Łukasz Łuczaj
DZIKA KUCHNIA
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data: 2013
Stron: 320
Oprawa twarda
Nie
jestem dzieckiem współczesności, mimo to daleko mi do całkowitej
jedności z naturą, owszem mam swój skrawek ziemi na którym
uprawiam warzywka, jednak częściej idę na łatwiznę i z listą
zakupów ląduję w pobliskim markecie. Smutne to trochę, bo za
czasów mojego dzieciństwa dość często gościła na domowym
stole: młoda gorczyca w śmietanie, napój z chabrów czy miodzik z
mniszka lekarskiego, z czasem zapomniano o tych pysznościach, a
szkoda, bo smakują wyśmienicie. Dlatego kiedy trafiła mi się
„Dzika Kuchnia” Łukasza Łuczaja – doktora habilitowanego
biologii, profesora Uniwersytetu Rzeszowskiego, a także
etnobotanika, ekologa zainteresowanego antropologią i
technikami przeżycia w dzikiej przyrodzie – nie mogłam się
od niej oderwać, ponieważ jest fascynującą lekturą, która
pokazuje jak istotne jest życie zgodne z naturą, prostota,
naturalny rytm i zdolność do rozpoznawania gatunków roślin, ich
właściwości i użytkowania.
Fascynacja światem roślin Łukasza Łuczaja jest zaraźliwa, bo po przestudiowaniu „Dzikiej kuchni”, na pewno w przyszłym roku, wraz z nadejściem wiosny, wybiorę się na poszukiwanie naturalnych produktów, np. młodych liści Buku z których planuję zrobić polecane przez autora Pierogi z liśćmi bukowymi, Bylicy by przyrządzić z niej Kusa Nochi japońskie ciasteczka, a z młodych liści funki, która ku mojej radości, rośnie pod moim orzechem, na pewno nie zapomnę ugotować gołąbków i zrobić sałatki z musztardowym winegretem. Tego typu przepisów w książce jest cała masa, wszystkie te mikstury kuszą, tym bardziej że przepiękne zdjęcia wywołują realistyczny efekt zapachu i smaku, tak, zdecydowanie człowiek powinien poznać i docenić roślinność, która być może zarasta okoliczne rowy i łąki, bo mało tego, że często jest znakomitym źródłem minerałów i witamin, to na dodatek doskonale smakuje, przynajmniej tak twierdzi autor, cóż, nie omieszkam sprawdzić jego receptur. Z pracą Łukasza Łuczaja nie będzie to trudne, ponieważ autor w ciekawy sposób prowadzi po świecie dzikiej natury. Dostajemy sporą dawkę informacji o właściwości ponad dwustu gatunków dziko rosnących roślin jadalnych, ich rozpoznawaniu, dostępności, a wreszcie, o zastosowaniu w kuchni, oczywiście nie brakuje również przestróg i opisów roślin trujących.
Fascynacja światem roślin Łukasza Łuczaja jest zaraźliwa, bo po przestudiowaniu „Dzikiej kuchni”, na pewno w przyszłym roku, wraz z nadejściem wiosny, wybiorę się na poszukiwanie naturalnych produktów, np. młodych liści Buku z których planuję zrobić polecane przez autora Pierogi z liśćmi bukowymi, Bylicy by przyrządzić z niej Kusa Nochi japońskie ciasteczka, a z młodych liści funki, która ku mojej radości, rośnie pod moim orzechem, na pewno nie zapomnę ugotować gołąbków i zrobić sałatki z musztardowym winegretem. Tego typu przepisów w książce jest cała masa, wszystkie te mikstury kuszą, tym bardziej że przepiękne zdjęcia wywołują realistyczny efekt zapachu i smaku, tak, zdecydowanie człowiek powinien poznać i docenić roślinność, która być może zarasta okoliczne rowy i łąki, bo mało tego, że często jest znakomitym źródłem minerałów i witamin, to na dodatek doskonale smakuje, przynajmniej tak twierdzi autor, cóż, nie omieszkam sprawdzić jego receptur. Z pracą Łukasza Łuczaja nie będzie to trudne, ponieważ autor w ciekawy sposób prowadzi po świecie dzikiej natury. Dostajemy sporą dawkę informacji o właściwości ponad dwustu gatunków dziko rosnących roślin jadalnych, ich rozpoznawaniu, dostępności, a wreszcie, o zastosowaniu w kuchni, oczywiście nie brakuje również przestróg i opisów roślin trujących.
Lekturę
„Dzikiej kuchni” umilają interesujące felietony pochodzące z
książki „W dziką stronę”, w których autor dzieli się swoimi
obserwacjami, może niekiedy kontrowersyjnymi, ale przez to jakże
zajmującymi. Dodatkowo nieziemska oprawa graficzna, która powala na
kolana - doskonałej jakości papier, przepiękne zdjęcia,
ilustracje, delikatne motywy roślinne zdobiące każdą stronę,
kolory, czcionka - sprawia, że ta książka jest unikalną pozycją,
którą polecam osobom zainteresowanym potencjałem tkwiącym w
naturze.
