Przeżegnaj się i módl, by umrzeć szybko.

Chris Carter

KRUCYFIKS

Wydawnictwo: Sonia Draga
Data: 2010
Stron: 424
Oprawa: Miękka 




Jakiś czas temu miałam szczęście przeczytać „Egzekutora” Chrisa Cartera. Książka tak bardzo mi się podobała, że nie ma zmiłuj, musiałam dorwać debiutancką powieść tego autora - „Krucyfiks”. Udało mi się, książka została namierzona i przeczytana, gorzej, że po jej lekturze przekonałam się, jak bardzo ważne jest czytanie z zachowaniem kolejności, ponieważ w „Egzekutorze” został wyjaśniony jeden z najistotniejszych elementów intrygi powieści „Krucyfiks””, przez co ominęło mnie kilka zaskoczeń.

Detektyw Robert Hunter – wybitnie inteligenty i czarujący osobnik, oraz jego nowy partner detektyw Carlos Garcia, zostają przydzieleni do sprawy makabrycznych zabójstw, w których ofiary są okaleczane, i oznaczane symbolem podwójnego krzyża. Sprawa o tyle się gmatwa, że podobne zabójstwa miały miejsce dwa lata wcześniej, a mordercę ochrzczonego Krucyfiksem złapano i stracono. Pytanie, jak to możliwe?. Detektywi z wydziału zabójstw mają twardy orzech do zgryzienia, ponieważ nie jest im łatwo połapać się w chorej grze, którą serwuje im zabójca. Tym bardziej że jego telefony do Huntera coraz bardziej pogrążają zdesperowanych przedstawicieli prawa, którzy nie mając żadnych śladów gonią swój własny ogon, a ofiar przybywa.

„Krucyfiks” jest powieścią bardzo interesującą. Gorączkowe poszukiwania zabójcy, który jest niezwykle bystry i sprytny, sprawnie nakręcają emocje. Czujemy, że czas ucieka, wiemy też, że działa na niekorzyść Huntera, wszytko to nakręca machinę zniecierpliwienia i podekscytowania. Zwłaszcza że autor sugestywnymi opisami tworzy bardzo realne sceny, a w sytuacjach kiedy mamy do czynienia z kolejnym miejscem zabójstw, które nasza wyobraźnia przetwarza z szybkością światła, zaznaczam, że zabójca jest sadystycznym degeneratem, czerpiącym przyjemność z cierpienia innych ludzi, nie zawsze są elementem z dobroczynnym działaniem na nasze nadszarpnięte nerwy. Świetnym uzupełnieniem lektury jest ukazanie pracy profilera, a także interesujące zagadnienia z psychologii kryminalnej, które najprawdopodobniej są odniesieniem do wykształcenia i dawnej pracy Chrisa Cartera. Z całą pewnością nawiązanie do psychologii kryminalnej jest wielkim atutem powieści, poza tym, lekki i zwięzły styl pisania autora sprawia, że książkę czyta się wyjątkowo dobrze. Niestety rozczarowało mnie zakończenie powieści, które jest tak naciągane, że aż przykro. Nie wiem czym był spowodowany taki finał, pośpiechem?, ale nie podoba mi się to, że próbuje się wykiwać czytelnika. Co z tego, że życiorys zabójcy jest tak dopracowany, żeby dodać mu wiarygodności, skoro logika mówi „Nic z tego”.

Debiutancka powieść Cartera podobała mi się, ale wielkiego rozemocjonowania nie było, a szkoda, bo liczyłam na dużo większą ekscytację. Przykro mi to stwierdzić, ale książki „Krucyfiks” i „Egzekutor” zbyt dużo łączy, chociaż, w moim odczuciu, druga część cyklu opowiadająca o pracy detektywa Huntera, jest powieścią zdecydowanie lepszą, bardziej mroczną, ale może jest to wynik tylko tego, że była dla mnie tą pierwszą. Tak czy siak, „Krucyfiks” śmiało można uznać za pasjonującą lekturę (pal licho zakończenie), która przyprawia o dreszcz niepokoju, i jest nie byle jaką łamigłówką dla umysłu. Polecam!

+4, 5, +4, 5, +4, 5... Niech będzie 5
Tyłuł posta - opis z okładki książki


Święta zawsze spędzam z rodziną, dla nas to czas rozmów, wspólnych przepychanek i oczywiście... biesiadowania. Dlatego z okazji Świąt Wielkiejnocy chciałabym życzyć Wam, mimo niesprzyjającej aury, wiosennej pogody w serduchu, radosnych chwili z najbliższymi, pysznej wędzoneczki 
i mokrego dyngysa  :-) 
Wszystkiego dobrego!
Czytaj dalej »

Czy jest granica...

Cody McFadyen

CIEŃ

Wydawnictwo: Amber
Data: 2006
Stron: 352
Oprawa: Miękka



Smoky Barrett jest jedną z najlepszych agentek w historii Biura Federalnego, dlatego zajmuje się tropieniem najgorszych z najgorszych. Pół roku temu, jeden ze ściganych przez nią psychopatów włamał się do jej domu, w brutalny sposób zabił jej męża i kilkuletnią córkę, a ją zgwałcił i torturował. Cudem udało się jej przeżyć i zabić swojego oprawcę. Po miesiącach leczenia Smoky próbuje wrócić do pracy, ale jej śladem podąża kolejna bestia, która planuje zniszczyć tych, kogo ona kocha. Oby sprawić jej jeszcze większy ból, informuje ją, jaką śmiercią ten ktoś zginie.

