Sodoma. Marcin Wolski

Marcin Wolski

SODOMA

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2014
Stron: 312
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami

Moja ocena: 6/10 – dobra



Uwielbiam fabuły ukazujące przerażającą wizję świata, dlatego też powieść „Sodoma” Marcina Wolskiego opowiadająca o losach miasta Amodos, miasta zepsutego do szpiku kości, bardzo mnie zainteresowała. Szczególnie że główny wątek nawiązuje do metafizycznych rozważań nad istotą bytu. 

Historia jest całkiem do rzeczy, chociaż nie powiem, trzeba wczuć się w klimat opowieści, ponieważ zwariowanych wątków w niej nie brakuje. Jak choćby motyw mewy - boskiego posłańca obwieszczającego nowiny prosto z ekranu telewizora, czy programu powołującego do życia „udoskonalone genetycznie twory” służące do zaspokajania potrzeb zdegenerowanych krezusów. Surrealistyczne motywy zaskakują, czasami trudno je zaakceptować, ale nie można zaprzeczyć temu, że nadają „Sodomie” odpowiedni nastrój. Podobnie jak plejada oryginalnych bohaterów począwszy od jasnowidza Anatola(Tola), który przeszedł w swoim życiu przeróżne etapy, aż po altruistyczną podstarzałą gwiazdę porno.

Tolowi zostanie przydzielone nie byle jakie zadanie. Będzie musiał w ciągu 72 godzin znaleźć w Adamos dziesięciu sprawiedliwych, jeśli temu podła ocali metropolię przed zagładą – tak obiecał mu Bóg pod postacią mewy. Ową zagładą nie będzie któraś z boskich plag, ale przerażający i wybitnie niszczycielski wirus stworzony ludzką ręką. O dziwo w mieście grzechu, któremu nieznane jest miłosierdzie, współczucie i moralność, nasz bohater dość szybko znajduje idealnych kandydatów. Problemem okaże się utrzymanie wybrańców żywych aż do godziny zero.

Marcin Wolski przedstawił zwariowaną i przerażającą wizję, która jednak jest bardzo realna, ponieważ ukazuje skutki obecnych zachowań i tolerancję niektórych działań. Owszem, możemy polemizować na temat książkowego świata, ale według mnie to, co teraz dzieje się na świecie nie idzie w dobrym kierunku, i kto wie czy za dziesięciolecia zepsucie nie będzie na topie, a obecnie budzące zdziwienie lub niechęć czyny, nie staną się przypadkiem czymś całkowicie normalnym i akceptowalnym. Autor zabawił się w ukazanie właśnie tak zepsutego świata, zwariowanego - w negatywnym znaczeniu - smutnego, szarego i niemoralnego, w którym dobroć i uczciwość są w deficycie. Jednak nie myślcie sobie, że to tylko przytłaczająca i przygnębiająca historia. W tekście nie brakuje ciekawych spostrzeżeń, komediowych, wręcz groteskowych motywów, i spektakularnych scen. Opowieść jest dynamiczna i ciekawie skonstruowana, gdyż pod tą ekscentryczną historią skrywa się rozprawa nad kondycją współczesnego świata. Mnie książka się podobała, chociaż lekko rozczarowało mnie zakończenie, dlatego że słodkawe, lekko baśniowe, zamknięcie historii nie pasowało mi do mrocznego świata. Z drugiej strony Wolski w tym kontrowersyjnym tekście postawił na trzy podstawowe wartości; wiarę, nadzieję i miłość, które zawsze mają szansę przebić się przez duszne opary zepsucia. Z całą pewnością „Sodoma” jest dobrą lekturą, ironiczną, może lekko dydaktyczną, która pokazuje skutki tego, co może się stać, jeśli pójdziemy nie tą drogą co trzeba. 

 
Być może niektórzy zauważyli, że ostatnio niewiele mnie w blogowym świecie. Ubolewam nad tym, ale w w ostatnim miesiącu zaszły w moim życiu poważne zmiany zawodowe, otóż zmieniłam pracę na taką, której muszę się uczyć od podstaw. Poza tym nowe zajęcie wymaga ode mnie multum uwagi i zaangażowania. Jest to tak męczące, że po pracy leżę jak zabita i modlę się o weekend, modły zaczynam już w poniedziałek :-) 
 
Nie wiem w jakim kierunku podążą sprawy, na razie daję sobie czas. Mam nadzieję, że następne tygodnie zmienią coś w moim systemie życia, może nauczę się funkcjonować w nowym trybie, jeśli nie, zapewne będę musiała z czegoś zrezygnować, raczej nie z pracy. Przepraszam za swoją nieobecność, ale uwierzcie mi, podglądam Was w miarę regularnie, chwała smartfonom i tabletom oraz Facebookowi i Instagramowi, gdzie mogę – chociaż odrobinę – uczestniczyć w Waszych smutkach i radościach.

