DROGA DO SZCZĘŚCIA
Wydawnictwo Sonia Draga Sp. z o. o.
Data: 2009
Na początku wyjaśnię, dlaczego akurat ta książka.
Banalna sprawa, na jej podstawie nakręcono film, z moim ulubionym aktorskim duetem, Kate Winslet i Leonardo DiCaprio. Oczywiście nie oglądałam filmu – nie wiem dlaczego, w najblizszym czasie postaram się nadrobić zaległości.
Moje oko przyciągnęła okładka z tą piękną parą aktorską, bo przyznaje się bez bicia, tytuł niewiele mi mówił.
Zacznijmy od początku. Yates, wielki Yates, nazwisko zapewne nieobce molom książkowym jak i sezonowym czytelnikom. Nigdy wcześniej nie czytałam dzieł tego pisarza, mimo to znana była mi jego biografia.
Richard Yates według mnie posiadał wrodzony talent do pisania. Wiemy, że uczęszczając do szkoły Avon Old Farms zainteresował się dziennikarstwem i pisaniem, jednak po wstąpieniu do Armii, na jakiś czas zarzucił szlifowanie swojego talentu. Po zakończeniu II wojny światowej wrócił do swojej dziennikarskiej pasji. W 1961 roku wydał swoja pierwsza powieść „Droga do szczęścia” (Revolutionary Road), w sumie od tego momentu rozpoczęła się jego wielka pisarska kariera.
„Droga do szczęścia”, to historia młodego małżeństwa z dwojgiem dzieci. Mieszkają na przedmieściach Connecticut w połowie lat 50tych. Mają skromny, biały domek przy ulicy Revolutionary Rouad. Z pozoru wszystko wydaje się być na swoim miejscu, jednak od środa toczy się zaraz, która wyniszcza Franka i April.
Frank pracuje w wielkiej korporacji, szczerze nienawidząc swojej pracy, zaś April to niespełniona aktorka, która stara się znaleźć swoje miejsce w świecie.
Oboje są sfrustrowani, niespełnieni w związku i pracy. Ukrywają ten stan przed sobą i przed swoim otoczeniem. Czują, że wpadli w sytuacje bez wyjścia i jedynie pomysł który rozkwitł w umyśle April, wyjazd do Francji, wydaje się, że jest w stanie uratować to co zostało zagubione w kieracie życia.
Początek książki, wydaje się trudny do zgryzienia. Męczyłam go kilka dni. Trzeba przebrnąć przez wspomnienia naszych bohaterów, szczegółowe opisy sytuacji, stan umysłu Franka i April, wierzcie mi, to nie jest łatwe. Autor naświetla nam bardzo dokładnie pracę Franka, jego zadania oraz relacje w firmie. Oko przymyka się ze znudzenia, ale.... chwała niebu, za odrobinę inteligencji, tak.... nudzi nas, ale tak samo nudzi i męczy Franka, to nie przypadkowość ani brak talentu pisarza, to zamierzone działanie. Dzięki temu możemy się poczuć w skórze mężczyzny, który dusi się w swoim sztywnym garniturku.
Kiedy zaczęłam czytać tą książkę, to po zwróceniu uwagi na wszystkie pochwalne komentarze, pomyślałam, że u mnie to nie przejdzie, bo w książce musi być coś czego być nie powinno.
Jednak nie będę kombinować z minusami, bo po prostu ich nie ma. Książka jest niesamowicie dobrze napisana, jej style jest prosty, przejmujący, a problemy w niej zawarte ciągle aktualne. Ta książka została napisana w latach 60tych, strach pomyśleć jaki doskonały umysł posiadła Yates, że czytając ją współcześnie, wiele odnajdziemy w niej ze swojego życia. Bo czy na świecie nie brakuje młodych, pięknych, zdolnych ludzi, którzy czują, że stoją w miejscu, świat się kręci a oni nie mogą zrobić kroku do przodu?. Że ogarnia ich beznadziejna pustka, która tłumią durnymi wyskokami, snobistycznymi pozami, udają nie tylko przed innymi takim samymi tworami ludzkim, ale też przed własnym odbiciem w lustrze.