„Cień” jest debiutancką powieścią, zarazem początkiem serii opowiadającej o pracy Smoky Barrett („Dewiant”,„Maska śmierci”), autorstwa Cody Mcfadyen'a, miłośnika kawy i książek. Prace tego pisarza zostały uznane za najmocniejsze, najbardziej brutalne thrillery ostatnich lat. Nie dziwi mnie to, ponieważ nie przypominam sobie, żeby któraś z przeczytanych przeze mnie książek, zawierała tak ekstremalne opisy zbrodni. Sceny gore przeważają w tej powieści, autor nie bawi się w sentymenty, co to, to nie. Dosadnymi obrazami wali czytelnika obuchem w łeb, tworzy „czarny charakter” (bardzo, bardzo delikatne określenie), który jest złem wcielonym i dla którego zadawanie bólu: gwałcenie, miażdżenie kości, patroszenie - jest radością z wypełniania chorej misji. Wszystko to zmusza do ciągłego napięcia i przerażenia. Jednak to nie wszystko, potworne opisy są tylko jednym z mocnych elementów tej powieści. Drugi, to świetne tło psychologiczne, które potęguje wszystkie wstrętne, straszliwe zdarzenia. Poza tym, nic nie działa tak skutecznie na psychikę, jak drażnienie wrażliwości poprzez przekraczanie pewnej granicy, czyli łamaniu tabu, naruszaniu tego, co dla nas ludzi jest świętością. Te psychologiczne zagrywki często wywołują bunt oraz łzy wzruszenia i wzburzenia.
Dlatego teraz - trochę - będę się pastwić nad tą książką.
Po pierwsze. Oszałamiająca ilość wyrazistych scen hardcore, przyprawia o zawrót głowy, a co za dużo, to niezdrowo. Rozumiem, że miało to na celu wywołanie silnych emocji, ale przejaskrawienie było przyczyną tego, że opowieść, straciła w moich oczach na wiarygodności.
Po drugie, kliku scenom brakowało logiki.
Po trzecie, zbyt szybko trafiłam na właściwego podejrzanego. Autor za dużo podpowiedział, tożsamość mordercy była zbyt oczywista, ale może to ja, mając w pamięci poprzednie jego powieści, przedwcześnie rozgryzłam kto jest kim.

Po lekturze tej książki mam mieszane uczucia, ponieważ z jednej strony, dostałam to co chciałam, czyli mocną, przyprawiającą o mdłości historię, pełną dantejskich scen, ale z drugiej strony, czuje się zamanipulowana, a nie jest to miłe uczucie. W przypadku „Dewianta” i „Maski śmierci” nie miałam takich odczuć, ale może te kilka lat temu, kiedy mniej analitycznie podchodziłam do książek, odbierałam je całkiem inaczej, nie wiem co o tym myśleć... W każdy razie „Cień” jest diabelnie ostrą lekturą, przeznaczoną dla czytelników o silnej psychice, mocnym żołądku i stalowych nerwach, proszę mi wierzyć, nie żartuję.


Book trailer niekoniecznie najlepszy, ale można na nim zawiesić oko.
 
Czytaj dalej »

Masterton upolowany

Do wczoraj, można było zgłaszać się po antologię "Dziedzictwo manitou". Chęć do przygarnięcia egzemplarza wyraziło 9 osób: pisanyinaczej, Melon, cyrysia, Gabrielle, Miqasonfire, awiola, Marta, Varia i Wiedźma. Brałam pod uwagę tylko komentarze w których wyraźnie zaznaczono pragnienie posiadania tejże książki. 


Dzisiaj punktualnie o godzinie 13.55, jak widać na załączonym obrazku,  zwolniłam blokadę maszyny losującej i rozpoczęło się losowanie...

Szczęściarą okazała się awiola, gratuluję :-)
awiolę proszę o przesłanie ma mój mail (kopertka w pasku bocznym) adresu do wysyłki. Oczywiście im szybciej tym lepiej, może uda mi się wysł książkę jeszcze przed świętami. 


Przy okazji wpisu "Złap Mastertona", pochwalę się, co prawda już dzisiaj chwaliłam się Pauli, która notabene sprawiła mi wielką niespodziankę, że odwiedziłam swoją stareńką, wiecznie wybrakowaną bibliotekę i przeżyłam szok!. Okazało się, że biedniutka filia przestał być biedniutką filią, i wzbogaciła się o niezłe tytuły, normalnie oczy mi wylazły na wierzch. W sumie poszłam zapytać tylko o "Krucyfiks" Chrisa Cartera, a wyszłam jeszcze z "Potomstwem" Ketchum'a i "Karaluchami" Nesbo, swoją drogą dziwne draństwo ze sobą przywlokłam. 

 
Zabrałabym jeszcze klika innych egzemplarzy, ale niebawem opuszczam blogowy świat, ponieważ standardowo, jak co roku, znikam na dwa miesiące, więc chcąc czy nie, musiałam narzucić sobie limit czytelniczy, tym bardziej że czeka na mnie jeszcze kilka innych tytułów.
 
Równie przyjemna niespodzianka spotkała mnie ze strony wydawnictwa Sonia Draga. Otóż, wydawnictwo zorganizowało konkurs na najlepszą/najciekawszą recenzję. Spośród opinii dodanych w terminie od 5 do 25 marca, wybrano pięć, i o dziwo znalazłam się w szczęśliwie wytypowanej piątce. Cieszę się bardzo, bo cenię sobie wydania Sonii Dragi, mam tylko nadzieję, że w nagrodę nie przypadnie mi Gray.

Ostatnio choruję na te powieści, czytaliście któryś z tych tytułów?


Dosyć już tego bajania, ale wiecie jak to jest, człowiek czasami musi, bo inaczej się udusi ;-) 

Życzę przyjemnego wieczoru i udanych lektur
Czytaj dalej »

Początki detektywistyczej kariery

Jacek Getner

PAN PRZYPADEK I TRZYNASTKA

Wydawnictwo: Poligraf
Data: 2013
Stron: 202
Oprawa: Miękka



Z okładki, a także ze strony autorskiej Jacka Getnera pisarza, scenarzysty i dramaturga, dowiadujemy się, że „Pan Przypadek i trzynastka” jest pierwszą z czternastu książek opowiadających o przygodach wyjątkowej persony, nijakiego pana Przypadka; mężczyzny blisko lat trzydziestu, prowadzącego żywot niebieskiego ptaka.

Pomimo wielu wad, Jacek Przypadek jest wyjątkowo spostrzegawczym i inteligentnym osobnikiem. Zalety te stały się powodem dla którego Irmina Bamber poprosiła Jacka o wyjaśnienie zagadki skradzionych obrazów. Samozwańczy detektyw podejmuje wyzwanie, przy okazji narażając się przysadzistemu podkomisarzowi Łosiowi. Jednak na sprawie obrazów się nie skończy, ponieważ Przypadek będzie musiał jeszcze znaleźć sekretną skrytkę i rozwiązać sprawę kradzieży sztuki „Trzynaste krzesło”.

Wydawałoby się, że „Pan Przypadek i trzynastka” jest jedną rozbudowaną powieścią, ale według mnie, lektura ta zawiera trzy opowiadania, które utrzymane są w klimacie klasycznego kryminału, z mocno zarysowaną fabułą i dynamiczną akcją, w której elementy układanki składają się na zaskakujący finał. Postacie literackie są niesamowicie wyraziste, czasami wręcz przerysowane, jednak humorystyczny nastrój tychże tekstów, pozwala czerpać niemałą przyjemność z czytania, tym bardziej że autor okrasił historie sporą dawką humoru, dużą dozą ironii oraz elementami damsko-męskich podchodów i spisków.