Strona Łukasza Łuczaja
Dla zainteresowanych.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Nasza Księgarnia, a także portalowi Sztukater
Książka ciekawie i ładnie jest wydana, to już pierwszy plus żeby kupić tę książkę. Zachęciłaś mnie, chociaż rzadko kiedy coś gotuję, ale widzę, że warto zapoznać się z tą pozycją. :))
OdpowiedzUsuńNiee, to zdecydowanie nie jest pozycja dla mnie :D
OdpowiedzUsuńFaktycznie piękne ilustracje. Wydaje mi się, że byłby to doskonały prezent, nawet jeśli chodzi o osoby niezainteresowane :)
OdpowiedzUsuńCiekawa dzika kuchnia i jak ślicznie wydana, zaś ilustracje zachwycające. Chyba się na nią skuszę.
OdpowiedzUsuńKsiążka jest pięknie wydana, jak widzę :D I może to być bardzo ciekawa pozycja!
OdpowiedzUsuńKuchnia niestety mnie nie kręci, odpuszcze.
OdpowiedzUsuńOstatnio zaczynają interesować mnie właśnie takie tematy, dlatego o książce z pewnością będę pamiętać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i zapraszam do mnie :)
Ojej, niecodzienna kuchnia! Nawet fajnie brzmią te pierogi z liśćmi bukowymi - tak na pierwszy rzut oka wydaje się to niejadalne. Ale natura potrafi zaskakiwać :)
OdpowiedzUsuń"młoda gorczyca w śmietanie, napój z chabrów czy miodzik z mniszka lekarskiego" <-- naprawdę w młodości jadałaś takie rzeczy? Niesamowite, ale super! W życiu czegoś takiego nie jadłam!
OdpowiedzUsuńJak zobaczyłam tytuł książki, o której piszesz to pomyślałam: "nie no, ale nudy", a to rzeczywiście może być coś ciekawego!
Chciałabym żyć zgodnie z naturą, na pewno powinno się tak żyć, ale wydaje mi się, że w ogóle nie mam na coś takiego czasu :/ to wymagałoby diametralnej reorganizacji życia, na razie, więc mogę tylko pomarzyć i życzyć Ci powodzenia w wyprawie na poszukiwanie naturalnych produktów w przyszłym roku! :)
Naprawdę jadłam takie rzeczy :-) Napój z chabrów bardzo dawno robiłam, ale gorczyce i miodzik, o ile dobrze sobie przypominam, to jakieś dwa lata temu produkowałam :-) Teraz na wszystko czasu mi brak, bo i gorczycy i mniszka nazbierać trzeba bardzo dużo, żeby zrobić z tego rozsądna porcję. Ale obiecuje sobie, że w przyszłym roku skoczę z koszem w teren :-)
UsuńSpędzałam w tym roku większość wakacyjnego czasu na wsi i o takiej książce marzyłam! Tyle cudownych rzeczy rosło dookoła, a ja nie wiedziałam co z nich można zrobić..
OdpowiedzUsuńDuużo można, jeśli się wie jak zielsko ugryźć ;-)
Usuń"Dzika kuchnia" na pewno przypadłaby do gustu mojej babci :) MOże kupię jej tę książkę na święta.
OdpowiedzUsuńKsiążka na pewni ciekawa, ale jeszcze bardziej mnie zainteresowały Twoje wspomnienia. Nigdy nawet nie przypuszczałam, że z chabrów można zrobić cokolwiek zdatnego do picia. I nawet nie potrafię sobie wyobrazić jaki to mogłoby miec smak. :P
OdpowiedzUsuńNapój z chabrów ma świetny smak, specyficzny, a dodatkowo ciekawie w butelce wygląda, bardzo polecam, tym bardziej że jego przygotowanie jest bardzo proste :-)
UsuńPrzepis znajdziesz Tutaj http://wwwpysznejedzonko.blox.pl/2011/06/Napoj-chabrowy.html
zainteresowała mnie cześć książki mówiąca o roślinach trujących, niestety nie będę miał okazji sprawdzić czy te rośliny działają gdyż moja teściowa zdobyła niedawno tytuł "była" ;) i nie mam z nią kontaktu na jej szczęście. a tak bardziej poważnie mam kilka książek kucharskich i być może powiększę ich zbiór o tą polecaną przez Ciebie. Drobna uwaga - gdybyś ostatnie zdanie zakończyła tak "polecam osobom zainteresowanym potencją zawartą w naturze" to cały nakład rozszedłby się błyskawicznie ;)... słonecznie pozdrawiam w deszczowy dzień
OdpowiedzUsuńA ja miałam na studiach taki przedmiot! Profesor, który od wielu lat jest kolekcjonerem, przynosił nam różne smakołyki z lasu. Pomijam oczywiście mrówki w karmelu i takie tam słodkości Beara Gryllisa, ale opowiadał o różnych przepisach.. szkoda, że niczego nie pamiętam. Wódka z nasion sosny jest zła, bo się żywicą potem odbija... więcej nie pamiętam :) Książka na pewno super, a Ty bierz się za uprawianie ogródka. Nie ma nic lepszego niż spacer między grządkami i wyciąganie marchewki, sałaty, kapusty prosto z ziemi... albo jedzenie pomidora prosto z krzaka, jeszcze nagrzanego słońcem :)
OdpowiedzUsuńJej, pięknie wydana ta książka. Aż się głodna zrobiłam, patrząc... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sol