Po przeczytaniu tej książki mój nastrój zrównał się z poziomem rozdeptanych bamboszy. „Droga do szczęścia" ma ciężki, przykry, duszący klimat z którym ciężko się pogodzić.
Jednak warto ją przeczytać, bo być może, zrodzą się w nas realne plany a może marzenia , które dodadzą skrzydeł a może po prostu trzeba przyjąć ,że ludzie są tylko ludźmi a o nich nigdy nic niewiadomo.
Żeby nie zadusić się tym klimatem, proponuję wysłuchać pięknego utworu ze ściezki filmowej 'Revolutionary Road", w wykonaniu "The Revens"
Przemyślę kwestię przeczytania tej książki ;) Chwilowo towarzyszą mi mieszane uczucia, jednak coś mi mówi, że i tak się na nią skuszę.
OdpowiedzUsuńNie ciagnęło mnie do tej książki, nawet podczas czytania miałam z nią poważny zgryz, ale okazała się prawdziwa perełką.
OdpowiedzUsuńJak znajdzisz porządny zapas czasu to polecam tą ksiżzkę.
Myślę, że po nią sięgnę, choćby z powodu wspomnianego przez Ciebie duetu. Z pewnością obejrzę film, a skoro to ekranizacja, to książka ma pierwszeństwo :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zdecydowanie książka ma pierwszeństwo :-)
OdpowiedzUsuńJa praktycznie zawsze najpierw czytam książkę, a później oglądam film. Z tego, co pamiętam, inaczej było z "Mostem do Terabithii". Jeśli chodzi o lektury, to nie lubię oglądać ekranizacji, gdyż często niszczą one moje wyobrażenie postaci, scenerii itd. Po prostu filmy ograniczają, a wyobraźnia - nie :) Ah, miałam jeszcze taką sytuację z "Atramentowym sercem" i myślałam, że książka mnie nie zachwyci, bo wiem, co się wydarzy. Na szczęście tak się nie stało, gdyż film był CAŁKIEM inny, a zakończenie w ogóle urwane z kosmosu. Mam nadzieję, że dobrze będzie Ci się czytało wspomnianą przez Ciebie książkę i poczujesz tę samą przyjemność, co podczas pierwszego spotkania z dziełem :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ja już nie pamiętam, co było najpierw w moim przypadku -książka, czy film? Ale wiem, że klimat był duszący i w książce i w filmie. Takie dziwne uczucie -że zaraz po lekturze/seansie, potrzebujesz nabrać powietrza, zachłysnąć się czymś innym, żeby pozbyć się tego poczucia beznadziei.
OdpowiedzUsuńDeline, mam nadzieję,że masz racje i czytana przeze mnie książka, mimo znanej prawdopodobnej fabuł, zaskoczy mnie czyms nowym :-)
OdpowiedzUsuńBellatriks, zgadzam sie z Toba na całej lini, przynajmniej jeśli chodzi o książkę, po jej przeczytaniu deprecha na całego.
Oglądałam film i faktycznie, strasznie mnie zmęczył. Jeśli książka oddziałuje tak samo, to ja narazie podziękuję tej pozycji ;) Chociaż nie mówię, że w przyszłości po nią nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
UpiornyGroszek, książka męczy, męczy psychicznie.
OdpowiedzUsuńJa chyba zaryzykuję zmęczenie psychiczne i przeczytam (kiedyś) :P
OdpowiedzUsuńP.S. Dodaje Cię do obserwowanych i oczywiście zapraszam do siebie :)
Przeczytałam Twoją recenzję i muszę Ci koniecznie napisać, że bardzo chętnie sięgnę po tą książkę. Mimo mojego absolutnego uwielbienia do Kate Winslet trochę rozczarowałam się filmem. Bardzo ciekawe napisałaś recenzję, dodaję do obserwowanych.
OdpowiedzUsuńPiosenka jest świetna, baaardzo przyjemna dla ucha :)