Jacek Getner sprawnie operuje piórem. Potrafi zainteresować czytelnika, sprytnie wodzi go z nos, tworząc wiele mylnych tropów, szczególnie że postaciom nie brakuje cech, które mącą w głowie i utrudniają wskazanie winnego. Pikanterii dodają związki Przypadka, które – powiedzmy – należą do specyficznych, osobliwa przyjaźń z „Młodym Bogiem seksu”, a także swoiste relacje rodzinne. Bez wątpienia atutem książki jest utrzymanie jej w duchu detektywistycznej powieści, z bohaterem detektywem-amatorem, wykorzystującym w śledztwie metodę dedukcji. Tym samym, lektura ta nawiązuje klimatem do powieści z Sherlockiem Holmesem w roli głównej, co czyni ją pozycją atrakcyjną dla miłośników intelektualnych rozgrywek.

„Pan Przypadek i trzynastka” jest książką bardzo sympatyczną, która wyjątkowo dobrze sprawdza się w roli lektury łatwej, lekkiej i przyjemnej. Dlatego polecam ją jako niezawodny lek na chandrę, który wykorzystując bohaterów z łobuzerski wdziękiem i przenikliwością, oraz pomysłowe zagadki, wprowadzi w dobry nastrój. 


Przypominam, że jeszcze dzisiaj, do północy, można zgłaszać po antologię "Dziedzictwo manitou".
 
Czytaj dalej »

Odśwież w swojej wyobraźni wszystkie imiona grozy

K. T. Dąbrowski, G. Masterton, D. Kain, K. Kyrcz jr, Ł. Radecki, R. Cichowlas, A. Zielińska, J. M. Rostocki, K. Maciejewski, P. Mirski, M. Stonawski, P. Pocztarek, R. Kayma, P. Waśkiewicz 

DZIEDZICTWO MANITOU

Wydawnictwo: Replika
Data: 2013
Stron: 344
Oprawa: Broszurowa



Graham Masterton jest jednym z najbardziej znanych twórców horrorów i thrillerów, autorem wielu opowiadań, powieści historycznych, wierszy, a także poradników seksualnych, dlatego nie sądzę, żeby trzeba było go w jakiś szczególny sposób przedstawiać, tym bardziej że już w latach siedemdziesiątych został uznany za mistrza horroru.

Graham Masterton
Moja sympatia do twórczości Mastertona jest wielka, a nawet bardzo wielka, podejrzewam, że zanim poznałam „Baśnie braci Grimm”, byłam już po lekturze „Manitou”, „Dżinna” i „Wyklętego”. Jako że rodzice nie pozwalali swojemu dziecięciu nurzać się w demonicznych mrokach, książki czytałam schowana głęboko pod kołderką, zaś dostawcą kolejnych tytułów był mój starszy brat, chwała starszemu rodzeństwu! Dlatego kiedy na runku pojawiło się „Dziedzictwo Manitou”, antologia będąca hołdem dla Mastertona, który już od ponad trzydziestu lat jest guru dla wielu początkujących, jaki i doświadczonych pisarzy, postanowiłam sprawdzić jak też nasi rodzimi twórcy poradzą sobie z mastertonowskim klimatem i stylistyką. Krótko w temacie – PODOŁALI.

Antologia zawiera czternaście, różnej długości opowiadań, w tym nieopublikowane wcześniej w Polsce opowiadanie Mastertona „Obserwator”. Podobno jest to utwór zaliczany do jednego z jego najmocniejszych tekstów, podobno. Niewątpliwie jest to interesujący utwór, szalenie klimatyczny i niepokojący, ale jednocześnie, dla fana twórczości Mastertona, bardzo przewidywalny. Mimo to jest nie lada gratką dla czytelników zainteresowanych dorobkiem mistrza horroru, stanowi ono radosny bonusik, chociaż jak na drugi dzień po lekturze, dźgnęłam się długopisem w oko, nie było mi już tak radośnie, a wspomnienie związane z Fioną i jej Mamusią (bohaterki opowiadania „Obserwator”) przyprawiło mnie o bolesny skurcz żołądka.

Opowiadania pióra wielu polskich pisarzy, doskonale wpasowały się w charakterystyczny styl prozy Brytyjczyka. Teksty są zaskakujące, niesamowicie klimatyczne, nawiązują do legend i podań, w których istoty nadprzyrodzone stanowią sedno. Na kartach tego wyjątkowego zbioru, poznacie najbardziej demoniczne i krwiożercze istoty, które jak to zwykle bywa, namieszają w życiu poczciwego człowieka, doprowadzając go do obłędu, transformacji, przekroczenia granicy człowieczeństwa, a najczęściej - śmierci. Bogiem a prawdą, jest co poczytać i jest się czego przestraszyć, ponieważ historie utaplane są w krwi, koszmarnych wyczynach, seksie, bólu i rozpaczy.

Rzadko zdarza się, żeby antologia tak bardzo przypadła mi do gustu, najczęściej tego typu publikacje zawierają w sobie miszmasz różnej maści tekstów, nierównych pod względem tematycznym i jakościowym. W przypadku „Dziedzictwa Manitou” nie doznacie rozczarowania wywołanego chaosem czy drażniącą chropowatością, co prawda w zbiorze znajduje się opowiadanie Krzysztofa T. Dąbrowskiego „Miskamakus”, które na pierwszy rzut oka może wydać się totalną pomyłką, jednak jest tak doskonałą satyrą na mastertonowskie demony, powstałą z połączenia horroru i fantasy, że jej miejsce w antologii absolutnie nie jest przypadkowe.

Publikacja wydawnictwa Replika zachwyciła mnie, każde z zamieszczonych w antologii opowiadań uwiodło mnie, i wprowadziło do świata grozy, dlatego nie będę wymieniać poszczególnych tytułów, ponieważ wszyscy autorzy tekstów opublikowanych w „Dziedzictwie Manitou” wykazali się niesamowitą kreatywnością, poczuciem tematu i talentem do tworzenia niepokojącego klimatu. Dlatego zachęcam do poznania tego zbioru opowiadań, w których oprócz ciekawych tekstów, znajdziecie również interesujący wstęp przygotowany przez Roberta Cichowlasa, a także... Grahama Mastertona. Niech bodźcem do sięgnięcia po lekturę będą słowa mistrza: „Oto, dla waszej rozrywki i przyjemnego strachu, kreatorzy demonów jutra”. Zapraszam!

