Daniel
Glattauer
W
MATNI
Wydawnictwo:
Sonia Draga
Data:
2014
Stron:
312
Oprawa:
zintegrowana
Moja
ocena: 6/10 - dobra
Daniel
Glattauer jest austriackim pisarzem, któremu rozgłos przyniosły
powieści „N@pisz do mnie” i jej
kontynuacja „Wróć do mnie”. Obie powieści uznano za
bestsellery i przetłumaczono na wiele języków. Sława, sławą,
ale do mnie wszystkie te informacje nie dotarły. Jego najnowszą książką
„W matni” (powieść ma zostać zekranizowana) zainteresowałam
się głównie za sprawą rekomendacji Austria Presse Agentur, która
reklamuję powieść, jako „Trzymający w napięciu thriller
miłosny. Prawdziwe dzieło literackie”. Czy faktycznie tak
jest? Niekoniecznie. Historia jest interesująca - to pewne, ale
brak jej większego niepokoju, a i kilka elementów, w mojej ocenie,
nie jest do końca trafionych.
Historia
rozpoczyna się kiedy na trzydziestosześcioletnią Judith
przypadkiem wpada nieznajomy mężczyzna. Niefortunne poznanie jest
początkiem dziwnej znajomości - natarczywej obecności, jak się
później okazuje Hannesa, w życiu Judith. Mężczyzna zakochuje
się w niej na zabój, jego szarmanckie zachowanie i niezwykle uroczy
uśmiech, sprawia, że nie ma problemów z nawiązaniem nici
porozumienia nie tylko ze swoją wybranką, która straciła już
nadzieję na poznanie kogoś interesującego, ale też z jej rodziną
i przyjaciółmi.
„Nie
wiedziała dokładnie na czym polega urok tego pana Hanenesa (…)
Może oszołomiło ją, że tak usilnie interpretował ich
przypadkowe spotkanie jako zrządzenie losu. Może oczarowało ją
to, że zjawiał się znienacka, zawsze wcześniej, niż można się
go było spodziewać. A może zaimponowała jej konsekwencja, z jaką
dążył do zawarcia bliższej znajomości; jakby nic więcej nie
było dla niego ważne, jakby już nikt na tym świecie dla niego nie
istniał, tylko ona. [str. 24]
O
ile na początku znajomości Judith radziła sobie z obsesyjnym okazywaniem
miłości przez Hannesa, którą opisywała jako zdolność
kochania w nadzwyczajny, ponadwymiarowy, zapierający dech w
piersiach sposób, tak z czasem nie była w stanie znosić
fanatycznego uczucia, zwłaszcza że nie odwzajemniała jego
zaangażowania i pożądania. Poza tym, przez intensywną obecność
Hannesa, zaczęła czuć się osaczona. Nie zwlekając zbyt długo
postanowiła zakończyć ten niezdrowy związek, jednak jej nowy
„przyjaciel” to nie typ, którego można łatwo się pozbyć.
Źródło |
Powieść
Glauttauera porusza bardzo interesujące zagadnienie – toksycznych
związków, kiedy to „ukochany” staje się prześladowcą,
doprowadzając kobietę swojego życia do ruiny. Temat ten idealnie
nadaje się na książkę, oczywiście o ile uda się stworzyć z
niego coś, co innym się nie udało. Nie napiszę, że autor nie
podołał zadaniu, nic z tych rzeczy, jednak uważam, że skupienie
się tylko na Judith, narratorce tej historii, to nie do końca udany
manewr. Brakowało mi ukazania intencji Hannesa. W tej historii jest
on jedną wielką niewiadomą i dopiero w finale, dosłownie na kilku
kartkach, poznajemy parę faktów z jego życia. Mam świadomość, że
poświęcenie uwagi tylko i wyłącznie Judith nie jest przypadkowe,
że tak naprawdę o nią w tym wszystkim chodzi, o jej odczucia, a
szczególnie o ukazanie jej reakcji na próby manipulowania, na jej
obłęd, i niemożność nazwania rzeczy po imieniu. Za to
zobrazowanie psychiki osaczonej kobiety należą się Glattauerowi
brawa. Wielki plus należy się również za genialne, metodyczne
pranie mózgu nie tylko bohaterce, ale również czytelnikom,
uwierzcie mi, że w pewnym momencie pomyślałam sobie „O co jej
chodzi, przecież ten Hannes nie jest taki zły, to ona ma problem”,
mój błąd, dałam się zmanipulować, tak jak całe otoczenie
Judith. Ten psychologiczny aspekt jest niezwykle udany, ale mimo to
odczułam brak głębszej analizy emocji rodziny bohaterki, poza
dokładnym poznaniem jej charakternej praktykantki, szesnastoletniej
Bianci, która jest prawdziwym wulkanem energii, świetnie
kontrastującym z melancholijną Judith.
Książka
Daniela Glattaura posiada ciekawą perspektywę i świetne, szkoda że
nieidealne, ale może za dużo wymagam, psychologiczne ujęcie. Do
gustu przypadł mi też język powieści, który jest ciekawym
połączeniem poetyckich, nastrojowych, ale też chłodnych tonów.
Niestety rozczarowało mnie napięcie tej historii, jak na thriller
za mało było niepokoju i ekscytacji związanej z czytaniem
kolejnych stron. Dialogi w formie scenariusza to również nie był najlepszy pomysł. Zawiodło mnie też niespodziewane zakończenie,
szast-prast i po wszystkim. Na szczęście te niedoskonałości nie
psują lektury, uważam, że warto przeczytać „W matni”
żeby się przekonać jak łatwo ukraść i zniszczyć komuś życie,
i jak trudno się przed tym obronić.