Człowiek nietoperz, Jo Nesbø

Jo Nesbø

CZŁOWIEK NIETOPERZ

Data: 2012
Stron: 344
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami

Moja ocena: 6/10 - dobra





Człowiek nietoperz” jest pierwszym tomem cyklu powieści kryminalnych z komisarzem Harrym Hole – śledczym w Wydziale Zabójstw Komendy Okręgowej Policji w Oslo. Miałam już przyjemność co nieco poznać Harry'ego, mój brak dyscypliny w zachowaniu chronologicznego czytania wszelkich serii jest karygodny, ale w końcu nikt nie jest doskonały, dlatego przebolałam to, że poznałam tom drugi - „Karaluchy” i dziesiąty - „Policję”. Na szczęście nie popsuło mi to przyjemności czytania „Człowieka nietoperza”, nawet więcej, miałam niezłą frajdę z poznawania początków kariery Harry'ego, wybitnie zdolnego policjanta, ale niestety z niesłychaną skłonnością do whiskey, który – tym razem – przybywa do Sydney aby wyjaśnić sprawę zabójstwa młodej Norweżki Inger Holter. W trakcie śledztwa wypłyną na światło dzienne zaskakujące informacje, sugerujące, że być może Inger stała się ofiarą seryjnego zabójcy. Harry wkroczy w mroczny półświatek Sydney, a za informacje, które uzyska przyjdzie mu zapłacić wysoką cenę. 
 
Jo Nesbø *źródło*
Jo Nesbø połączył w tej powieści przyjemne z pożytecznym, ponieważ dostajemy i interesującą intrygę kryminalną, i sporo informacji o społeczeństwie Australii, występującej na jej obszarze mieszance kulturowej i religijnej, a także o mitologii aborygeńskiej. Jak wspomniałam wątek kryminalny jest ciekawy, jednak daleko mu do doskonałości. Grono podejrzanych jest dość wąskie, więc nietrudno wytypować sprawcę, chociaż relacje łączące bohaterów są skomplikowane i niełatwe do rozszyfrowania, przez co nie raz można przeżyć szok. Szkoda tylko, że większość zaskoczeń dopada nas dopiero w połowie historii. Początek książki nie jest porywający, być może dlatego, że rozmowy między detektywami, to przeważnie dysputy dotyczące obyczajów i legend Aborygenów, przez co ma się wrażenie, że śledztwo schodzi na drugi plan, a nie tego oczekuje się od kryminału. Jednak nie ma tego złego... Z czasem aborygeńskie mity przybierają bardziej realne kształty. Harry zaczyna dostrzegać to, co wcześniej mu umykało. Na pierwszy plan wysuwają się doznania bohaterów i ich doświadczenia. Historia staje się coraz bardziej emocjonalna, niektóre wątki oprócz tego, że wywołują zaniepokojenie i trwogę, to również wzruszają. Oczywiście na tak urozmaiconą paletę doznań mają wpływ wielowymiarowi bohaterowie, którzy obdarzeni są w równym stopniu wadami i zaletami, posiadają bogate życie wewnętrzne i … specyficzne poczucie humoru. Plastyczność postaci literackich oraz specyficzny, naładowany emocjami styl pisania Nesbø, sprawia, że powieść, pomimo wspomnianych mankamentów, czyta się wyjątkowo dobrze, dlatego warto zawiesić na niej oko, zaufać autorowi, w końcu „Człowiek nietoperz” otrzymał w 1998 roku Nagrodę Szklanego Klucza za najlepszą norweską powieść kryminalną roku, i pozwolić się zabrać w ciemne zakamarki wielokulturowego Sydney.






Czytaj dalej »