Tytuł wpisu: Opis z okładki


Często mam zrywy do dzielenia się książkami, dlatego chętnie puszczę antologię w świat. Zainteresowanych tą pozycją proszę o informację w komentarzu, ale najlepiej będzie, jeśli po "Dziedzictwo..." zgłoszą się fani Mastertona, ewentualnie miłośnicy opowiadań grozy, którzy szczerze pragną przeczytać tę książkę. Zaznaczam, że egzemplarz oznaczony jest pieczątką "do recenzji" i był raz przeze mnie przekotłowany.  Jeśli okaże się, że po zbiór opowiadań zgłosi się więcej niż jedna osoba, zrobię błyskawiczne losowanie, jakby co macie czas do wtorku, do godziny 24 :-)

Czytaj dalej »

Nie zawsze da się zapomnieć

Elizabeth Haynes

W NAJCIEMNIEJSZYM KĄCIE

Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Data: 2012
Stron: 434
Oprawa. Miękka



Przemoc w rodzinie jest bulwersującym zjawiskiem. Najczęściej dotyka kobiet. Z badań CBOS-u wynika, że co ósma Polka była przynajmniej raz uderzona przez swojego partnera. Takie wyniki są dla mnie szokujące... Być może wyjdę na ignorantkę, ale jest mi trudno zrozumieć sytuację, kiedy ukochana osoba bije, a druga „godzi się” na takie traktowanie. Nie mam charakteru, który pozwala mi nadstawić drugi policzek, mój temperament skłania raczej do prawa odwetu niż do uległości. Dlatego powieści w których trafiam na temat przemocy fizycznej, psychicznej czy seksualnej, są dla mnie wyjątkowo trudnymi i wstrząsającymi lekturami. Taką emocjonalną burzą była dla mnie debiutancka powieść Elizabeth Haynes „W najciemniejszym kącie”. Książka jest chwytającym za gardło thrillerem psychologicznym, portretującym przemoc domową oraz ilustrującym zaburzenie obsesyjno-kompulsywne (ZOK) i zespół stresu pourazowego.

Opowieść rozpoczyna się w roku 2004, kiedy bohaterka powieści Catherine Bailey, młoda atrakcyjna kobieta, która bryluje w towarzystwie i jest niebywale śmiała w kontaktach damsko-męskich, na jednym z szalonych nocnych wypadów poznaje oszałamiająco przystojnego i charyzmatycznego Lee. Między dwojgiem ludzi zaczyna rozwijać się szalony romans. Feromony i dziki seks nie sprzyjają logice. Cathy przegapia ostrzegawcze sygnały i kiedy jest już za późno na ratunek, poznaje prawdziwe oblicze Lee, który nie tylko przejął kontrolę nad jej życiem, ale też omotał przyjaciół kobiety. Równolegle z tą dramatyczną historią poznajemy wydarzenia mające miejsce trzy lata później, w roku 2008. Catrine jest chora na ZOK, non stop sprawdza drzwi, okna, szuflady kuchni. Unika czerwonych ubrań, policji i zatłoczonych miejsc. Jej życie to ciągły lęk, który potęguje się na wieść, że jej oprawca niebawem wychodzi na wolność.


Książka zaskakuje swoją konstrukcją. Już na samym początku wiemy, że stało się coś złego, wiemy też, że prześladowca Cathy został zatrzymany i osądzony, i mimo że możemy przypuszczać co spotkało naszą bohaterkę, bo w trakcie czytania poznajemy socjopatyczny charakter Lee, poza tym o tego typu historiach już nie raz słyszeliśmy w wiadomościach, to jednak finał opowieści jest przerażający. Serce się kraje, kiedy czytamy o bólu i osamotnieniu Catherine, tym bardziej że Lee, jest niebywale inteligentnym osobnikiem, który potrafi doskonale się maskować, co więcej, wie jak bić, jak torturować, żeby uniknąć przykrych konsekwencji. Wielokrotnie podczas czytania ogarniała mnie wielka złość nie tylko na Lee, ale też na Cathy, która na początku znajomości przegapiała znaki ostrzegawcze świadczące o wypaczonej psychice swojego kochanka, i na przyjaciół bohaterki, którym tak łatwo było zrobić pranie mózgu. Byłam też przerażana faktem, z jaką łatwością można wpaść w szpony człowieka o osobowości dyssocjalnej i jak szybko można stracić wiarę w swoje siły. Kontrast pomiędzy starą a nową Catherine jest zatrważający. Na szczęście w tej historii jest promyk nadziei, który nakazuje walczyć o swoje życie i za wszelką cenę szukać sprawiedliwości.

„W najciemniejszym kącie” jest powieścią, która wdarła się na listy bestsellerów i została sprzedana do ponad 30 krajów. Podobno, sprzedano też prawa do jej sfilmowania. Niespecjalnie mnie to dziwi, bo praca Haynes jest bardzo dobrą lekturą. Warto mieć na uwadze, że książka nie jest wybitnie dynamiczną opowieścią, ale absolutnie nie jest to zarzutem, ponieważ historia oprócz ciekawie skrojonej intrygi, zaskakuje wrażliwością i realizmem, samo przez się sporą dawką napięcia, oraz dogłębną analizą stanu chorobliwej obsesji, co czyni tę powieść wyjątkową pozycją.

 
 
Czytaj dalej »

"Jack pogromca olbrzymów"

Reżyseria: Bryan Stinger
Scenariusz:  Darren Lemke, Christopher McQuarrie, Dan Studney
Gatunek: Fantasy, przygodowy
Produkcja: USA 2013
Premiera: 2013-03-15(Polska) 2013-02-27(Świat)
Obsada:  Nicholas Hoult, Bill Nighy, Ewan McGregor, Eleanor Tomlinson

Opis: Film jest alternatywną wersją bajki o Jasiu i magicznej fasoli w reżyserii Bryana Singera. Stary pokój między ludźmi a olbrzymami zostaje zagrożony gdy ktoś porywa następczynię tronu. Młody rolnik Jack (Nicholas Hoult) staje na czele wyprawy do królestwa olbrzymów, w nadziei na ocalanie porwanej księżniczki... 


Niedziela w mojej rodzinie to dzień wspólnego spędzania czasu. W ten dzień stadem pijemy kawę, obżeramy się domowym ciastem, prowadzimy długie dysputy, a czasami... serwujemy sobie wypad do kina. Tak było i tym razem. Trafiło na film Bryana Stinger'a „Jack pogromca olbrzymów”. Jako że nie wyrosłam z potrzeby czytania i oglądania baśni, cóż, pewnie już nie wyrosnę, to film ten był dla mnie nie lada radochą, bo okazał się niesamowitym, fantastycznym widowiskiem, baśniową produkcją z zachwycającymi efektami specjalnymi i ciekawym efektem 3D.

