Coś pożyczonego

Emily Giffin

COŚ POŻYCZONEGO

Wydawnictwo: Otwarte
Data: 2009
Stron: 398


Na pewno większość osób zna bajkę o Kopciuszku. Jeśli tak, to nie zaskoczy nikogo podrasowana wersja tej opowieści, taką historyjkę po tuningu możemy spotkać w książce „Coś pożyczonego” Emily Giffin.

Rachel jest zakompleksioną trzydziestoletnią kobietą, żyjącą w cieniu swojej egocentrycznej przyjaciółki Darcy. W dniu swojej imprezy urodzinowej – zorganizowanych oczywiście przez Darcy - Rachel nie ma najlepszego samopoczucia, jej życie nie ułożyło się tak jak planowała, jest zdołowana i rozgoryczona. Smutki zatapia w alkoholu, a w maratonie tym towarzyszy narzeczony jej  najlepszej przyjaciółki, boski Dex. Tak się składa, że przystojniak Dex jest też przyjacielem Rachel, znają się z czasów studiów i to ona poznała go z trzpiotką Darcy. Urodzinowy wieczór kończy się dość niefortunnie dla tej pary, gdyż następnego ranka oboje budzą się w tym samym łóżku, co gorsze odkrywają, że łączy ich coś więcej niż tylko przyjaźń.
Jak potoczą się dalsze losy Rachel i Deksa?,
Czy wygra miłość?
Czy też zwycięży babska solidarność?

Sprawa wydaje się bardzo poważna, zachwiane zostaje zaufanie i przyjaźń. Coś, co wydawało się stabilne ulega nagłemu upadkowi. Logicznym wydaje się, że ta powieść powinna poruszać czytelnika, zmuszać go do refleksji i wyciągania wniosków. Niestety tak nie jest, nad czym szczerze ubolewam, bo książki Emilly Giffin - „Coś niebieskiego”, „Sto dni po ślubie” „Siedem lat po ślubie”- zazwyczaj dostarczają mi pełnego wachlarza emocji, w tym przypadku dostałam płyciutką historyjkę z płyciutkimi bohaterami.

Już na starcie idzie z rozpaczy załamać ręce, postacie książkowe są przewidywalne, z wyraźnym podziałem na charaktery. Autorka robi wszystko żeby przedstawić Darcy w niekorzystnym świetle, ciągle dowiadujemy się o niej podłych rzeczy, które mają spowodować, że odbieramy ją jako nieczułą, głupiutką, wiecznie grymaszącą, zapatrzona w siebie nimfę z IQ kałuży. Zaś Rachel jest bierną, szarą myszka, niedoceniającą swoich walorów, mało tego ta słodka kobieta daje się wykorzystywać drapieżnej Darcy, gdyż tak naprawdę ich przyjaźń jest mocno naciągana. Mam wrażenie, że wszystko to ma służyć temu, żeby czytelnik bez wyrzutów sumienie mógł kibicować romansowi Deksa z Rachel, bo w końcu jest na to idealne usprawiedliwienie: przecież wredna Darcy nie może dostawać wszystkiego o czym sobie tylko zamarzy, a już na pewno nie należy się jej przystojny, cierpliwy i inteligenty Dex. 
Nasi bohaterzy emocjonalnie zatrzymali się na poziomie liceum, są niedojrzali i za żadne skarby nie da się ich lubić. To dorośli ludzie którzy nie wyrośli z nastoletniej złośliwości, są nudni, apatyczni i najczęściej bierni.

W książce momentami pojawiają się stwierdzenia zmuszające do polemiki nad tematem zdrady, ale tak naprawdę jest to zrobione na marnym poziomie. W powieści zaskakujące jest to, że nie spotkamy się z bezpośrednią krytyka zjawiska jakim jest zdrada. Nie oszukujmy się jest to niemoralne zachowanie, wydawałoby się że Rachel powinna dostawać baty za to co robi, a jest całkiem inaczej. Mam wrażenie , że takie działanie jest top trendy w amerykańskim snobistycznym świadku, w końcu jest tajemnica, przystojny narzeczony i pierwsza druhna która sypia z przyszłym małżonkiem swojej najlepszej przyjaciółki. Tak gorszące, że aż rewelacyjne. Gdyby nie kilka zdań, błądzących gdzieś w myślach naszej niepokornej Rachel, to można by powiedzieć, że „Coś pożyczonego” to pochwała zdrady, szczególnie tej z wielkim skandalem w tle i prawdziwą miłością w zanadrzu.

Pomimo że książka jest taka jaka jest, czyli płyciutka, banalna, a zarazem bardzo przewidywalna, to na szczęście zawiera w sobie sporą dawkę humoru, poza tym styl pisania Emily Giffin jest lekki i subtelny dzięki czemu książkę czyta się w miarę przyjemnie .
Coś pożyczonego” nie jest wymagającą lekturą. Śmiało mogę stwierdzić, że jest to pozycja literacka nadająca się na niezobowiązującą chwile relaksu, nie czyta się jej z wypiekami na twarzy, ale dostarcza miłej rozrywki na szare, deszczowe dni. Ot takie czytadełko.

Moja ocen 3/6

Na postawie książki powstał film "Pożyczony narzeczony" , trailer nie wypada źle, ale wiedząc że ekranizacje są zazwyczaj dużo gorsze od książki, obawiam się najgorszego :/





Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwarte, a także portalowi Sztukater za jej udostępnienie.