Droga, Cormac McCarthy

Cormac McCarthy

DROGA


Data: 2008
Stron: 267
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami

Moja ocena 9/10 - wybitna





W 2007 roku powieść „Droga” amerykańskiego pisarza Cormaca McCarthy'ego otrzymała nagrodę Pulitzera, i uznawana została za arcydzieło. Książka zbiera liczne pozytywne recenzja, chwalona jest m.in. za język i mądrość. Nie powiem, wszystkie te rekomendacje zadziałały na mnie jak woda na młyn, no jak nie ulec opinii Jacka Dukaja, który pisze, że „Niewiele zna książek tak silnie grających na emocjach”, czy Jakuba Żulczyka z „Dziennika” piszącego „Jeśli współcześnie powstają jeszcze powieści wybitne, Droga jest niewątpliwie jedną z nich”. Oprzeć się temu nie mogłam, wypożyczyłam książkę, odprawiłam swój czytelniczy rytuał czyli przygotowałam zapasy wody pitnej i jadła, i bez większego podekscytowania zabrałam się za czytanie. Początek książki nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia, był moment, że po przeczytaniu mniej więcej dwóch, trzech kartek zaczęłam zastanawiać się, o co chodzi z tym fenomenem „Drogi”. Krótkie zdania, liczne powtórzenia, nieporadność, wprawiła mnie w konsternację, bo o ile fabułę opowiadającą o podróży ojca z synem w postapokaliptycznym świecie, uważam za niezwykle interesującą, o tyle nie czułam zachwytu językiem, jednak z każdą kolejną stroną, z każdym kolejnym zdaniem, coraz bardziej zanurzałam się w niepojącą opowieść, aż w pewnym momencie, dość późno w nocy, ocknęłam się ze załzawionymi oczami i mocno wbitymi paznokciami w dłoń. Okazało się, że powieść, która w pierwszej chwili nie zrobiła na mnie wrażenia, zdemolowała moją psychikę. 

http://www.filmweb.pl/film/Droga-2009-419050
Świat po nieznanym kataklizmie jest ponury, zimy i przykryty popiołem. Nie ma w nim życia i ciepła. „Zimno i cisza. Popioły umarłego świata niesione tu i tam przez posępny, ziemski wiatr. Niesione rozdmuchiwane, niesione dalej. Wszystko oderwane od podłoża. Zawieszone w popielatym powietrzu. Podtrzymywane przez tchnienie, drżące i krótkotrwałe. Ach, gdyby moje serce było z kamienia”[str.15] Miasta zostały zniszczone i splądrowane. Kiedy skończyła się żywność powstały bandy kanibali, „którzy zjadali dzieci na oczach ich rodziców”. Ci którzy ocaleli i nie przyłączyli się do gangów grabieżców, ukrywali się w umierających lasach. Wśród takich ludzi jest bezimienny mężczyzna i jego kilkuletni syn, ich celem jest dotarcie na południe. Nie jest to łatwe, zmarznięci i głodni słabną z każdym dniem, jednak to co ich napędza to wewnętrzny ogień, niesłabnąca miłość i dobro.

Historia tych wyjątkowych podróżników jest bolesna, brutalna, ale też piękna. Bezapelacyjnie jest to zasługa stylu, do którego na początku miałam obiekcje. Z czasem przekonałam się, że ten niezgrabny język, to pozór, jego poetyckość i siła tkwi w trafności nazywania rzeczy po imieniu, zaś powtarzanie pewnych zdań, zwłaszcza dotyczących krajobrazu zniszczenia, ma za zadanie ukazać beznadziejność sytuacji w jakiej znaleźli się ojciec z synem. Tak naprawdę w tej książce nie chodzi o kataklizm, służy on do ukazania natury człowieka. Dlatego też nie wiemy co się stało, że umiera życie na ziemi, nie znamy daty, ani imion, za to bardzo dokładnie została przedstawiona niezwykła relacja, to raz, a dwa, wśród tego mroku rewelacyjnie ukazano dobro i niewinność.

http://www.filmweb.pl/film/Droga-2009-419050
Postapokaliptyczna wizja dość realnie pokazuje degradację człowieka, wydaje się, że już nie ma nikogo, kto miałby ludzkie odruchy. Na szczęście jest mężczyzna i dziecko - największy dar, niezbrukane złem, które w podłej rzeczywistości jest symbolem człowieczeństwa i które ojcu przypomina czym są pozytywne cechy, to w tej powieści jest najpiękniejsze, a także prostota i niezwykły klimat, przygnębiający, ale jakże wymowny. Dodatkowym atutem powieść, a zarazem elementem, który podbija mrok obecnego czasu są retrospekcje. Wspomnienia mężczyzn z czasu przed katastrofą - żona, namiętność, kolory, radość - które boleśnie pokazują upływ czasu i stratę tego, co było dobre i ważne.Droga” jest powieścią wyjątkową, metaforyczną i niezwykle nastrojową, której czytanie, ze względy na emocje, może być trudne. Jednak uważam, że warto poznać historię dwójki podróżników, dlatego że ta niebanalna i niepokojąca historia zmusza do myślenia, porusza duszę i nie pozwala się zapomnieć. 
 
