Trupia Farma

Bill Bass, Jon Jefferson

TRUPIA FARMA

Wydawnictwo: Znak Literanova
Data: 2012
Stron: 344




Najbardziej niesamowita farma świata.
Miejsce, które zrewolucjonizowało współczesną
kryminalistykę

Pod tym stwierdzeniem mogę się podpisać obiema rękami. Ośrodek Antropologii Sądowej Uniwersytetu Tennessee zwany Trupią Farmą to teren otoczony ogrodzeniem z drutu kolczastego, na którym antropolodzy sądowi oraz najlepsi studenci z całych Stanów Zjednoczonych badają rozkład zwłok, mający pomóc policji w śledztwach dotyczących morderstw. Dla przeciętnego człowieka jest to szokujące zjawisko, tym bardziej, że ludzkie ciało zostaje poddane dokładnej analizie i przeróżnym makabrycznym testom. Zakopuje się je np. w ziemi, zostawia we wrakach samochodów, zanurza w wodzie, a nawet tnie piłą elektryczną. Owe działania pozwalają sprawdzić w jakim czasie rozkłada się ludzkie ciało i jak zmienia się pod wpływem czynników zewnętrznych, badania te są niezwykle przydatne medycynie sądowej i przyczyniają się do rozwiązania wielu zagadek kryminalnych.

www.nasygnale.pl
Trupia farma znajduje się w Knoxville i jest to projekt Billa Bassa, antropologa światowej sławy, który przez wiele lat radził sobie – powiedzmy – jak mógł i wielokrotnie korzystał z szokujących metod badania i przechowywania zwłok, między innymi gotował ludzkie kości na swojej domowej kuchence gazowej, czy przetrzymywał zawinięte w folii w schowku ze szczotkami przy swoim gabinecie, co prawda był to wybryk jednorazowy, ale wyobraźcie sobie reakcję woźnego, gdy otworzył cuchnący schowek i zobaczył jego... zawartość. W każdym razie, powstanie ośrodka było doskonałym posunięciem, wreszcie można było prowadzić badania poza ostrzałem ludzkich oczu i warunkach znacznie lepszych niż schowek na szczotki.

Bill Bass i Jon Jefferson w książce „Trupia Farma”dokładnie opisują prace antropologów sadowych, w tym zasady obserwacji miejsca zbrodni, charakterystykę układu kostnego człowieka, wpływ much plujek na określenie czasu zgodnu, oraz szereg innych elementów mających znaczenie podczas badania zwłok. Dowiemy się też wielu ciekawostek z życia Billa Basa, poznamy jego życiorys, a także etapy powstanie projektu badawczego, który nazwę zawdzięcza znanej pisarce Patricii Cornwell. Książka zawiera też opis najbardziej pasjonujących śledztw i metody ich rozwiązania, na końcu znajduje się słowniczek terminów antropologicznych i sądowych, jak również rysunki ludzkiego szkieletu z opisem kości.
Trzeba przyznać, że Bill Bass ze spokojem i charakterystycznym dla siebie dowcipem,  opowiada o swojej pracy badawczej. Nie należę do osób szczególnie wrażliwych, ale wielokrotnie czułam gulę w gardle, opisy zwłok rozkładających się pod wpływem wysokiej temperatury i larw czerwi, nie należały do przyjemnych, oczywiście nie służyły one  zaszokowaniu czytelnika, a jedynie przybliżały arkan pracy naukowców, dla antropologów jest to chleb powszedni, więc to, że przeciętny czytelnik wzdryga się na tego typu relacje jest rzeczą normalną. 

Trudno mi ocenić tę pozycję, gdyż „Trupia Farma” to bardzo interesująca publikacja, która z całą pewnością zadowoli osoby szczególnie zainteresowane antropologią, ponieważ znajduje w niej multum informacji, ciekawostek, a często powtarzanie przez autorów medyczne terminy na pewno o wiele sprawniej się utrwalą. Jednak dla przeciętnego czytelnika, książka ta może być nużąca, drobiazgowe opisy badań, nadmiar przeróżnych definicji, brak dialogów, a niekiedy chronologii może spowodować zniechęcenie lekturą. Mimo to jak najbardziej polecam tę książkę, choćby po to żeby dowiedzieć jak nauka walczy ze zbrodnią.

Moja ocena 4/6


 
 
Czytaj dalej »

Tryb warunkowy

Hanna Cygler

TRYB WARUNKOWY

Wydawnictwo: Rebis
Data: 2012
Stron: 280




Książka „Tryb warunkowy” swoje początki miała w roku 1985, wtedy to Hanna Cygler, autorka takich tytułów jak, „Bratnie dusze”, „Dobre geny”,”3 razy R”, powołała do życia rezolutną Zosię Knyszewską. Jednak z racji tego, że tłem do rozgrywających się wydarzeń były zmiany polityczne zachodzące w Polsce, istniała nikła szansa opublikowania powieści, autorka miała tego pełną świadomość i na pewien czas zarzuciła pisanie książki, taki stan trwał aż do roku 1997, kiedy to z wielkim impetem ruszył proces twórczy i opowieść o perypetiach Zosi została ukończona. Ostatecznie „Tryb warunkowy” został opublikowany w 2004 roku przez wydawnictwo Kurpisz, w serii „Nie tylko o Miłości”.
Miałam to szczęście, że w ręce wpadło mi wznowione wydanie z uroczą okładką, na którym soczysta zieleń sukienki i biały oleander, cieszą oczy i zapraszają do poznania pierwszego tomu trylogii o burzliwym życiu Zosi Knyszewskiej. Tym razem książka ukazała się nakładem Domu Wydawniczego Rebis.