14 komentarzy:

  1. Humor to trochę za mało jak dla mnie. Jeśli książka jest banalna i przewidywalna, to sobie daruję.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do pani Giffin, mam mieszane uczucia - czytałam "Dziecioodporną", która zrobiła na mnie wrażenie: może i była banalna, przewidywalna i tak dalej, ale zmieniła moje spojrzenie na wiele spraw. Potem czytałam "Sto dni po ślubie" ale nie dokończyłam, chociaż nie mogę powiedzieć, że było złe. Nie wiem, czy sięgnę po Coś niebieskiego, pewnie jest podobne do reszty, ale obejrzę film :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślałam, że jednak wyżej ocenisz tę książkę a tu takie zaskoczenie. Ciekawa jestem jak ja ją odbiorę? Mam ,,Coś pożyczonego'' na swej półce i zamierzam w któryś jesienny wieczór do niej zajrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz rację z tą schematowością w Coś pożyczonego i praktycznie z gloryfikacją zdrady. O niebo bardziej podobała mi się druga część tej historii - Coś niebieskiego.

    Jeśli chodzi o Panią Giffin, to co by nie mówić - lubię jej czytadła, bo dzięki nim często zapominam o swoich problemach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam trzy powieści pani Giffin i bardzo mile je wspominam. A zwłaszcza 'Sto dni po ślubie' :). No i w obecnym momencie jestem w trakcie oglądania 'Pożyczony narzeczony' :D.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Maruda007: nie będę oszukiwać, że ciężko jest się domyślić finału książki. Jest to powieść typu chick lit, wiec wiadomo czego można się po niej spodziewać. Relaks przez duże R bez nadmiaru analizy, szkoda tylko, że taki płyciutki.

    giffin:Film pewnie też obejrzę, ciekawi mnie jak reżyser poradził sobie z adaptacją książki. Kilka miesięcy temu miałam przyjemność przeczytać powieść "Siedem lat po ślubie" i muszę przyznać, że byłam zachwycona. Mimo że fabuła nie powalała oryginalnością to książka miała w sobie czar. Z niecierpliwością czekałam na "Coś pożyczonego", cóż zawiodłam się, ale nie rozpaczam, daję kolejną szansę autorce i już zaczynam czytać "Sto dni po ślubie", zobaczymy co z tego wyjdzie :)
    A' props czy giffin jest od Giffin? :)

    cyrysia: Wierzmi, że chciałam ocenić książkę wyżej, tym bardziej, że lubię autorkę za "Siedem lat później", ale do licha! ile można czytać o tym jaki to Dex jest idealny, Darcy złośliwa i głupia, a Rachel nieszczęśliwa z powodu swojej ciasnej skorupki. Niestety tym razem rozczarowanie. Mam nadzieję, że Tobie przypadnie powieść do gustu, szkoda żeby tak wszyscy psioczyli na panią Giffin :))

    Gosława Ka.: książka mnie złościła, ale chętnie sięgnę po kolejne pozycje autorki, skoro polecasz "coś niebieskiego" to skorzystam z rady i przeczytam :).
    Zgadzam się z Tobą, jej książki potrafią być miłą odskocznią od rzeczywistości, ale niekiedy brak słów...

    OdpowiedzUsuń
  7. Caroline Ratliff: Miło to ja wspominam "Siedem lat później", liczyłam że i ta lektura mnie zaskoczy, ale niestety Zonk :/. Przede mną kolejna książka Giffin, mam nadzieję, że tym razem będzie znacznie lepsza, a film jak najbardziej obejrzę, co mi tam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja bronię autorki...każdy ma prawo do..gorszej książki...

    OdpowiedzUsuń
  9. Książka to takie typowe czytadło, lepiej napisane jest "Coś niebieskiego", w drugiej części nie ma już podziału na mądrą Rachel i głupiutką Darcy.

    OdpowiedzUsuń
  10. A spodziewałam się takiej fajnej książki! Na razie sobie odpuszczę - jednak z racji tego iż jestem kinomaniakiem chętnie obejrzę film :)

    OdpowiedzUsuń
  11. http://pisanyinaczej.blogspot.com/ : broń, jak najbardziej jestem za:). Wierzę, że autorka miała kiepskie dni kiedy pisała tą książkę i mam nadzieję, że kolejne powieści będą dużo lepsze.

    Dosiak: Całe szczeście, że "coś niebieskiego" jest już lepsza lekturą, dość mam przekomarzania się dorosłych nastolatek :/

    Soulmate: Przyznam, że i ja spodziewałam się dużo lepszej książki, ale cóż życie jest pełne niespodzianek...

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj nie :) Takie książeczki mnie nie przekonują :)
    Wolę obejrzeć po raz setny bajkowego Kopciuszka ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Hmm... po książkę raczej nie sięgnę, nie jestem przekonana. Ale za to film z chęcią obejrzę :D

    OdpowiedzUsuń
  14. mam w domu całą serię książek tej autorki i choć nigdy ich nie czytałam to mam nadzieję, że gdy znajdę na nie czas to mnie nie zawiodą.

    OdpowiedzUsuń

Słowami Hanny Banaszak " Gościu znużony, gościu znudzony,jeśli zabłądzisz kiedyś w te strony (...)". No właśnie, jeśli tylko zabłądzisz w te strony zostaw proszę kawy dwie krople, pyłek z rękawa lub najprościej słów kilka - daj się zapamiętać.

Zastrzegam sobie prawo do usuwanie wszelkiego rodzaju spamu oraz komentarzy anonimowych i wulgarnych.