Fabuła filmu jest interpretacją klasycznej angielskiej baśni „Jaś i magiczna fasola”, która jest parafrazą bajki charakteryzującej się przemocą i klimatem gore - „Jack the Giant Killer”. W filmie Stinger'a, Jack (Nicholas Hoult) to młodzieniec, który przehandlował szkapinę, która notabene nie była taką chabetą na jaką wyglądała, za kilka nasionek magicznej fasoli. Jego opiekun, gderliwy stryj, słysząc o takiej wymianie, wpadł w szał i wyrzucił ziarenka. Jack pamiętając z dzieciństwa baśń o fasoli i olbrzymach, próbował uratować nasiona, ale jedno sprytnie ukryło się pod podłogą, a kiedy dostało odrobinę wody, wypuściło olbrzymie łodygi sięgające wysoko, aż za chmury, do krainy gdzie żyją przerażające olbrzymy rozsmakowane w ludzkim mięsie.


Baśń jak baśń. Teoretycznie niczym nie zaskakuje, ponieważ opiera się na klasycznych motywach. Pojawia się biedny, ale dzielny chłopiec i jest też piękna, życzliwa księżniczka (Eleanor Tomlinson). Jak można się domyśleć losy tych dwojga bohaterów połączy przypadek, dość osobliwy przypadek, który przyczyni się do zerwania pokoju pomiędzy ludźmi i olbrzymami. Oprócz tego, jak w każdej bajce, musi być czarny charakter (Stanley Tucci), który bez skrupułów będzie szedł do celu, oraz dzielny rycerz (Evan McGregor). Wyraziści bohaterowie mogą co nieco zniechęcać, na szczęście nie są cukierkowymi postaciami, mają swoje obawy i marzenia, potrafią być ironiczni, humorzaści i dowcipni. Jednak niech nie zwiedzie się ten, kto myśli, że film wytwórni Warner Bros to tylko idylliczny obraz, sielankowy nastrój w którym rządzi dobry humor oraz rozczulające teksty, bo to również ogromna ilość obrzydliwych i brutalnych scen, sporo napięcia i wzruszających momentów.

„Jack pogromca olbrzymów” to typowa baśń, w której dobro ściera się ze złem, sprawiedliwość zawsze wygrywa, a chłopak z plebsu zdobywa bazę. Reasumując, film ten ma wszystko co powinna mieć dobra legenda, dlatego jeśli lubicie takie klimaty, to na pewno nie będziecie rozczarowani tą produkcją, tym bardziej że gwiazdorska obsada, świetna muzyka plus niesamowity baśniowy świat, oszałamia i fascynuje. Nie jest to obraz rewelacyjny, ale można się nim zachwycić i sympatycznie spędzić przy nim czas. 

Kadry pochodzą z Filmwebu i Film.WP 

Zwiastun jest z napisami, kinowy film - z dubbingiem.

Czytaj dalej »

Wiem, co cię śmiertelnie przeraża

Chris Carter

EGZEKUTOR

Wydawnictwo: Sonia Draga
Data: 2013
Stron: 416
Oprawa: Broszurowa




Coraz rzadziej trafiam na książki, które mnie przerażają, nie tylko łechcą dreszczykiem niepokoju, ale wywołują psychiczny ból, ścisk żołądka, i paniczną obawę przed bezwzględnym psychopatą, który może skrywać się za sympatycznym uśmiechem listonosza. Brakuje mi niepokojącej fascynacji trwogą, (wiem, że brzmię jak w/w psychopata, ale uwierzcie mi, mam jeszcze sumienie) i w sumie odkąd przeczytałam „Dewianta” Cody McFadyen'a i „Impuls” Michaela Weaver'a, nie zdarzyło się, abym przez kryminalną intrygę zarwała noc, aż do wczoraj, do chwili kiedy zaczęłam czytać „Egzekutora” Chrisa Cartera. Powieść o sadystycznym mordercy tak mnie pochłonęła, że do drugiej w nocy, trzęsąc się ze strachu, pokonywałam kolejne rozdziały, aby poznać zakończenie tego niesamowitego thrillera, który obudził we mnie wszystkie możliwe emocje, do tego stopnia, że ciemność próbująca dostać się do salonu, zaczęła wpływać na moją podświadomość, kreując dziwne cienie na ścianie i niepokojące odgłosy.

Na okładce, zaraz pod tytułem znajduje się rekomendujące zdanie „Przywołaj swoje najgłębsze lęki, a koszmar stanie się rzeczywistością”, zdanie jak zdanie, pech chciał, że jest prawdziwe. „Egzekutor” jest kwintesencją najgorszych koszmarów, chciałoby się powiedzieć, uważaj czego się boisz, bo twoja fobia może stać się przyczyną twojej śmierci.

„O mój Boże! - Drżąc z lęku, zdała sobie w końcu sprawę z tego, co się stało. Ktoś zakleił jej usta mocnym klejem. Wpadła w panikę i zaczęła się gwałtownie rzucać z boku na bok, kopać, próbowała się uwolnić, a z miejsca, gdzie drut wrzynał się w jej nadgarstki i kostki, zaczęła kapać krew.(...) I wtedy to zobaczyła.
- To niemożliwe. 
- Witaj w świecie swoich największych lęków, Mandy – szepnął. - Wiem, co cię śmiertelnie przeraża. [str. 87-89]"

Chris Carter

Carter, intrygą w której wykorzystuje największe lęki, sprytnie omotuje czytelnika i boleśnie drażni psychikę naszą własną wyobraźnią. Każdy z nas czegoś się panicznie boi: ognia, wody, myszy, czy pająków, dlatego łącząc swój lęk z towarzystwem psychopatycznego osobnika, któremu rozkosz przynosi długotrwałe dręczenie, wychodzi makabryczny scenariusz, od którego Boże uchroń. Dlatego ta powieść tak przeraża, ponieważ nie straszy potworami spod łóżka, ale realnymi scenami. Co więcej, treść książki to nie tylko fenomenalna intryga z zawiłym wątkiem, w którym aż kipi od nagłych zwrotów akcji, szalonego tempa i suspensu, ale też świetne studium psychologiczne socjopatycznej osobowości. W sumie nie powinno to dziwić, w końcu Chris Carter studiował psychologię i zaburzenia kryminalne, a jako psycholog kryminalny Biura Prokuratora Stanu Michigan badał i przesłuchiwał zbrodniarzy, w tym seryjnych zabójców.