Zosia jest dorastającą panną, która przyjeżdża do Warszawy żeby rozpocząć studia na anglistyce. Dziewucha jest szaloną, niebywale inteligentną i śliczną młodą kobietą, wejście w dorosły świat z takimi atrybutami, sprzyja nie tylko sprawnemu zdobywaniu wiedzy, ale też wielu interesującym znajomościom, w następstwie tego, łamaniu męskich serc, gdyż gorące serduszko Zosi bije tylko dla jednego...
Z czasem Zosieńka odkryje, że rzeczywistość potrafi mocno się skomplikować i że zaufanie to bardzo delikatny temat, przynoszący wiele rozczarowań. Tłem do życiowych perypetii naszej bohaterki jest gorący czas polityczny tamtych lat – stan wojenny, strajki, powstanie „Solidarności”.
 

Tryb warunkowy” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Hanny Cygler i mam nadzieję, że nie ostatnie, bo lektura debiutanckiej książki autorki, sprawiła mi wiele radości, wybuchów gwałtownego śmiechu, ale także mniejszych i większych smutków.
Powieść napisana lekkim, potocznym językiem, charakterystycznym dla danego okresu, niesie ze sobą multum uczuć, bohaterzy to cała plejada unikatowych, ekspresywnych postaci, którzy bawią do łez, zarażają optymizmem, ale też przeżywają dramaty i porażki, wprowadzając czytelnika w stan emocjonalnego rozdygotania
Zosia to postać, wróć, dziewczyna, której nie sposób nie polubić, jej cięty język i skłonność do ironizowania, bywa bardzo... interesująca, poza tym ta energiczna osóbka, ma niebywałą skłonność do pakowania się w kontrowersyjne sytuacje. Towarzyszący jej przyjaciele i znajomi, to w niczym nie ustępujące jej wulkany energii, które w połączeniu z przebojową Zosią są pikantno - słodką kwintesencją tej powieści.
Dużym plusem książki jest realne tło, na którym zachodzą przełomowe wydarzenia polityczne, wprowadzenie stanu wojennego, internowania, manifestacje, godzina policyjna. Związana z owym czasem niepewność i obawa o każdy kolejny dzień, przenosi jak wehikuł czasu w przeszłość. Hanna Cygler bardzo prawdziwie opisała tamtejszą rzeczywistość oraz zachodzące w niej zmiany, nie tylko polityczne. Dołączyła klimat domowych prywatek, gustownych lokali, zagranicznych wyjazdów, jak również zapach perfum YSL.

W czasach kiedy na rynku książek pojawia się coraz więcej pozycji z paranormalną fabuła, nadnaturalnymi postaciami, kiedy treść epatuje obrzydliwymi lub przesadnie erotycznymi opisami, niekiedy zastanawiamy się co jeszcze jest nas w stanie zaskoczyć... Proszę mi wierzyć, że może zaskoczyć powieść z fabułą pisaną przez życie, w której bohaterzy to zwykli, sympatyczni ludzie, marzący o Fiacie 126P i domowym ognisku, których serca wypełnione są prawdziwą przyjaźnią i pragnieniem wolności. Wszystko to można znaleźć w powieści „Tryb warunkowy”, którą bardzo gorąco polecam.

Tryptyk obejmuje: „Tryb warunkowy”, „Deklinacja męska/żeńska” i „Przyszły niedokonany”

Moja ocena +5/6
Czytaj dalej »

Delirium

Lauren Oliver

DELIRIUM

Wydawnictwo: Otwarte
Data: 2012
Stron: 360



Amor deliria nervosa (…) Oto najbardziej zdradliwa choroba na świecie: zabija człowieka, gdy go dopadnie, i wtedy gdy go omija *

 
Stany Zjednoczone, Portland, niedaleka przyszłość.
Miłość została zakwalifikowana do szczególnie groźnych i śmiertelnych chorób. Ludzie żyją ogarnięci paniką przed tą straszna chorobą, owszem istnieje remedium, zabieg uwalniający od miłości i wszelkich związanych z nią uczuć, ale nie można go wykonać, przed osiemnastymi urodzinami. Żeby uchronić młodych ludzi przed chorobą, rząd wprowadził segregację płci, godzinę policyjną oraz rygorystyczne kary za złamanie którejkolwiek z zasad „Księgi szczęścia, zdrowia i zadowolenia”. W świecie bez uczuć i bezwzględnego posłuszeństwa, żyje siedemnastoletnia Lena. Przed nią ostatnie wolne i radosne lato, gdyż już niedługo zostanie poddana zabiegowi, na co czeka z wielką niecierpliwością. Póki co dziewczyna cieszy się chwilami spędzonymi z szaloną przyjaciółką Hanną, które pozwalają zapomnieć o dramacie, który spotkał jej ogarniętą szaleństwem miłości mamę. Lenę wychowuje pozbawiona wszelkich uczuć ciocia (efekt zabiegu), w charakterystyczny dla siebie sposób próbuje dodać otuchy dziewczynie, jednak Magdalena, bo takie jest prawdziwe imię nastolatki, pamięta jak przez mgłę, matczyny dotyk, pieszczotę i jej ostatnie słowa „Kocham Cię. Pamiętaj. Tego nie mogą nam odebrać”. Strach przed chorobą powoduje w niej paniczny lęk, jednak wspomnienie szczęśliwych chwil jest dla niej wytchnieniem, radością i … tęsknotą. Kiedy Lena poznaje Alexa – outsidera, jej spojrzenie na otaczającą rzeczywistość zacznie się zmieniać, a miłość zakwitnie feerią barw.