Pod wpływem książki postanowiłam obejrzeć ekranizację "Drogi” w reżyserii Johna Hillcoata, z rolą główną Viggo Mortensena. Zazwyczaj zderzenie genialnej powieści z filmem wypada bardzo blado, ale tym razem nie rozczarowałam się, produkcja jest wierną ekranizacją, doskonale oddającą nastrój powieści. Oczywiście film rządzi się swoimi prawami, stąd też jest w nim więcej rozbudowanych dialogów, jednak przesłanie pozostaje jasne. Mimo że film jest bardzo dobry, to w pierwszej kolejności polecam przeczytać książkę, wyłapie się wtedy wszelkie niuanse w ekranizacji, bijąc barwo aktorom za świetną grę.

Czytaj dalej »

Dom krwi, Stuart MacBride

Stuart MacBride

DOM KRWI

Wydawnictwo: Amber
Data: 2008
Stron: 317
Oprawa: Miękka

Moja ocena: 6/10 - dobra




Ponad rok temu, skuszona jedną z wielu wyprzedaży, kupiłam „Otwarte rany” Stuarta MacBride'a, ale... nie przeczytałam ich, bo przecież książka musi nabrać mocy, nie to, co ta z biblioteki, która moc już ma. Dlatego na pierwszy ogień poszedł „Dom krwi” - czwarty tom cyklu, w którym pierwsze skrzypce gra nieustępliwy sierżant Logan McRae. Gwoli ścisłości „Otwarte rany” są tomem trzecim, ekhem, żegnaj logiko. Pomijając mój brak rozsądku, prześwietlmy co nieco ten czarty tom.

W porcie w Aberdeen, zaznaczam, że wszystkie opisane miejsca w książce są prawdziwe, w chłodniczym kontenerze, znaleziono ludzkie szczątki. Zbrodnia nawiązuje do sprawy sprzed kilkunastu lat, kiedy to osobnik w masce Margarett Thatcher i w poplamionym krwią rzeźnickim fartuchu mordował, obdzierał ze skóry i patroszył swoje ofiary , a następnie  przyrządzał z nich smakowite dania.

Nasze ciała , mózgi i krew krążąca w naszych żyłach nie różnią się od tych, które mają zwierzęta zabijane przez nas dla pokarmu. Świnia, krowa i istota ludzka po starannych zabiegach rzeźnika staje się po prostu mięsem.”[str.174]

Mordercę ujęto, jednak w wyniku pewnych niedopatrzeń, po kilku latach wyszedł na wolność. Policjanci są przekonani, że mają swojego Rzeźnika, rozpoczynają obławę, ale zabójca jest ciągle dwa kroki przed nimi, coraz więcej osób ginie, a śledztwo zaczyna się poważnie komplikować.


Dom krwi” to historia osobliwa, mało tego że bardzo brutalna, to na dodatek zasobna w czarny humor, który w połączeniu z krwistymi opisami miejsc zbrodni i ironicznymi komentarzami bohaterów, stwarza specyficzny klimat, niekoniecznie każdemu pasujący. Mnie akurat w to graj, chociaż nie cierpię nadmiernego przejaskrawienia, którego w tej historii mnogo. Nie zrozumcie mnie źle, nie straszne mi relacje z upuszczania krwi, grzebania w szambie, tortur, czy opisów wrażeń smakowych po zjedzeniu kaszanki przyrządzonej z wysportowanego i młodego mężczyzny. Jednak nie lubię, kiedy pewne elementy są tylko po to, aby wywołać w odbiorcy szok, a tych w książce MacBride'a nie brakuje. Nawet bohaterowie to ponadprzeciętni osobnicy, np. Logan - jego doświadczenia przyprawiają o zawrót głowy, gość nazywany jest „Łazarzem” (nie bez powodu) i prowadzi przedziwny tryb życia, inspektor Insch - narwany olbrzym kochający żelki i działający na granicy prawa, no i inspektor Steel – zdeklarowana lesbijka, z niewyparzoną gębą i paląca jak smok. To nie koniec przedziwnej plejady bohaterów, uwierzcie mi u MacBride'a nie ma miejsca na banalność i o ile można się przyczepić do pewnej groteskowości, która zapewne nie jest przypadkiem, to intryga jest genialna. Autor potrafi zaskakiwać, wodzić za nos i czynić „zrywy” fabularne, co więcej realne opisy sytuacji i reakcji bohaterów, sprawią, że nie trudno wzbudzić w sobie empatię względem ofiar, ani też uruchomić wyobraźnię, zwłaszcza że historia obfituje w treści, które wpływają na nasze zmysły, szczególnie smakowe i węchowe, w tej materii Stuart Macbride jest mistrzem, nie bez powodu seria jest bestsellerowym cyklem. „Dom krwi” nie był dla mnie lekturą idealną, ale sprawił, że mimo wspomnianej przesady, mam ochotę poznać serię ze „zgorzkniałym policjantem bez złudzeń, bez sentymentów i bez skrupułów”. Zakładam, że to zasługa błyskotliwie opisanej historii, na pewno też sporej ilości makabry, którą oczywiście bardzo lubię, i upiornego, kapitalnego humoru, któremu oprzeć się nie można.