A'propos zdolności psychologicznych autora. Zagłębiając się w historię seryjnego zabójcy, trafiałam na momenty, które nasuwały mi pewne skojarzenia dotyczące mordercy, aż chciałam krzyknąć Eureka!, ale nagle wpadałam w zasadzę i zaczynałam błądzić przez liczne korytarze tajemniczej intrygi, dlatego jestem pewna, że autor pisząc „Egzekutora” nieźle się bawił, tworząc łamigłówkę nie tylko dla policji LA, ale też dla czytelnika, i to jest piękne, ponieważ w żadnej sekundzie czytania nie można się nudzić. Mocy tej powieści dodają również genialnie wykreowane postacie. Detektyw Hunter jest szalenie inteligenty, stanowczy, uwodzicielski, a przed wszystkim... ludzki, co czyni go wyjątkową personą. Oprócz detektywa Huntera jest cała plejada wyrazistych postaci, o których można by było napisać prace doktorancką, ale już nie będę zamęczać Was swoim zachwytem nad tą powieścią, dodam jeszcze tylko, że Carter debiutował książką „Krucyfiks”, tam też po raz pierwszy pojawiły się postacie detektywów Huntera i Garcii , dlatego w „Egzekutorze” trafiają się minimalne odwołania do jego pierwszej pracy, ale są tak subtelne, że kolejność czytania nie jest konieczna. Śmiało można brać się za „Egzekutora” i przeżywać emocje związane z zagłębianiem się w umysł bestii. 

Ocena +5 tylko dlatego, że do szału doprowadzała mnie ilość rozdziałów. Na 416 stron mamy 143 rozdziały!, jak dla mnie to zdecydowanie za dużo, ale może się czepiam? 
 

Czytaj dalej »

Czy warto odtwarzać dach, skoro przez dziurę w nim widać niebo?

Joanna Sykat

WSZYSTKO DLA CIEBIE

Wydawnictwo: Replika
Data: 2013
Stron: 268
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami





Książka „Wszystko dla ciebie” ma bajeczną okładkę. Plan pierwszy to prześliczne niebieskie drzwi, słodkie kociaki, apetyczna dynia, półeczka z miszmaszem kolorów oraz siedzisko z grubo ciosanych klocków. Chciałoby się rzec błogo, swojsko i bezpiecznie, ale nie tędy droga. Powieść Joanny Sykat, autorki zbioru miniatur prozatorskich „Biedronki są ważne", nie jest słodką historyjką do poczytania w pochmurny dzień, to opowieść o trudnych wyborach, przewrotnym losie, zawiedzionym zaufaniu i niezwykłym smaku zwykłego kompotu z truskawek, który na dłuższą metę lepszy jest od smaku życiowego szampana, w końcu po bąbelkach boli głowa i mdli jak...

Historia Agaty na pozór wydaje się banalna, bo jak inaczej można określić sytuację w której po raz kolejny czytamy o kobiecie, którą porzucił mąż zauroczony tajemniczą i seksowna KatJą poznaną w internecie. Jakby tego było mało Agata dowiaduje się, że jest w ciąży ze swoim pożal się Boże mężem, a poza tym niebawem skończy się jej umowa o pracę. Wesoło nie jest. Nasza bohaterka będzie musiała poradzić sobie z rozpaczą, nieokreślonym uczuciem do rosnącej w niej fasolki, rozterkami typu „chcę, nie chcę” i dylematem, czy powiedzieć swojemu, a właściwie prawie byłemu mężowi, że jest w ciąży.

„Wszystko dla ciebie” to opowieść o niemałym kalibrze, jednak w pierwszej fazie czytania następuje kryzys spowodowany pokonywaniem tematu starego jak świat -niewierność, która była, jest i będzie. Większość z nas prycha na takie historie, bo ile można o tym czytać, ale dopóki będzie istniał ten nasz pogmatwany świat, to zdrada fizyczna, czy też psychiczna zawsze będzie sprawdzonym motywem w literaturze, oczywiście o ile autor poradzi sobie z taką zagrychą. Według mnie Joanna Sykat całkiem nieźle sprostała zadaniu. Głównie dlatego, że stworzyła niejednolite postacie, pełne sprzeczności, co skutecznie wpłynęło na wiarygodność historii. Biernemu obserwatorowi zawsze łatwiej jest wyrokować i usadzać po kątach bohaterów, jednak życie nie jest czarno-białe, i mimo że przejrzystość pewnych kwestii jest jednoznaczna, to z decyzjami bywa różnie. Dlatego Agata i Kuba ogromnie mnie irytowali, starałam się zrozumieć ich położenie, ale nie było łatwo, mimo to (może narażę się kobietom) łatwiej było mi polubić niegodnego Kubę, który był konkretny, potrafił w sposób sensowny – niekiedy brutalny - wyrażać swoje myśli i kipiał energią, niż rozmemłaną Agatę, wiecznie analizującą, rozdrapującą rany i użalającą się nad sobą. Zapewne powinnam być dla niej wyrozumiała, ale niestety sierotki Marysie mnie nie przekonują.

Książka oprócz tego że zawiera interesująco poprowadzoną fabułę, w której o dziwo, znajdują się również paranormalne wątki, to zaskakuje ciekawą konstrukcją. Historia przeplatana jest rozmowami z komunikatora internetowego, mejlami, zapisami myśli kierowanymi do maluszka, oraz notatkami z pamiętnika. Wszystko to jest bardzo ciekawe, ponieważ taka forma jest nie tylko świetnym urozmaiceniem, ale jednocześnie sprzyja poznaniu bohaterów, i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że w pewnym momencie elementy, które miały być uzupełnieniem historii, nagle ją zdominowały. Miałam nieprzyjemne wrażenie, że autorka chciała jak najszybciej zakończyć opowieść i korzystając z krótkich notatek z pamiętnika Agaty, w sposób błyskawiczny rozprawiła się z czasem i z poważnymi zagadnieniami. Nie było mi z tym dobrze, tym bardziej że styl pisania Pani Sykat przypadł mi do gustu, jej liryczne teksty i trafne spostrzeżenia potrafiły zrobić na mnie wrażenie, ale to szybkie dopięcie wszystkich ważnych kwestii rozdrażniło mnie. Mimo to uważam, że powieść „Wszystko dla ciebie” jest interesują pozycją, która ukazuje relacje międzyludzkie z różnej perspektywy, uzmysławia, że głową muru nie przebijesz oraz że istnieje tylko jeden rodzaj czystej i bezwarunkowej miłości, matki do dziecka.