Rzadko zdarza się, żeby książka zauroczyła mnie od początku aż do samego końca. Zawsze znajdzie się jakieś „ale”, zawsze ukrywa się gdzieś złośliwy chochlik psujący lekturę. W przypadku tej powieści nic takiego nie istnieje. „Delirium” jest doskonale napisane, styl autorki zachwyca lekkością i pięknem, w sumie nie powinno to dziwić, gdyż Lauren Oliver ( „7 razy dziś”) jest córką profesorów literatury i od dzieciństwa była zachęcana do wymyślania, i pisania przeróżnych historii. Te doświadczenia plus wiedza zdobyta na studiach pozwala jej tworzyć przepiękne, realne obrazy, które pachną, smakują, są wręcz namacalne. Połączenie tego poprawnego, jednocześnie uroczego stylu z wiarygodną koncepcją antyutopijnego świata i romantyczną - absolutnie nie przesłodzoną – fabułą, daje niesamowity efekt i sprawia, że książkę czyta się z wielkim zainteresowaniem
Pierwsze skrzypce, grają tutaj wyjątkowe postacie, Lena nie jest przerysowaną bohaterką, ale istotą czującą i co najistotniejsze bardzo wrażliwą, co w tym totalitarnym społeczeństwie przyszłości jest cechą deficytową. Ze swoją przyjaciółką Hanną stanowi kontrastowe zestawienie, dziewczyny różnią się pod wieloma względami, ale są dla siebie oparciem i najwierniejszymi przyjaciółkami. W tym momencie na scenę wkracza Alex, jego postać, to taki diamencik, może brzmi to banalnie, ale rozświetla on całą historię, jest nadzieją, radością i... wolnością. Oczywiście oprócz tych głównych bohaterów, jest wiele innych unikatowych postaci, które mają istotny wpływ na rozwój opowieści. Trzeba przyznać, że doskonale skonstruowane portrety literackie są wielkim atutem „Delirium”.
Książka ma melancholijny nastrój, jej akcja nie pędzi błyskawicznie, owszem znajdują się w niej widowiskowe sceny, jednak jej refleksyjny klimat wywołuje uczucie nostalgii, czasami przygnębienia, niekiedy zakręci się w oku łezka, na szczęście pomiędzy niebezpiecznymi wydarzeniami, skrywa się radość oczekiwania.

Miłość – najbardziej zdradliwa choroba na świecie:zabija cię zarówno wtedy, gdy Cię spotka, jak i wtedy, kiedy cię omija.
Ale to niedokładnie tak.
To skazujący i skazany. To kat i ostrze. I ułaskawienie w ostatnich chwilach. Głęboki oddech, spojrzenie w niebo i westchnienie: dzięki Ci, Boże.
Miłość – zabije cię i jednocześnie cię ocali **

Ten fragment teksu, niech będzie najlepszą rekomendacją książki, „Delirium” jest piękną, przejmującą do głębi opowieścią, którą trzeba przeczytać.

Moja ocena 6/6

* str. 9
** str. 322

Trailer filmowy

Czytaj dalej »

Najgorsza rzecz jaką zrobiła

Alice Kuipers

NAJGORSZA RZECZ JAKĄ ZROBIŁA

Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data: 2011
Stron: 232



  
Pierwsza książka Alice Kupiers „Życie na drzwiach lodówki”, wywołała sporo zamieszania, historia skonstruowana z notatek na drzwiach lodówki, ukazywała trudną, bardzo intymną relację nastoletniej córki z chorą na raka matką. Debiut ten był na tyle udany, że prezentowana przeze mnie powieść „Najgorsza rzecz jaką zrobiła”, traktuje o równie poważnym temacie i jest prostą, niesamowicie wzruszającą opowieścią o przeżywaniu żałoby i uwalnianiu głęboko skrywanych emocji.

Sophie ma szesnaście lat, jeszcze kilka miesięcy temu była radosną dziewczyną, niestety zdarzenie, które miało miejsce zeszłego lata, wszystko zmieniło. W dramatycznych okolicznościach umiera jej starsza siostra, Emily. Sophie była przy śmierci siostry i czuje się winna tej tragedii. Od tamtego czasu dziewczyna cierpi na ataki paniki, ewidentnie ma zespół stresu pourazowego. Nie może jeść, spać, wszędzie widzi zmasakrowane ciała i ogień. Ten stan uniemożliwia jej normalne funkcjonowanie w społeczeństwie, do tego dochodzi sypiąca się przyjaźń, problemy w szkole oraz w domu, Sophie nie może odbudować więzi z matką, która również nie radzi sobie z tą bolesną stratą. Dwie kobiety walczą o odzyskanie dawnego życia, a przede wszystkim o odnalezienie wspólnego języka i pogodzenie się z utratą ukochanej osoby. Kiedy Sophie poznaje Rosę-Leigh, w jej życiu zaczynają zachodzić powolne zmiany, nowa znajomość staje się dla niej odskocznią od bolesnej codzienności, poza tym dzięki nowej koleżance, nasza bohaterka uczy się uwalniać swoje emocje za pomocą poezji.