Cykl o sierżancie Loganie McRae:

1. Chłód granitu 2. Zamierające światło 3. Otwarte rany 4. Dom krwi 5. Ślepy zaułek 6. Zimny pokój 7. Połamać kości
Czytaj dalej »

Sto imion, Cecelia Ahern

Cecelia Ahern

STO IMION

Wydawnictwo: Akurat
Data: 2014
Stron: 446
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami

Moja ocena: 7/10 – bardzo dobra




Dla Kitty Logan liczyła się tylko kariera dziennikarska. Zaślepiona ambicją i pragnieniem poklasku, nie zważała na uczucia innych i tropiła sensację, aż pewnego razu przekroczyła granicę, nie sprawdziła materiału. Zatrudniająca ją stacja straciła mnóstwo pieniędzy i zawiesiła ją w obowiązkach. Również redakcja magazynu, w którym pracuje, planuje zrobić to samo. Jedyną szansą na powrót do zawodowego życia, a także do odzyskania szacunku do samej siebie, jest podjęcie się intrygującego zadania, napisania artykułu na podstawie pomysłu swojej umierającej przyjaciółki i zwierzchniczki. Mając w ręku listę stu imion, Katty musi odnaleźć klucz, który łączy te osoby. Nie jest to ani łatwe, ani przyjemne, ponieważ nadszarpnięta opinia nie ułatwia jej pracy z ludźmi. Jednak dziewczyna jest na tyle zdesperowana, że nie zamierza się poddać, i dobrze, bo poznając ludzi z listy, zaczyna widzieć swoje życie z innej perspektywy.


Na pierwszy rzut oka historia wydaje się niesłychanie banalna. Ileż to razy czytaliśmy o niespodziewanych sytuacjach, które nagle zmieniają życie bohatera o 180 stopni, teoretycznie w tym temacie nie ma nic zaskakującego, ale czy tak naprawdę chodzi o zaskoczenie? Raczej nie, tego typu historie pokazują, jak ważne są w życiu wartości moralne, jak wielkie znaczenie ma poszukiwanie własnego szczęścia, i że każdy z nas jest wyjątkowy. To w takich historiach jest najpiękniejsze, zachwycające przesłanie i związane z nim emocje. „Sto imion” ma oba te elementy, dlatego powieść Cecelii Ahern (P.S. Kocham Cię, Podarunek, Pamiętnik z przeszłości)  rewelacyjnie się czyta, nawet pomimo tego, że momentami skupienie na niektórych postaciach, wywołuje pewne zniecierpliwienie, to jednak piękny styl autorki, zabawne dialogi i sytuacje, a także interesujące spostrzeżenia, sprawiają, że powieść jest zachwycającą lekturą, która bawi i wzrusza, do tego stopnia, że wyciska łzy, w każdym razie na mnie tak działała. Poza tym, sympatycznych bohaterów, poza kilkoma osobnikami, bardzo łatwo polubić. Nawet Kitty, o ile na początku wydaje się zadufaną i myślącą tylko o sobie panienką, z czasem staje się życzliwą istotą, która dzięki swoim działaniom i coraz większej szczerości, zyskuje w naszych oczach. Tak, szczerość to jeden z wielu atutów tej historii. To dzięki niej jest tak naturalna, tak prawdziwa, że czytając zatracamy się w opowieści, która mimo pozorów łatwej lektury, jest historią poruszającą trudne tematy, podkreślającą istotę - z pozoru - nieważnych chwil i, co więcej, dającą nadzieję. „Sto imion” to moja pierwsza książka Cecelii Ahern, ale z całą pewnością nie ostatnia, ponieważ interesująca opowieść o ludziach poruszyła moje serce i wierzę, że każda inna książka tej autorki ma podobną moc, dlatego wszem wobec ogłaszam, że od dziś jestem fanką Ahern, samo przez się gorąco polecam „Sto imion”, bo jest to piękna i inteligentna powieść.

