóż i takie książki muszą być - lekkie i łatwe. Wzajemnie pozdrawiam.

    Gosława Ka. Jeżeli mam być szczera to ja też przeczytam kolejne książki Giffin, w tym właśnie tkwi fenomen autorki, mimo że fabuła jest taka jaka jest to jej powieści dają się czytać.

    cyrysia : nie odradzam Ci książek, bo warto na własnej skórze je przetestować, być może Twoje odczucia będą znacznie inne niż moje.

    Maruda007: Wolnoć Tomku..., pozdrawiam :)

    bergamasco: na wszystko trzeba czasu, może książki muszą dojrzeć do czytania ;)

    Soulmate: Święte słowa, tylko czy mole książkowe się starzeją i nie maja nic do czytania? :))

    OdpowiedzUsuń
  12. Larysa: Zgadzam się, Otwarte najczęściej wydaje dobre książki, patrząc po statystykach, to powieści Giffin bardzo dobrze się sprzedają, więc książka nie zalicza się do literackich ramot. Jednak, jeśli przeczyta się kilka powieści Giffin, można zauważyć, że tak naprawdę niewiele się od siebie różnią, a i zaskoczenie w nich żadne. Nie zniechęcam do czytania, najlepiej wyrobić sobie własną opinię.

    giffin: w tym problem że wszystkie książki Giffin są do siebie bardzo podobne, miło się czytają, ale nic poza tym. Mam wrażenie że zazwyczaj najlepsza książka jest ta, która się czyta pierwszą w moim przypadku To "siedem lat po ślubie", bo zaskakuje stylem i fabułą, w każdej innej jest już to samo, powielony schemacik, nic więcej.
    Na film mam ochotę, jestem ciekawa jak reżyser poradził sobie z tą ekranizacją.

    miqaisonfire: kurtka frak...chyba się zgadzam :))
    Dalia: Ja będę próbować dalej, a nuż widelec coś mnie wreszcie zaskoczy :). Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytałam wszystkie książki Giffin i fakt,że są dość przewidywalne i schematyczne niemniej czyta się je przyjemnie.Ot niezmuszająca do myślenia lektura.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie miałam do czynienia z tą autorką i zamierzałam się z nią zapoznać właśnie tą książką. Mogłabym popełnić błąd... Może najpierw wezmę "Coś pożyczonego" ;)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Jestem własnie w trakcie czytania. Właściwie to dopiero zaczęłam, ale słyszałam o książce wiele dobrego i powiem szczerze, że podoba mi się, mimo, że jest to dopiero początek.;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Inulec: W tym tkwi fenomen Giffin, książki niespecjalne, a miło się czytają.

    Dusia: Proponuje zacząć od "Coś pożyczonego" wtedy istnieje szansa, że książka Ci się spodoba, nie gwarantuje to jednak dalszej przyjemnej podróży z literatura pani Emily

    Rudzielec: Życzę Ci przyjemnych doznań z książką, i oby Twoje odczucia były znacznie lesze niż moje :)

    OdpowiedzUsuń

Słowami Hanny Banaszak " Gościu znużony, gościu znudzony,jeśli zabłądzisz kiedyś w te strony (...)". No właśnie, jeśli tylko zabłądzisz w te strony zostaw proszę kawy dwie krople, pyłek z rękawa lub najprościej słów kilka - daj się zapamiętać.

Zastrzegam sobie prawo do usuwanie wszelkiego rodzaju spamu oraz komentarzy anonimowych i wulgarnych.