Książka jest w formie pamiętnika, który dla Sophie ma terapeutyczną moc. Forma osobistych zapisków doskonale sprawdza się w tej historii. Pierwszoosobowa narracja, plus analiza każdego dnia nastolatki, pozwala ujrzeć wszystkie kumulujące się w niej emocje. Sophie została zmuszona do szybkiego dorastania i musi sobie radzić z wieloma trudnymi tematami, jest wręcz pozostawiona sama sobie, gdyż jej mama izoluje się w swojej rozpaczy i wszelkie próby podjęcia tematu kończą się fiaskiem. Niestety ta niespodziewana dorosłość nie idzie w parze z doświadczeniem, dziewczyna jest zagubiona i popełnia błędy. Podejrzewam, że jej osoba może irytować co niektórych czytelników, gdyż Sophie bywa egocentryczna, marzy o bliskości z mamą, jednocześnie ją odrzucając, jednak należy pamiętać, że śmierć bliskiej osoby jest ogromnym i bolesnym ciosem, który powoduje emocjonalną burzę, dlatego portret psychologiczny tej zagubionej nastolatki wypada bardzo autentycznie i jej rozchwiane zachowanie wydaje się jak najbardziej prawdziwe.

Warto też zauważyć, że dużo wydarzeń rozgrywa się w szkole i wśród znajomych Sophie. Takie środowisko jest okazją do pokazania wielu istotnych problemów dotyczących młodzieży, np. uzależnienia alkoholowego, zaburzenia odżywiania, złych związków, a nawet terroryzm. Na przykładzie różnych charakterów, zostały pokazane typowe zachowania, oraz te podpadające pod niemoralne i zepsute. W powieści mamy ukazany problem, ale też drogę do jego rozwiązania, być może owe rozwiązania nie są odkrywcze, ale przecież najczęściej zapomina się o tym co oczywiste i najskuteczniejsze.
Dodam jeszcze, że tak naprawdę nie wiemy co stało się siostrze bohaterki, notatki Sophie powoli odkrywają ponurą tajemnicę, po drodze zostają podsunięte czytelnikowi małe podpowiedzi, jednak dopiero przy końcu książki poznajemy koszmarne wydarzenia. Podczas tej wspólnej drogi z Sophie, towarzyszą nam wspomnienia o Emily. W swojej pamięci nastolatka wraca do zdarzeń z udziałem siostry, często prozaicznych, niekiedy przykrych, retrospekcje te są bardzo wyraźne i potęgują dramatyzm książki.

Proza Alice Kuipers jest bardzo subtelna i emocjonalna, trudno jest wrazić wszystkie emocje towarzyszące czytaniu tej książki. Nie jest to lektura z szaloną akcją i rozrywkową fabułą. Treść jest melancholijna, ale dająca nadzieję. Na pewno jest to interesująca pozycja, dla osób które chcą poznać coś całkiem innego, odbiegającego od standardu literatury młodzieżowej. Mnie ta książka zachwyciła, dlatego z czystym sumieniem polecam ten poruszający pamiętnik.

Moja ocena 5/6
Czytaj dalej »

Jak zjeść słonia

Karolina Kubilus

JAK ZJEŚĆ SŁONIA

Wydawnictwo: Replika
Data: 2012
Stron: 300




Własnego szczęścia nie da się zaprojektować”, zdanie to, będące wstępem do opisu książki Karoliny Kubilus „Jak zjeść słonia”, najtrafniej odzwierciedla koleje losu powieściowej bohaterki. Ala jest młodą kobietą, która pozornie ma poukładany świat. Pracuje jako projektantka wnętrz, jest w stałym związku z Robertem i wynajmuje wygodne mieszkanko. Wydaje się, że nic jej do szczęścia nie potrzeba... Niestety los bywa przewroty, w bardzo krótkim czasie Ala dowiaduje się, że właściwy facet, nie jest właściwym facetem, praca niekoniecznie jest stała, wynajmowane mieszkanie przyjdzie jej dzielić z czarnoskórym studentem medycyny, a nadmiaru kilogramów wcale nie jest łatwo się pozbyć. Stabilizację diabli wzięli. Jakby tego mało na horyzoncie pojawia się uroczy doręczyciel pizzy i natrętny zadurzony w niej biznesmen. Perypetie życiowe Ali, odbywają się pod ostrzałem wścibskiej sąsiadki i wiecznie wtrącającej się mamy. Gdyby nie Beatlesi, przyszłoby jej oszaleć.