Tytuł posta jest fragmentem opisy książki


Zaklinacze wiosny, walczę z Zimą, kto się dołącza? :-)


Czytaj dalej »

"Jeśli nie nakłonię niebios, poruszę piekło"

Roger Hobbs

GHOSTMAN

Wydawnictwo: Rebis
Data: 2013
Stron: 344
Oprawa: Broszura szyta ze skrzydełkami




Jeśli chcecie się dowiedzieć jak obrobić bank lub kasyno, a później zatrzeć wszystkie ślady, tak aby po akcji nie został nawet zapach prochu i palonych gum, to koniecznie musicie przeczytać debiutancką (rzecz niesłychana!) powieść Rogera Hobbsa „Ghostman”. W książce poznacie pracę „człowieka ducha” - diabelnie inteligentnego, szybkiego i skutecznego osobnika znanego nielicznym jako Jack.

„Tak naprawdę nie mam na imię Jack, George, Robert, Michael czy Steven. Prawdziwe nie jest też żadne imię czy nazwisko na kartach kredytowych(...) Jack Delton to tylko pseudonim, którego od dawna nie używam.[str. 24]

Ghostman jest specjalistą w znikaniu, jego metamorfozy są mistrzowskie, nie tylko potrafi zmienić swój wygląd, ale też głos, jedynie nie jest wstanie ukryć swojego zapachu kojarzonego z czarnym pieprzem i kolendrą, ale kto by na to zwracał uwagę. Na pewno nie Marcus Hayes, najbardziej brutalny człowiek, jakiegokolwiek Jack znał. Marcus potrafi przez długie godziny dręczyć swoje ofiary, a jego pomysłowość w zabijaniu nie zna granic. Jack nie pała sympatią do tego żylastego okrutnika, ale kiedy otrzymał od niego zlecenie, nie odmówił, tym bardziej że był winny Markusowi przysługę, a zatarcie śladów po nieudanym napadzie na kasyno nie wydawało mu się skomplikowaną misją. Jednak pozory mylą. Ghostman wpadnie w nie lada tarapaty, znajdzie się między młotem a kowadłem poza tym, krok za nim będzie podążać sprytna agentka FBI.

Roger Hobbs
W 2011 roku Roger Hobbs miał 22 lat, ukończył studia i... pisanie „Ghostmana”. Kilka miesięcy później powieść zrobiła furorę na targach książki we Frankfurcie nad Menem. Praca Hobbsa ma być przetłumaczona na 16 języków, zaś jej prawa do sfilmowania wykupiła wytwórnia Warner Bros, oj będzie się działo, oczywiście o ile producentom uda się wyciągnąć z tej powieści chociaż 70 procent jej mocy, ponieważ opowieść o Ghostmanie jest bardzo dobrą historią, niekoniecznie szalenie oryginalną, w końcu motyw ze specem od wtapiania się w tłum już nie raz się pojawiał, ale dlatego, że autor potrafi omotać czytelnika zaskakującą intrygą, zasobną w typów spod ciemnej gwiazdy, dynamiczną akcją i wstrząsającymi wydarzeniami, które dzieją się w czasie krótszym niż dwa dni. Jakby tego było mało, Hobbs serwuje również efektowne mordobicia i rezolutne dialogi, które nie tylko wykazują na znajomość tematu, ale też potrafią rozbawić. Co więcej, Jack to bohater, który mimo że nie jest krystaliczny, ma swoje dziwactwa i twarde zasady, to jednak potrafi uwodzić swoją pomysłowością, nonszalancją i ironicznym poczuciem humoru, cóż, czaru temu draniowi nie brakuje.

„Ghostman” to efektowna powieść, która łączy w sobie hollywoodzką mieszankę widowiskowych scen (przez chwilę w historii pojawia się przystojniak w drogim, czarnym garniturze, jeżdżącym najnowszym czarnym camaro, który mimo że wygląda jak James Dean, ewidentnie kojarzy się z postacią Franka Martina z „Transportera”) z klasycznym stylem, łączonym z dobrymi powieściami sensacyjnymi, które nie tylko skupiają się na pościgach i machlojkach, ale również psychologicznych portretach bohaterów, co czyni powieść Hobbsa nieziemsko wciągającą i emocjonującą lekturą, którą zdecydowanie warto przeczytać.

Tytuł posta jest cytatem z książki str. 286

Czytaj dalej »

Ból większy niż pragnienie życia

Ewa Formella

JUTRA NIE BĘDZIE

Copyright Ewa Formella
Data: 2012
Stron: 150
Oprawa: Miękka




Kiedy słyszy się diagnozę „nowotwór”, traci się nadzieję, to jedno słowa brzmi jak wyrok, jak koniec świata, dlatego często chory podejmuje drastyczne decyzje, nie zawsze zrozumiałe dla otoczenia. W takiej dramatycznej sytuacji znalazła się Laura, bohaterka powieści „Jutra nie będzie” Ewy Formelli.

Laura jest młodą kobietą, mamą dwóch małych skarbów i szczęśliwa żoną zakochanego w niej do szaleństwa Igora. Wydawałoby się, że nic jej do szczęścia nie potrzeba. Jednak zdiagnozowany, dwa lata wcześniej, złośliwy oponiak mózgu, sprawił, że młoda kobieta straciła wiarę, i aby swoim cierpieniem nie obarczać najbliższych, zostawia mężowi list z nieprawdziwą informacją i wyrusza na drugi koniec polski, do małej nadmorskiej miejscowości, aby popełnić samobójstwo. Makabrycznego planu nie udaje się jej zrealizować, ponieważ miejscowy rybak - Maurycy, ratuje ją ze wzburzonych fal i zabiera do swojego domu, gdzie Laura poznaje wyjątkowych ludzi. Czy nowe znajomości i nowe szanse sprawią, że Laura odzyska nadzieję w lepsze jutro?

Książka Ewy Formelli to objętościowo niewielka pozycja, ale bez obawy, autorka na ponad 140 stronach w sposób niezwykle przenikliwy opisała ból rozstania, zmagania z chorobą, problemy fizyczne i psychiczne wiążące się z tym stanem, oraz tragedię rodziny, bo trzeba pamiętać, że choroba nowotworowa to nie tylko dramat jednego człowieka, ale wszystkich jego bliskich osób, które w zaistniałej sytuacji czują się bezradne i zrezygnowane. Oprócz tego, w fabule znalazło się też miejsce na elementy tematycznie związane z chorobą, a także z emocjonalnym załamaniem; mamy nawiązanie do schorzeń powiązanych z późnym wiekiem, jest też mowa o sile optymizmu, witalności, a także wytchnieniu w chwili pogodzenia się z losem.