 





Nie mogę się oprzeć i muszę wstawić tę piosenkę, raz, że to jeden z najpiękniejszych utworów wszech czasów, a dwa, przy tej piosence jedna z bohaterek "Stu imion" tańczyła ze swoim ukochanym, muszę przyznać, że lepiej nie mogli wybrać :-)   

Czytaj dalej »

Małe rozżalenie + konkurs

Dzisiaj mam mocno melancholijny dzień, chociaż nie powinno tak być, bo w końcu mamy Dzień św. Patryka i Światowy Dzień Morza, a i pierwszy dzień wiosny już niebawem. Samo przez się, powodów do radości nie brakuje, nawet wietrzna pogoda, która mało łba nie urwie, nie powinna popsuć nastroju, ale... Jak co roku o tej porze pakowałam walizki i czekałam na hasło Start! Niestety w tym sezonie nigdzie się nie wybieram, różne problemy zdrowotne uniemożliwiły mi wyjazd. Za to moja przyjaciółka opuszcza mnie na całe dwa miesiące. Kiedy dzisiaj odwiozłam ją na dworzec, i zobaczyłam rzeszę swoich druhów, zrobiło mi się przykro, mimo że wielokrotnie mściłam na tę zagraniczną tułaczkę, to jednak tego typu wypady nie są pozbawione uroku, zwłaszcza kiedy spędza się ten czas z sympatycznymi ludźmi, ale nic to... Trochę się pożaliłam, wybaczcie, ale musiałam.

Żeby poprawić sobie nastrój, pomyślałam, że podzielę się książkami. Oczywiście nastrój polepszyłam sobie też kawą i ciachem, no bo jak inaczej, czy ktoś zna lepszą metodę na pobudzenie endorfin? Tak, wiem, że sport podobnie działa, ale nie mam dzisiaj zdrowia na wygibasy, dlatego ratuję się węglowodanami i kofeiną :-) 

 
Wracając do tematu. Mam do oddania dwie książki: „Wysłanniczkę” S. Millera i „Miasteczko Nonstead” M. Mortki. Obie książki były przeze mnie czytane, powieści podobały mi się, aczkolwiek jakieś tam „ale” do nich miałam. Dlatego liczę, że być może komuś spodobają się bardziej niż mnie.

Losowania są dość problematyczne, to zgłaszanie do Izby Celnej i branie na klatę tego, że rozpowszechnia się hazard niekoniecznie mi się podoba. 
Dlatego będzie pytanie:

Jeśli nie tu, to gdzie?

Zasady:
  • Niech Wasza wyobraźnia osiąga wyżyny, ale w granicach rozsądku tak, do aby odpowiedź zawierała maksymalnie 20 słów.
  • Odpowiedź należy zostawić w komentarzu, pod tym postem, jeśli za żadne skarby komuś to się nie uda, to można wysłać ją mailowo, mój adres znajduje się w samolociku (w pasku bocznym)
  • W komentarzu należy też zaznaczyć, którą z książek się wybiera - Ważne!
  • Konkurs trwa do 31 marca. Wyniki zostaną ogłoszone 1 kwietnia, żartem jednak nie będą :-)
  • Dobrze by było, gdyby osoba biorąca udział w konkursie zaobserwowała bloga, lub w jakiś inny sposób miała go w pamięci, bo o wynikach nie będę dwa razy przypominać. Na adres do przesyłki czekam 7 dni, od daty ogłoszenia wyników. 


    Życzę dobrej zabawy i powodzenia  


Czytaj dalej »

Wiatr, Marcin Ciszewski

Marcin Ciszewski

WIATR

Wydawnictwo: Znak Literanova
Data: Premiera 20 marca 2014
Stron: 400
Oprawa: Miękka

Moja ocena: 7/10 – bardzo dobra 





Marcin Ciszewski jest jednym z najlepszych polskich pisarzy, specjalizujących się w historii najnowszej, stąd też mamy bestselerowy cykl WWW w skład którego wchodzą powieści „www.1939.com.pl”, „www.1944.waw.pl”, „Major” i „www.ru2012.pl”, a także w powieści sensacyjnej, do których można zaliczyć „Upał”, „Gliniarza” - będącego literaturą faktu, powstałego we współpracy z Krzysztofem Liedelem, oraz „Mróz” - thriller z meteorologiczną katastrofą w tle. Do tej pory udało mi się przeczytać „Gliniarza", książkę bardzo ciekawą, ale podobno znacznie różniącą się od pozostałych prac autora, czy faktycznie tak jest? tego nie wiem, za to jednego jestem pewna, najnowsza powieść Ciszewskiego „Wiatr” jest po prostu świetna. Czytało mi się ją rewelacyjnie, chociaż na początku nie obyło się bez zgrzytu. Na szczęście ten niekoniecznie zachęcający start, któremu brakuje trochę pary, jest zapowiedzią genialnej historii.