Karolina Kubilus
Karolina Kubilus debiutowała w 2011 roku powieścią „Serce nie słucha” w której to samotna mama, boryka się z codziennymi problemami. W swojej drugiej książce autorka nie odbiegła od tematu kobiet zmagających się z licznymi życiowymi problemami, bo kiedy niebo wali się na głowę, Ala musi dzielnie przeć do przodu, walcząc o swoje szczęście. 
Nie myślcie jednak, że opowieść o tej młodej kobiecie jest nostalgiczna, nic z tych rzeczy, historia jest optymistyczna, a poza tym możemy z niej wynieść jedną z życiowych mądrości: Jak zjeść słonia?, po kawałku. Jeśli życie Cię przerasta, boisz się, że nie dasz rady to... zacznij od małych kęsów, wtedy duży problem, powoli, powoli odSłoni Ci słońce.
Jak zjeść słonia” to bardzo sympatyczna opowieść, z barwnymi postaciami, wykreowanymi z prawdziwą pieczołowitością, które idealnie wpasowują się we współczesne tło. Postać bohaterki, zapewne będzie bliska większości młodym, zabieganym kobietom, które marzą o atrakcyjnej pracy i idealnym, ukochanym mężczyźnie. Jednak marzenia to nie wszystko, często beznadziejne dni wpędzają w pesymistyczny nastrój, czarnowidztwo rośnie jak potworek z reklamy Danio, a lustro bezlitośnie pokazuje ludzika Pirelli zamiast Anji Rubik, chciałoby się rzec, ech życie... w takim świecie musi sobie radzić nasza Ala, na szczęście sześcioletni, rezolutny Kacperek potrafi, wywołać uśmiech nie tylko na buzi naszej bohaterki, jego monologi bawią do łez i sprawiają, że spojrzymy na świat z innej perspektywy.

Książka napisana jest prostym, przystępnym językiem. Czyta się ją bardzo sprawnie, tym bardziej, że nie brakuje w niej humoru i odwołań do prawdziwych wydarzeń, przez co opowieść nabiera realnego charakteru, a tym samym, łatwiej jest identyfikować się z bohaterami, którzy przeżywają liczne kłopoty i rozterki.
Pomimo mojej sympatii do książki, nie mogę napisać, że fabuła jest nad wyraz oryginalna i nieprzewidywalna, chociaż na wiele momentów nie byłam przygotowana. Autorka potrafiła wprawić w konsternację swoich bohaterów, jednocześnie zaskakując czytelnika, jednak według mojej oceny to za mało, żeby uznać lekturę za nietuzinkową lub odkrywczą, tym bardziej, że w treści trafimy na stereotypy, ostatnio dość często eksploatowane w tego typu pozycjach. Mimo tych kliku niedoskonałości, powieść „Jak zjeść słonia” jest sympatyczną historią, z której bije ciepło i radość, to książka na smutki i nagłe spadki endorfin, jest jak dobry lek na poprawę humoru, chciałoby się powiedzieć: Czytajmy na zdrowie!

Moja ocena 4/6

Korzystając z uwielbienia Ali do Beatlesów, posłuchamy coś dla jej przyjemności ;)




Czytaj dalej »

Zielonooki demon

Jaye Wells

ZIELONOOKI DEMON

Wydawnictwo: Rebis
Data: 2012
Stron: 396




Urban fantasy to gatunek, który potrafi oczarować czytelnika magiczną otoczką, ale też skutecznie zniechęcić nadmierną ilością nadnaturalnych osobników, kręcących się bez ładu i składu po „ludzkich” ulicach. Zazwyczaj z wielkim dystansem podchodzę do książek w których główny bohater, to pałający chęcią zemsty wampir, czy też jak w przypadku „Zielonookiego demona”, zabójcza Sabina Kane, potomkini maga i wampirzycy. Z lękiem zasiadłam do czytania tej książki, jednak już po kilku stronach stwierdziłam, że oj, będzie się działo, historia jest dynamiczna i co najważniejsze, wciąga. Zacznę jednak od początku.

Zielonooki demon” to trzeci tom opowiadający o perypetiach życiowych Sabiny Kane, znanej z „Rudowłosej” i „Maga w czerni”. Sabina to indywidualistka, wyszczekana, obłędna krzyżówka magicznych istot, która dawniej była zabójczynią na usługach swojej wampirzej babki Lawinii. Tym razem przyjdzie jej stanąć do diabelnie trudnej walki. Jej siostra Maisie zostaje porwana przez Lawinię. Trwa wyścig z czasem, Sabina musi uratować bliźniaczkę, powstrzymać babkę przed przywołaniem Kaina, ojca wszystkich wampirów oraz pośredniczyć w pakcie pomiędzy magami i wampirami. W tej niesamowicie trudnej akcji, pomaga jej seksowny nekromanta, Adam Lazarus i demoniczny sługa, Giguhl. Ta zgrana drużyna wyrusza do Nowego Orleanu, gdzie dołączy do nich kapłanka wudu oraz wróż-transeksualista, gwiazda Drag Queen, Brooks alias Pussy Willow. Atmosfera miasta, plus zbliżający się Halloween, da naszym bohaterom nieźle w kość, zapowiada się zadymka wszech czasów.