W tej niepokaźnej lekturze znajdziemy emocje, które wyciskają łzy i sprawiają, że człowiek zaczyna doceniać to, co ma. Jednak przyznaję, że początek książki nie zapowiadał udanej historii, ponieważ w ogóle nie rozumiałam zachowania Laury, jej wybory były dla mnie nie do przyjęcia, ale zaakceptowałam taki stan rzeczy, w końcu nie nam osądzać decyzje osób znajdujących się w rozpaczliwej sytuacji. Olbrzymia ilość krótkich, prostych zdań również nie dodaje uroku opowieści, ma się wrażenie, że czyta się wypracowanie, a nie książkę dotyczącą tak trudnego tematu. Poza tym, uważam, że sytuacja w której Laura znajduje się po próbie samobójczej jest mało wiarygodna. Trudno uwierzyć, że cudem ocalała kobieta trafia do ekskluzywnej prywatnej kliniki, w której badania prowadzi najlepszy neurochirurg świata, co więcej, spotyka tam, cudownych i bezinteresownych ludzi, że drugich takich ze świecą szukać. Chciałabym wierzyć w taki scenariusz, ale nie potrafię, realia życia odebrały mi taką możliwość. Na szczęście wady, które wspominam szybko idą precz, dzięki czemu możemy delektować się ekspresywnymi opisami, nastrojowymi retrospekcjami i uroczym, subtelnym stylem, który ubierając emocja w słowa wywołuje liryczny nastrój. „Jutra nie będzie” nie jest książką doskonałą, ale jest niesamowicie wzruszającą i mądrą historią o rzeczach ważnych, dla których warto walczyć, i nawet kiedy sił już barak, miłość najbliższych jest największą mocą.


Czytaj dalej »

Podróż przez najohydniejsze londyńskie slumsy

Dan Simmons

DROOD

Wydawnictwo: MAG
Data: 2012
Stron: 832
Oprawa: Twarda





Charlesa Dickensa nie trzeba przedstawiać, nawet jeśli ktoś nie czytał jego prac, to na pewno kojarzy jego nazwisko m.in. z „Opowieścią wigilijną”, „Oliverem Twistem” czy z „Klubem Pickwicka”. Postać Dickensa jest bardzo intrygująca, zaś jego biografia i niespodziewana śmierć jest niewyczerpanym źródłem inspiracji, tym bardziej że z jego ostatnią, niedokończoną powieścią „Tajemnica Edwina Drooda”, wiąże się szereg spekulacji. Podejrzewam, że właśnie dlatego Dan Simmons („Hyperion” i „Terror”) podjął się napisania powieści, będącej próbą ukazania ostatnich lat życia tego wielkiego angielskiego powieściopisarza.

Powieść „Drood” zaczyna się tak, jak filmy Hitchocka – od trzęsienia ziemi. 9 czerwca 1865 roku pociąg, którym podróżował Charles Dickens wraz ze swoją kochanką i jej matką, najechał na wyrwę, co spowodowało, że lokomotywa wykoleiła się, doprowadzając do śmierci wielu ludzi. Jednym z ocalałych był Dickens, który zaangażował się w akcję ratowniczą. Na tym niewyobrażalnym miejscu tragedii, pisarz spotkał bardzo dziwnego osobnika, szkaradnego jak i z wyglądu, tak i z charakteru, który przedstawił się jako Drood. Kreatura owa budziła w naszym bohaterze niewyobrażalny niepokój, ale też zainteresowanie, dlatego po wypadku narodziła się w Dickensie obsesyjna potrzeba odnalezienia Drooda, który najprawdopodobniej zamieszkiwał w najohydniejszych londyńskich slumsach.

Praca Simmonsa napisana jest w formie pamiętnikarskiej. Narratorem jest Wilkie Collins, dramaturg, prekursor powieści detektywistycznej, autor m.in. „Kobiety w bieli” i „Kamienia księżycowego”, a także wierny przyjaciel Dickensa. Z wstydem przyznaję, że o ile znana jest twórczość Dickensa, o tyle obce są dzieła Collinsa, dlatego w najbliższym czasie będę musiała nadrobić braki w tym temacie.

Muszę przyznać, że język powieści oczarował mnie. Wystylizowany na charakterystyczną manierę ówczesnych czasów sprawia, że ma się wrażenie autentyczności przekazu. Poza tym, nawiązanie do historycznych postaci jak choćby Edgara Allana Poego czy Charles Macreadya bardzo sugestywnie działa na wyobraźnię. Nie bez znaczenia są też obrazowe opisy XIX wiecznego Londynu, który ma dwa oblicza, współczesne, będące mekką postępu przemysłowego oraz ohydne, śmierdzące, pełne śmieci i rozkładających się zwłok. Ekstremalną podróż gwarantują nam panowie Dickens i Collins, który oprócz relaksujących spacerów po urokliwych dzielnicach miasta i spotkań na elokwentne dysputy, w poszukiwaniu Drooda zapędzają się w odrażające podziemne korytarze i mroczne cmentarze.

Powieść ma wyjątkowy, niepokojący i duszny klimat, który niewątpliwie dodaje uroku opowieści Simmonsa. Oprócz tego, narrator wykazuje się specyficznym poczuciem humoru, dobroduszną ironią i ciekawymi spostrzeżeniami. Collins w swoich opowieściach często schodzi z tematu i wędruje po ścieżkach wspomnień, ubarwiając historię przeróżnymi dygresjami, jest to bardzo ciekawe, ale na dłuższą metę bywa irytujące. Jednak dzięki takiemu sposobowi przekazu poznajemy niegdysiejsze zwyczaje, twórczość obu panów,ich wzajemne relacje, szokujące związki z kobietami oraz rodzinne koneksje. Na marginesie, postać Wilkie Collinsa została nakreślona w sposób niezwykły. Przedstawiony został jako błyskotliwy osobnik, miłośnik, picia i jedzenia, ze skłonnością do nadużywania laudanum i opium. Dlatego jego wspomnieniom trudno dać wiarę, ile w tym jest wymysłów a ile faktów? Nikt nie wie.

O tej powieści można pisać bardzo dużo, a i tak będzie to za mało, w końcu to ponad 800 stron genialnie rozplanowanej intrygi (zakończenie jest doskonałe), bogatej w szczegóły literacko-historyczne, piękną stylistykę, fenomenalną atmosferę i wiarygodnych bohaterów. Mimo że „Drood” nie jest lekturą łatwą i wydawałoby się, że raczej jest pozycją dla koneserów twórczości Dickensa i Collinsa, niż dla przeciętnego czytelnika, to jednak powieść czyta się z wielkim zainteresowaniem. Nie ulega wątpliwości, że Dan Simmons, pisarz głównie powieści science ficton wykonał kawał dobrej roboty tworząc niezwykłe kłamstwo biograficzne.
 


Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu MAG, a także portalowi Sztukater.
Czytaj dalej »