Strona Marcina Ciszewskiego
 Sylwester to jednej z najbardziej zabawowych wieczorów w roku, dlatego nadkomisarz Jakub Tyszkiewicz, mimo że zamierzał go spędzić z ukochaną żoną w łóżku, dał się namówić, wraz ze swoim przyjacielem Staszkiem Krzeptowskim, na imprezę z grupą nieznajomych ludzi. Bal zaplanowano na Kasprowym Wierchu. Kiepska pogoda nie odstraszyła imprezowiczów, nawet podróż ciskaną wiatrem kolejką linową, nie popsuła humorów. Co prawda spartańskie lokum nie nastrajało optymistycznie, ale repertuar muzyczny i spora ilość alkoholu stwarzała sprzyjającą atmosferę. Jednak nieszczęśliwy wypadek, który ma znamiona próby zabójstwa i nagły brak zasilania, skutecznie popsuł zabawę, co gorsze ktoś próbuje się do nich dostać, najprawdopodobniej jest to samobójca albo desperat, ponieważ wyprawa kolejką linową w coraz to gorszą pogodę, zwiastuje tylko nieszczęście. Zaniepokojeni uczestniczy sylwestrowej zabawy, próbują wydostać się z pułapki, tylko jak w taką złą pogodę; zamieć i mróz, zjechać na dół, zwłaszcza że ciemność nie pozwala odróżnić znajdujących się w polu widzenia przedmiotów i ludzi. 

Nie owijając w bawełnę. Powieść bardzo mi się podobała, były momenty, że miałam problem z oderwaniem się od tej ekscytującej i niebezpiecznej historii rozgrywającej się w niezwykłej aurze, co tam, niech świat się wali, pali, ja czytam dalej. Jednak nie od początku tak było, kilkanaście pierwszych stron pokonałam w bólach. Krótkie rozdziały, które miały za zadanie płynnie wprowadzić w intrygę, mimo ciekawych elementów, nie potrafiły na dłużej przykuć mojej uwagi, ale kiedy pokonałam zniechęcenie, dopiero zaczęła się prawdziwa zabawa. Nie wiem czy to za sprawą klimatycznego tła, bo co jak co, ale zima zawsze robi na mnie wrażenie, czy też za sprawą rozbrajających, ciekawych bohaterów, głównie Tyszkiewicza i Krzeptowskiego, chłopów na schwał, którym nie straszna wichura, odmrożenia i tajne służby depczące po piętach, uległam tej powieści.

Autor w niesamowity sposób stworzył historię, która - mimo że opisuje działania służb specjalnych, z dokładnym przedstawieniem taktyki i broni, a także ukazuje szaloną akcje ratunkową - wypada bardzo realnie. Zapewne nie bez znaczenia był fakt, że Ciszewski wykorzystał w niej swoje doświadczenia z udziału w obozie treningowym na Kasprowym Wierchu, dlatego jego bohaterowie wypadają bardzo autentycznie, szczególnie we fragmentach opisujących ryzykowną ucieczkę ze schroniska. Slalom, w moim odczuciu, z pieca na łeb, kiedy nic dookoła nie widać i jedynie przez ogłuszający wiatr przebijają się niekoniecznie łatwe do zlokalizowania dźwięki, przyprawia o dreszcz, tym bardziej że na policjantów i ich towarzyszy, polują uzbrojeni po zęby zabójcy. Śmiertelne niebezpieczeństwo wywołuje trwogę i rozemocjonowanie. Zresztą cała ta historia, opowiadająca o korupcji na szczytach władzy i tajnych spiskach, jest niezwykle dynamiczna i, za sprawą urokliwych opisów zimy, bardzo obrazowa. Nie bez znaczenia jest też konkretny i świadomy styl autora, który z „Wiatru” czyni przebojową i zajmującą lekturę, idealną dla miłośników thrillerów i powieści akcji. Bardzo polecam.


Czytaj dalej »

Mapa Czasu, Felix J. Palma

Felix J. Palma

MAPA CZASU

Wydawnictwo: Sonia Draga
Data: 2014
Stron: 480
Oprawa: Twarda

 
Moja ocena: 8/10 - rewelacyjna




Kto nie czytał lub nie oglądał adaptacji powieści „Wehikuł czasu” Herberta George'a Wellsa ręka do góry. Podejrzewam, że niewielu znajdzie się takich, którzy nie słyszeli o świecie z przyszłości, w którym rasa ludzka ewoluowała do dwóch gatunków – pięknych Elojów i mieszkających w podziemiach Morloków. Na bazie tej książki powstało wiele powieści, jedną z nich, jest praca Felixa J. Palmy. Autor również wykorzystał motyw podroży w czasie, co prawda wydarzenia z „Mapy czasu” nie mają nic wspólnego z fabułą „Wehikułu czasu”, no dobrze, nic to niezbyt trafny zaimek na określenie powiązania słynnego hitu z historią Palmy, bo już sam fakt, że jednym z bohaterów jest słynny H.G. Wells wskazuje, że powieść angielskiego pisarza stała się motorem wszelkich działań w „Mapie czasu” - porywającej powieści przygodowej, otwierającej tzw. trylogię wiktoriańską, która w prawie 30 krajach odniosła olbrzymi sukces.  