Ubolewam nad tym, że nie czytałam wcześniejszych tomów tego cyklu, gdyż najprawdopodobniej straciłam okazję do dobrej zabawy, bo sądząc po tej części, musiało być interesująco. „Zielonooki demon” ma nadzwyczajne tempo akcji, non stop trafiamy na krwawe pojedynki, makabryczne rytuały i nagłe pojawienia się, jak nie magów, to jeszcze innych stworzeń spod znaku „hokus pokus”. Ta energiczna fabuła obfituje w ostre dialogi i cięty humor, nie brakuje też dyskretnego erotyzmu, wywołanego przez bliskie spotkania Sabiny i Lazarusa, zresztą nasza superbohaterka, nie tylko będzie musiała się zmierzyć z budzącym w niej uczuciem do nekromanty, ale też stoczyć wewnętrzną walkę z duchami przeszłości, które mają wpływ na jej związki... międzyludzkie.
Jaye Wells udało się powołać do życia bardzo oryginalne i sympatyczne postacie. Moje serce skradł kot-demon Giguhl, jego dowcip i celne riposty mają moc, być może ten intrygant nie grzeszy subtelnością, ale jako przyjaciel spisuje się na medal. Brooks, przepiękna kapłanka wudu Zen, a nawet bohaterzy, którzy zjawiają się na kilka chwil, są doskonale stworzonymi postaciami. Ich kreacje są dopracowane i mimo że są zjawiskową, nadprzyrodzoną drużyną, to autorka podarowała im ludzkie cechy, które dopełnia zdolność do empatii, taki zestaw cech sprawia, że książkowych bohaterów da się lubić i w momencie przeczytania ostatniej strony, chce się więcej i więcej.

Teoretycznie książka jest na tip top, co prawda zdarza się, że postać Sabiny blaknie na tle innych wyraźniejszych kreacji, poza tym jej osoba czasami dziwi, no wybaczcie, wampir, który w normalnych warunkach rozszarpuje swoje ofiary na strzępy i żłopie krew litrami, słabnie na widok igły i dostaje mdłości na myśl o galaretce z głowizny, wypada śmiesznie, ale być może tak miało być, cóż, do mnie to nie trafia.
Momentami irytuje też język powieści, który jest szorstki, niekiedy drętwy, oprócz tego brakuje konsekwencji w użyciu jednego stylu, na szczęście po kilku rozdziałach idzie się przyzwyczaić do tej formy i cieszyć w pełni z tej przebojowej opowieści.

Zielonooki demon” nie należy do literatury ambitnej, ale jest doskonałą rozrywką i z całą pewnością miłośnicy gatunku nie będą rozczarowani tą porywającą historią rozgrywającą się w atmosferze Nowego Orleanu, gdzie jedną z głównych atrakcji są... cmentarze. W książce aż roi się od efektownych pojedynków, ciekawych dysput i niekonwencjonalnych bohaterów, okazji do przeczytania tego tomu nie należy przepuścić.

Moja ocena 4+
Czytaj dalej »

Czerwony Hotel

Graham Masterton

CZERWONY HOTEL

Wydawnictwo: Rebis
Data: Premiera 13-06-2012
Stron: 304



Graham Masterton (autor ponad 100 książek, wielokrotnie wyróżniany międzynarodowymi nagrodami, m.in. Edgar Allan Poe Award, Srebrny Medal „West Coast Raview of Books”) to pisarz do którego żywię wielki sentyment. Jego książki zaczęłam pochłaniać mając niewiele lat, za pewne gdzieś w granicach dwunastego roku życia, skutecznie straszył mnie „Dżinn”, „Manitou” czy „Kostnica”, mało tego, przez lata owej nieustającej sympatii uzbierałam niezłą kolekcję powieści tego brytyjskiego autora horrorów i thrillerów, a także powieści historycznych i romansów. Mimo że Mastertona lubię i chętnie czytuję to nie jestem bezkrytyczna wobec jego prac, które rodzą się jak grzyby po deszczu, samo przez się bywa, że ich jakość jest, hmm... powiedzmy wątpliwa. Nie przeszkadza mi to jednak wskakiwać w znajome klimaty, które sprawiają, że włosy się jeżą, a dreszcz niepokoju wywołuje nerwowe tiki.

Tym razem wydawnictwo Rebis obdarzyło fanów Grahama Mastertona powieścią „Czerwony Hotel” w której przepowiadająca przyszłość Sissy Sawyer, znana ze „Złej przepowiedni” i „Czerwonej maski” będzie musiała stawić czoło krwiożerczym duchom. Pewnego dnia do Sissy przyjeżdża jej bratanek Billy w towarzystwie swojej dziewczyny T-Yon. Wizyta nie jest bezinteresowna, jak się okazuje, młodą kobietę nawiedzają przerażające koszmary, w których jej brat, Everett odgrywa znacząca rolę. Sissy korzystając ze swoich kart DeVane odkrywa potworne wizje. Bez wahania zamierza pomóc T-Yon. Planuje udać się do Luizjany, gdzie Everett szykuje wielkie otwarcie Czerwonego Hotelu, niestety nagłe zniknięcie pokojówki, niepokojące plamy krwi, a także dziwne dźwięki, są zapowiedzią wielkich problemów. Najprawdopodobniej duchy poprzednich właścicieli, pragną się zemścić, pytanie co w nich wzbudza tak wielką złość i jak ich powstrzymać...

