Klub porcelanowej filiżanki. Vanessa Greene

Vanessa Greene

KLUB PORCELANOWEJ FILIŻANKI

Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2012
Stron: 320
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami

Moja ocena: 3/10 - słaba





Wzrokowiec ma ciężkie życie, bo często przy wyborze książki kieruje się okładką, a nie opisem. Chociaż w przypadku powieści Vanessy Greene zarys historii był obiecujący, a szczególnie rekomendacja, że jest to podnosząca na duchu powieść o damskiej przyjaźni, w dowcipnym brytyjskim wydaniu. Niestety, ktoś tu się bardzo pomylił.

Zapowiadało się całkiem dobrze. Trzy różne kobiety, o różnym statusie społecznym, poznają się na targu staroci, gdy ulegają zachwytowi porcelanowym serwisem. Panie nie walczą o zdobycz, ale idą na kompromis. Wspólnie kupują serwis i sprawiedliwie się nim dzielą. To już powinno dać mi do myślenia, kto widział kobietę rezygnującą ze swojego wymarzonego towaru na rzecz zadowolenia konkurentki. W każdym razie te wyjątkowe zakupy sprawiają, że kobiety zaprzyjaźniają się, tworząc barwne trio charakterów: Jenny, planuje swój ślub i zmaga się z traumą porzucenia przez matkę. Maggie, właścicielka kwiaciarni organizuje wesele bogatej panienki oraz walczy z dylematami serca, a Alison próbuje dodać skrzydeł swojej rozwijającej się firmie i uratować domowy budżet. Jak można się domyśleć panie będą wspólnie dywagować nad problemami, zagryzając je łakociami i zapijając pyszną angielską herbatką.


Zakładam, że historia z „Klubu porcelanowej filiżanki” miała być słodko-gorzka. Spod zachwycającej pierzynki złożonej z elementów cechujących czarującą brytyjską wieś, powinny wyłaniać się życiowe problemy. I teoretycznie tak jest. Gdyż oprócz tego, że dziewczyny miło spędzają ze sobą czas, podczas którego możemy zachłysnąć się świeżmy powietrzem, to systematycznie zarzucani jesteśmy życiowymi rozterkami. Między innymi trafiamy na temat porzucenia, niepełnosprawności, wychowania dzieci, braku pracy, zdrady. Są też zapytania o istotę przyjaźni i miłości. Nie można powiedzieć, żeby autorka nie starała się dodać opowieści rangi. Niestety słabo to wypadło. Ponieważ problemy są spłycone, potraktowane pobieżnie. Co gorsze bohaterki swoim nużącym analizowaniem i zasypywaniem przyjaciółek trywialnymi radami zabijają atmosferę. Nie podobały mi się też duże przeskoki czasowe. Wiele wątków dzieje się „na już” np. jednej z bohaterek wyznawana jest miłość, a dwa rozdziały dalej (żeby nie spojlerować, trochę przejaskrawię) już jest biały domek z ogródkiem, psem i pyzatym brzdącem. Rozumiem, że takie tempo w pewnym sensie wymusza zmienna narracja. Jenak w tym przypadku nie sprawdziła się, dlatego że autorka chcąc ująć jak najwięcej danych z życia poszczególnych bohaterek, narzuciła pęd, który sprawił, że zbagatelizowana została kwintesencja tematu. Mam wrażenie, że postawiono na ilość, a nie na jakość. Momentami też drażnił mnie język powieści, a właściwie niektóre zwroty. Historia toczy się współcześnie, a multum w niej archaizmów typu: wnet, wtem, powiada. Nie wiem ile w tym ręki autorki, a ile tłumaczki, ale takie terminy świetnie wypadają w historiach umiejscowionych w XIX wieku. 

Cóż, „Klub porcelanowej filiżanki” nie był dla mnie udaną lekturą. Nie doświadczyłam obiecanej ciepłej i szczerej powieści, a raczej trywialną, potraktowaną pobieżnie historię, w której masa komunałów zepchnęła w kąt to, co urocze. Książka należy do serii Leniwa Niedziela, samo przez się nie pretenduje do ambitnej lektury, ale czy nie mamy prawa wymagać więcej? Dobrze, że chociaż pięknie opisana angielska prowincja co nieco osłodziła mi tę przygodę, ale czy dla niej warto zawracać sobie głowę tą książką... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Słowami Hanny Banaszak " Gościu znużony, gościu znudzony,jeśli zabłądzisz kiedyś w te strony (...)". No właśnie, jeśli tylko zabłądzisz w te strony zostaw proszę kawy dwie krople, pyłek z rękawa lub najprościej słów kilka - daj się zapamiętać.

Zastrzegam sobie prawo do usuwanie wszelkiego rodzaju spamu oraz komentarzy anonimowych i wulgarnych.