Mapa czasu” podzielona jest na trzy części. Każda z nich to wstęp do czegoś znacznie większego. Narrator – wielki gawędziarz o osobliwym poczuciu humoru i bystrym umyśle, który sporadycznie ustępuje miejsca głosom bohaterów, przedstawia XIX-wieczny Londyn, w którym zachodzą gwałtowne przemiany. Dlatego kiedy na rynku pojawia się przedsiębiorstwo Podróże w Czasie Murraya, nikt nie pyta, jak to możliwe? I mimo że koszt podróży nie jest mały, to jednak marzenie o przeniesieniu się w czasie jest tak silne, że wielu ulega tej zachciance. Jedną z takich osób jest Claire, kobieta, która podczas podróży do przyszłości zakochuje się w mężczyźnie z 2000 roku. Jest też Andrew bogaty młodzieniec, który swoją miłość - Marie Kelly spotykał w jednej z najgorszych i najobrzydliwszych dzielnic Londynu i, po latach, ogarnięty rozpaczą, marzy tylko o tym aby odbyć podróż do przeszłości i uratować ukochaną z rąk Kuby Rozpruwacza. Gwałtownego spotkania z przyszłością doświadczy również sam H. G. Wells i to nie tylko za sprawą swojej książki, ale podróżnika w czasie, który ma poważne plany względem pisarza.

Powyższy opis wskazuje, że powieść nie ma prostej, jednotorowej fabuły, jest to wielowątkowa historia, w której liczne motywy przeplatają się ze sobą, tworząc pasjonującą opowieść o marzeniach: poznaniu niemożliwego i pragnieniu naprawienia błędów przeszłości. Historia jest bogata w emocje i wydarzenia, mimo to nie należy do wybitnie dynamicznych, dlatego że jest pełna szczegółów i dygresji, na które pozwala sobie czarujący narrator, poza tym obfituje w liczne i drobiazgowe opisy, dialogi to unikalne zjawisko w tej powieści, jednak gra jest warta świeczki.

Mapa czasu” jest powieścią fenomenalną, charakteryzującą się ciekawym połączeniem kliku gatunków. Znajdziemy w niej sporo romansu, ciekawie rozbudowany element przygodowy i odrobinę intrygi z powieści łotrzykowskiej. Taki miks sprawia, że książka nabiera atrakcyjnego charakteru, a dzięki realistycznemu oddaniu lokalnego kolorytu ma specyficzny klimat. Nie bez znaczenia jest zachwycający styl pisania Palmy - z manierą swoistą dla dawnych dziejów - który sprawia, że historia jest niezwykle nastrojowa, ale piękna proza to nie wszystko, ukłon dla autora za to, że wykorzystując elementy z „Wehikułu czas” i posiłkując się charakterystyką znanego pisarza, mowa o Wellsie, stworzył bardzo pomysłową powieść, która mimo typowych cech, ukazała intrygującą możliwość podróży w czasie, nadając historii odmienny/współczesny ton, jednocześnie zachowując klasyczne elementy.

Nie dziwię się, że trylogia wiktoriańska odniosła sukces, gdyż jest to proza wyjątkowa, szczególny styl plus perfekcyjna narracja i doskonale stworzone postacie sprawiły, że „Mapę czasu” czyta się z przyjemnością i zainteresowaniem. Mnie powieść Feliksa J. Palmy urzekła. Już dawno nie czytałam tak błyskotliwej lektury, która nie tylko czaruje przygodowym tłem i zachwycającą historią wielkich namiętności, ale też odwiecznym pytaniem o wszechświat, wolną wolę, nasze wybory i ich konsekwencje. Złożoność tej powieści czyni z niej wyjątkową i inteligentną pozycję,  która największej radości czytania dostarczy miłośnikom epoki wiktoriańskiej i fascynatom podróży w czasie.