Bez zbędnych wstępów, książka mnie nie zawiodła, takiego Grahama Mastertona lubię. Według mnie jest jednym z najlepszych pisarzy horroru i opowieści z dreszczykiem. „W Czerwonym Hotelu” autor stworzył genialny klimat, Luizjana z nastrojowym miastem Baton Rouge pachnie magnolią i brzmi jazzem, jest tak prawdziwa, że trudno się oprzeć temu realnemu tłu, aż chciałoby się dotknąć hotelowych krzeseł, obitych czerwonym pluszem. Zderzenie eleganckiego hotelu, ze skondensowaną złą energią płynącą z duchów, powoduje ciekawy, niepokojący efekt i wzmaga uczucie trwogi.
Dość interesująco autor zestawił bohaterów, mamy medium, kapłankę voodoo, a także sceptyków twardo stąpających po ziemi. Każda z tych postaci przedstawia swój punkt widzenia - często dość kontrowersyjny - na zaistniałą sytuację. Tak więc, oprócz dreszczu emocji możemy pogłówkować nad paranormalnymi zjawiskami. Masterton doskonale czuje się w nadnaturalnych klimatach, jak mało kto potrafi stopniować napięcie i sprawić, że czytelnik zostaje pochłonięty przez opisywaną historię.
Czerwony Hotel” naprawdę wciąga, tym bardziej, że przystępny język, interesujące opisy urokliwego hotelu, jak również (nieuniknione w przypadku horroru) dosadne wręcz obrzydliwe relacje z miejsc „ucztowania” odrażających duchów, powodują szybsze przewracanie stron. Stali czytelnicy powieści Grahama Mastertona być może nie będą specjalnie zaskoczeni historią z Sissy Sawyer w roli głównej, gdyż autor jest niezmienny w swoim stylu, można nawet powiedzieć, że jest lekko przewidywalny, jednak... komu to przeszkadza, skoro książka dostarcza emocji i jest interesującą rozrywką, mnie absolutnie nie. Szczerze zachęcam do poznania „Czerwonego Hotelu”, być może lektura ta, będzie początkiem ciekawej znajomości z twórczością tego autora.

Moja ocena -5/6

 Graham Masterton urodził się w Edynburgu 16 stycznia 1946 roku. Jego dziadkiem był Thomas Thorne Baker, znakomity naukowiec, który wynalazł DayGlo i jako pierwszy przekazał zdjęcia przez radioodbiornik. Po ukończeniu szkoły Whitgift w Croydon pracował jako dziennikarz w „Crawley Observer”. W wieku 24 lat został mianowany na współpracownika „Penthouse” i „Penthouse Forum”. Początkowo pisał poradniki seksuologiczne, jednym z których była „Magia seksu”. Zadebiutował jako autor horrorów w 1976 roku książką o tytule „Manitou”, na podstawie której po dwóch latach nakręcono film o tym samym tytule. Od tej pory Graham wydał ponad 40 horrorów(...) napisał ponad sto nowel, a poza nimi pisze również thrillery, powieści historyczne, horrory, nowele o klęskach żywiołowych, nowele dla dzieci, opowiadania, jak również sagi historyczne. Jego trzy opowiadania zostały sfilmowane dla Tony’ego Scotta, twórcy telewizyjnego serialu „The Hunger”. Graham Masterton jest autorem ponad 100 książek, które zostały przetłumaczone na 18 języków. W 1999 roku powstała biografia Mastertona zatytułowana „Manitou Man”. Masterton jest stałym współpracownikiem „Cosmopolitan”, „Men’s Health”, „Nowa Fantastyka”, „Woman” i „Woman’s Own”. Wraz z żoną i trzema synami mieszka w gotyckiej wiktoriańskiej rezydencji w domku nad rzeką Lee w Cork (Irlandia) w Irlandii. *

Czytaj dalej »

Pokoje do wynajęcia

Valerio Varesi

POKOJE DO WYNAJĘCIA

Wydawnictwo: Rebis
Data: Premiera 13-06-2012
Stron: 296



Dobrych kryminałów jest jak na lekarstwo, dlatego niezmiernie  cieszy mnie zbliżająca się premiera książki włoskiego pisarza, jak również zawodowego dziennikarza „La Repubblica” Valerio Varesi, „Pokoje do wynajęcia”. Ten wielokrotnie wyróżniany pisarz, niestety niezbyt dobrze znany na naszym rodzimym rynku, zaprasza czytelników do północnych Włoch, a dokładniej do mglistej Parmy.

Boże Narodzenie zbliża się wielkimi krokami, migoczące światełka choinek oraz powoli wyludniające się ulice, zapowiadają spokojny czas. Niestety zimowe, nudnawe popołudnie burzy informacja o makabrycznym mordzie. W centrum miasteczka zostaje zamordowana stara kobieta, wszystkim znana właścicielka stancji, Giuditta Taglivani. Sprawę prowadzi komisarz Sonerii, bardzo oryginalny przedstawiciel włoskiej władzy, charyzmatyczny aczkolwiek mrukliwy i oschły osobnik. Szukając rozwiązania tego tajemniczego zabójstwa będzie musiał zmierzyć się z demonami przeszłości, a także po raz kolejny dowie się jak bardzo pozory mogą mylić. Ciemne zaułki starego miasta okażą się miejscem w którym kwitnie nierząd, korupcja, nielegalne aborcje i gdzie wiecznie żywa jest wiara w gusła. Tym razem Włochy nie będą ciepłym i przyjaznym miejscem.