Czytaj dalej »

Córki marionetek. Maria Ernestam

Maria Ernestam

CÓRKI MARIONETEK

Wydawnictwo: Czwarta Strona
Rok wydania: 2015
Stron: 432
Oprawa: Miękka

Moja ocena: 7/10 – bardzo dobra






Maria Ernestam jest szwedzką pisarką, która zadebiutowała w 2005 roku. Od tego czasu wydała sześć powieści, z czego „Córki marionetek” odniosły największy sukces. Powieść jest bardzo ceniona na szwedzkim rynku wydawniczym, do tego stopnia, że styl pisania autorki nazywany jest „ernestamskim”. Dzięki wydawnictwu Czwarta Strona mamy przyjemność poznać tę słynną książkę, która skutecznie burzy emocje, a po zakończeniu nie pozwala łatwo o sobie zapomnieć. „Córki marionetek” to thriller psychologiczny o wyjątkowej fabule, w pewien sposób zaskakującej, bo nie znajdziemy w nim efektownych rozlewów krwi, ani nawet zawiłego śledztwa. Historia jest na pozór spokojna, skupia się na życiu mieszkańców niewielkiego miasteczka, a czas w niej leniwie płynie.

W niewielkim szwedzkim miasteczku wszystko ma swój stały rytm, ludzie doskonale się znają, wiedzą o smutkach i radościach sąsiadów, są jak jeden organizm, który żyje według ustalonego porządku. Jednak ten ład kiedyś został zburzony. Na początku lat osiemdziesiątych śmiertelnie został postrzelony jeden z mieszkańców, a jego ciało umieszczono na karuzeli. Zwłoki odnalazła jego jedenastoletnia córka Marianna. Wtedy to o miasteczku było głośno, a okoliczni ludzie snuli przedziwne teorie spiskowe, mimo to sprawcy nie znaleziono. Obecnie, trzydzieści lat później, wszystko wróciło do normy i chociaż wewnętrzna dyscyplina jest charakterystyczna dla mieszkańców, to niektórych dręczą wspomnienia, np. Mariannę, która mimo doznanego dramatu, mieszka pod tym samym adresem i prowadzi sklep z zabytkowymi lalkami, oraz jej siostry: Karolinę o artystycznej duszy i Elenę właścicielkę sklepu z pieczywem i oryginalnymi wypiekami. Czas upływa, ale kobietom nie dane wyciszenie, bo do miasteczka przyjeżdża Amerykanin Amnon Goldstein. Nieznajomy budzi niepokój m.in. tym, że zaczyna odbudowywać starą piekarnię i domagać się od mieszkańców poufałych rozmów, ponieważ planuje wyjaśnić pewną historię sprzed lat. Z czasem ludzie zaczynają darzyć go zaufaniem, co więcej w ogarnięte marazmem ciałach wchodzi nowy duch, niestety razem z nim budzą się też demony sprzed lat.


Muszę przyznać, że historia jest przepięknie napisana. Z dbałością o każdy szczegół, każdy element. Ernestam zajrzała w ludzkie psychiki, i ukazała dylematy duszy. Obnażyła problemy mieszkańców, w pewien sposób rozbiła ten jednokomórkowy organizm, i pokazała indywidualizm każdej osoby. Poza tym przeprowadziła świetne studium zachowań. Począwszy od wymowy niewinnej wymiany zdań, aż po przyczyny karygodnych działań. Fabuła jest na tyle elastyczna, że daje autorce ogromne pole do popisu, stąd też mamy w niej sporo wątków, które ukazują ludzkie czyny, a właściwie motywy, które prowadziły na te, a nie inne ścieżki. Jest to bardzo ekscytujące zwłaszcza że w trakcie rozwijającej się historii podrzucane są tajemnicze zdarzenia oraz niedomówienia, które przybierają niepokojące znaczenia i sięgają do lat 40. ubiegłego wieku, kiedy Szwecja drżała przed polityką hitlerowskich Niemiec, a w ludziach sporo było uprzedzeń i nienawiści. W tej historii genialnie połączono piękno, spokój i codzienne życie, z powoli, ale konsekwentnie narastającym dreszczem niepokoju.

Powieść Marii Ernestam budzi emocje, raz, że książka inspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami, a dwa, to czego się w finale dowiadujemy, nie pozwala na swobodne odetchnięcie. Nie godzimy się na taki rozwój wydarzeń, jednak nie możemy negować tego, że pewne konformistyczne zachowania prowadzą do dramatów. Ernestam nie tylko inteligentnie podsuwa nam tematy do analizy społecznej, ale też sprawia, że spoglądamy we własne wnętrze, próbując odpowiedzieć na niektóre pytania pojawiające się w fabule. Oprócz tego autorka czaruje dociekliwym i dojrzałym spojrzeniem na bardzo ważny temat, zachwyca stworzonym surowym krajobrazem, lekko magicznym - ze względu na upodobania sióstr - nastrojem, i wyraźnymi kreacjami bohaterów. Mam wrażenie, że historia jest taka, jaki jest styl pisania autorki czyli konkretny, sugestywny, kreatywny, a nawet w pewien sposób intymny. Z całą pewnością „Córki marionetek” są powieścią specyficzną, o nastrojowym klimacie i nieśpiesznej akcji, w tej historii najważniejszy jest człowiek. Jeśli interesują Was inteligentne i wnikliwe fabuły, które odkrywają mroczne zakamarki ludzkiego umysłu, to na pewno będziecie usatysfakcjonowani tą powieścią.Bardzo polecam. 


Czytaj dalej »