Czytaj dalej »

Czas zamykania, Jack Ketchum

Jack Ketchum

CZAS ZAMYKANIA

Wydawnictwo: Replika
Data: 2014
Stron: 296
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami

Moja ocena: 7/10 – bardzo dobra




Czas zamykania” to zbiór dziewiętnastu utworów literackich, w którym znajduje się  niepublikowane wcześniej opowiadanie „Gorąca linia”, a także tytułowa nowela, za którą Jack Ketchum otrzymał w 2003 roku nagrodę Brama Stokera, utwór ten można znaleźć również w zbiorze „Królestwo spokoju”. Ciekawostką jest też intrygujący tekst „Olivia – monolog”, który zawiera scenę otwierającą powieść „Straceni”. Bezapelacyjnie opowiadania w tym zbiorze są godne uwagi, ale antologia ta, to również wyjątkowe komentarze autora. Ketchum, pod każdym z tekstów, zdradza okoliczności powstania danego utworu, swoje poglądy na niektóre tematy, jak również tyci, tyci sekrety z prywatnego życia. Taka taktyka to nie lada gratka dla fanów Jacka Ketchuma, do których również się zaliczam. 


Pisarstwo Ketchuma jest niebanalne, zaskakujące, często wręcz szokujące. Lubię tę mnogość odczuć, to najbardziej cenię sobie w pracach tego pisarza, czy to w formie krótkich utworów, czy powieści, jedynie jego cykl kanibalistyczny (Poza sezonem, Potomstwo, Kobieta) trochę mniej mnie ekscytował, ale zapewne dlatego, że zdecydowanie bardziej od nurzania się we krwi, wolę nurzanie się w emocjach. Do czego zmierzam? Ano do tego, że „Czas zamykania” jest – powiedzmy - w stylu soft, czyli sporo jest w nim psychologicznej głębi i ukazania człowieka jako naczynia dla wszelkiego zła. Lęk w tych opowiadaniach przybiera realne kształty, co więcej większości tekstów ukazuje gniew, ból i bezradność człowieka. Mnie, miłośnika zwierząt, już pierwsze opowiadanie „Powroty” rozłożyło na łopatki. Niby nic specjalnego, a jednak w piękny sposób przedstawiono w nim więź człowieka ze zwierzęciem, w podobnym tonie jest opowiadanie „Potwór”, które jest intrygującą mieszanką strachu i miłości. Oczywiście nie wszystkie teksty są równie fascynujące i niepokojące, cóż, taki to urok antologii, dlatego niespecjalnie dziwiło mnie to, że opowiadania mają zróżnicowany poziom i wydźwięk. Dla przykładu, większego wrażenia nie zrobił na mnie tekst „W domu z magnetowidem”, rozumiem, że dla niektórych seks i strach to mieszanka wybuchowa, i o ile ta krótka historia zawiera w sobie sendo sprawy, to jednak nie doświadczyłam większej przyjemności... czytania, ale z całą pewnością obejrzę „Wściekłość” z Marilyn Chambers, której rola w tym filmie, a właściwie to co miała pod bluzką, było meritum tego opowiadania. W podobnej konsternacji byłam po przeczytaniu „Rozchmurz się”, które jest swego rodzaju wyrażeniem zdania na temat wprowadzenia zakazu palenia w lokalach. Autor w komentarzu napisał, że wiele osób miało za złe wprowadzenie tego zarządzenia w nowojorskich knajpach, poza tym „(...) wielu z nas nie znosiło przemądrzałych japiszonów oraz snuło właśnie takie marzenia”, takie, tzn. jak skutecznie napędzić strachu przeciwnikom palenia. Cholera! Chyba stworzę alternatywną wersję tego opowiadania >:<


Na szczęście większość opowiadań wywarła na mnie spore wrażenie, gównie dlatego że przedstawiają liczne scenariusze tego, co może się stać jeśli nie patrzymy tam gdzie trzeba, jeśli przekraczamy granice, i kiedy odzywa się w człowieku jego mroczne oblicze. W pracach Ketchuma świat nie jest pięknym miejsce, jest ponurym obszarem gdzie na każdym kroku dzieją się tragedie, gdzie nie brakuje beznadziejności, fetyszy i okrucieństwa. „Czas zamykania” jest zbiorem niekoniecznie równym, niekoniecznie też każde z opowiadań jest pierwszorzędne, dlatego m.in. polecam tę pozycje fanom autora, raz, że zróżnicowane teksty łaskawiej przyjmą wielbiciele, a dwa, ciekawe komentarze, z których można dowiedzieć się kilku zdumiewających rzeczy o autorze są przednim pomysłem i sprawiają, że ma się wrażenie odbywania „sentymentalnej”, ale diabelnie niepokojącej i dostarczającej wielu wrażeń, podróży ze starym znajomym.

 
Czytaj dalej »