Czytając „Pokoje do wynajęcia” natrętnie nasuwało mi się określenie kryminał noir, być może jest ono przesadzone, jednak atmosfera nieustającej melancholii, mgła spowijająca Parmę, jak również postać gburowatego komisarza, cynicznego wrażliwca z tlącym się cygarem, tworzyła w mojej głowie obrazy z przewagą black, bardzo pesymistyczne i niepokojące. Klimat północnych Włoch, w których pod pelerynką subtelności ukrywają się intymne grzeszki mieszkańców, polityczne zatargi, szantaże i ideały, nakłada się na zwykłą codzienność, w której nasz komisarz musi sobie radzić z osobistym dramatem oraz trudami pracy w policji. Ta realna historia została napisana idealnym stylem. Autor jest bardzo przekonujący w swoim warsztacie pisarskim, który jest niesamowicie autentyczny i emocjonalny. Bardzo podobały mi się w treści poetyckie akcenty oraz zdania podpadające pod życiowe mądrości. Wyśmienite pióro pisarza w połączeniu z przemyślaną, dopracowaną w każdym calu intrygą (chociaż niekoniecznie oryginalną) i mistrzowskimi dialogami, tworzy warte uwagi połączenie, co do jednego nie mam żadnych wątpliwości, Varesi wie co robi i robi to dobrze.
Leniwa aura włoskich uliczek, klimat intymności, woń szronu przycupniętego na żywopłotach, unikatowy styl oraz osobliwe kryminalne tło, to atut tej powieści. Szczerze polecam „Pokoje do wynajęcia”, lekturę absorbującą i niezapomnianą.

Moja ocena 5/6
Czytaj dalej »

Jestem...a "Zuzanna nie istnieje" Marta Fox


Witam serdecznie po dłuuugiej przerwie. W atmosferze chaosu i ciągłego pędu dwa miesiące (z niewielkim hakiem) szybko upłynęły. Nareszcie mogę się cieszyć domowym ciepełkiem i spokojem. Co prawda błogiego lenistwa nie będzie, wszak przypływ gotówki do czegoś zobowiązuje np. do małego remontu, ale w końcu od czego ma się w domu silne, męskie ręce ;). Jednak znając życie, nie uda mi się wymigać od obowiązków, ale na czytanie czas musi się znaleźć tym bardziej, że ostatnie dwa miesiące nie sprzyjały lekturze, przez co jestem nieziemsko spragniona słowa pisanego.

Z przykrością stwierdzam, że przez ten nieszczęsny czas przeczytałam tylko jedną książkę, tak, tak, tylko jedną. Przyjaciółka uratowała mnie powieścią Marty Fox „Zuzanna nie istnieje”. Kilka zdań (pozycja czytana w kwietniu) na temat lektury. 

Marta Fox

ZUZANNA NIE ISTNIEJE

Wydawnictwo: Literackie
Data: 2011
Stron: 307


Do książki zabrałam się z wielkim zapałem. Zmysłowa okładka i intrygujący opis obiecywał niesamowite wrażenia... obiecywał (obiecanki cacanki). 
Tytułowa Zuzanna jest piękną i niesamowicie samotną kobietą, która pod wpływem, powiedzmy impulsu, zaprasza nieznajomego mężczyznę na niezobowiązujące tete-a-tete. Paweł przyjmuje zaproszenie, boska kobieta z ustami w kształcie odwróconej trójki robi na nim ogromne wrażenie. Ten przystojny informatyk jest zafascynowany Zuzanną,  zresztą, inicjatorka spotkania również nie pozostaje obojętna na urok swojego towarzysza. Kiedy mija noc w blasku dnia, gnie ślad obecności Zuzanny. Jak odnaleźć kogoś o kim się nic nie wie?

Historia pachnie banałem, dwoje samotnych, doświadczonych boleśnie przez los ludzi, niespodziewanie wpada w machinę przypadku, tudzież przeznaczenia. W boleśnie poranionych duszach, rodzi się fascynacja, tworzą się fantazje i to co nieuniknione, idealizowanie partnera. Całkiem zwyczajnie, ale na szczęście autorka w swojej powieści zaserwowała czytelnikom kilka zaskakujących akcentów, jak choćby ciekawą zabawę czasem. Poza tym historia jest bardzo emocjonalna, lekko erotyczna.  Marta Fox posługuje się interesującym stylem tworząc zmysłowy klimat, chociaż momentami męczący, gdyż nadmiar metafor i poetyckość treści przytłacza, i zaciąga ckliwością. 
Na wielki plus zasługują drobiazgowe portrety psychologiczne bohaterów, znamy dokładnie ich przeszłość, a także wszystkie, absolutnie wszystkie myśli. Pomimo „bliskiego spotkania” z Pawłem i Zuzanną, jakoś nieszczególnie się z nimi zaprzyjaźniłam, ale nie przeszkadzało mi to życzyć im powodzenia. Żałuję też przewidywalnego zakończenia, cóż, pomysł na fabułę ciekawy, ale całość jest jak bajka, a nie od dziś wiadomo jak bajki się kończą.

Zuzanna nie istnieje” to intrygująca i refleksyjna opowieść o miłości, cierpieniu i szczęściu. Mieszanka iście wybuchowa, która może wywołać mieszane uczucia, mimo to książkę jak najbardziej polecam, w końcu nowe doświadczenia mogą być początkiem czegoś fascynującego.

Moja ocena 4/6


 
Czytaj dalej »