Pożegnanie, ale... nie na zawsze.

Smutno mi. Po raz kolejny wyjazd w daleki świat bardzo mnie zaskoczył. Wczoraj wieczorem dowiedziałam  się, że ustalona została data wylotu - na jutro, w samo południe!. Takie potraktowanie tematu, wnerwiło mnie okropnie. Na szybkiego zakupy, plus załatwianie spraw urzędowych i lekarskich wprowadziło w mój żywot zamęt totalny...

Niestety przez dwa miesiące mój blog będzie miał zastój, gorzej że przez całe 60 dni nie przeczytam ani jednej książki, ponieważ kilkunastogodzinna praca przez sześć dni w tygodniu, całkowicie wyklucza tego typu relaks, załamka, nic tylko wyć do księżyca.

Żeby nie przedłużać i nie roztkliwiać się za bardzo... będę tęsknić, życzę wszystkim ciekawych lektur, multum czasu na czytanie i samych pięknych dni, no i proszę czekać na mnie, bo ja oczywiście wrócę :) Pozdrawiam serdecznie, z końcem maja się zjawię.
Czytaj dalej »

Wybrana

Rafał Kosowski

WYBRANA

Wydawnictwo: Vocatio
Data: 2011
Stron: 360




Wielkimi krokami dotarliśmy do końca trylogii, „Wybrana” to trzecia, a za razem ostatnia część cyklu „Dzień, w którym upadł Kanaan” Rafała Kosowskiego.
Tom zaczyna się w chwili kiedy Jerycho zostaje podbite przez Hebrajczyków. Rachabe - była królowa – przebywa wraz z rodziną i przyjaciółmi w obozie Izraelitów. Mimo zmiany stylu życia czuje, że nie powinna mieszkać wśród ludu wybranego, targają nią wątpliwości związane z wiarą w jednego Boga, oprócz tego nie może wybaczyć Wszechmogącemu, że dopuścił do śmierci jej ukochanej córeczki. Pomimo że Bóg sądzi sprawiedliwie to wydaje się jej być okrutnym i wymagającym. Rachabe toczy wewnętrzną walkę. Tymczasem w obozie panuje gorączka przygotowań do podboju Kanaanu, zaś grody tego pięknego rejonu mobilizują siły do walki z wojskami ludu Jahwe. Na czoło konfliktu wysuwa się Murtekh (brat Hetammu) chcący dokonać zemsty. Wszystkie siły w Niebie i na Ziemi szykują się do wielkiego starcia.

Jak można się domyślić motywem przewodnim tej części są przygotowania do podboju przez Izraelitów Kanaanu oraz monoteizm czyli wiara w jednego Boga. W „Wybranej” nie natrafimy już na krwawe obrzędy i rozpustne zabawy, ale na zasady uczciwego postępowania, a także rozważania stricte religijne. Jahwe ukazany jest jako ten, który stawia wysokie wymagania swojemu ludowi, a za nieposłuszeństwo bardzo surowo każe, jednak potęga jego łaski jest wielka. W powieści podkreślane są zalety monoteistycznej wiary, człowiek mając opiekę i wsparcie Siły Wyższej (imię Boga w Judaizmie jest zbyt święte by człowiek mógł je wymawiać) w obliczu okrucieństwa ochroni się w świetle i miłości swego Pana.

Tom ten jest bardzo absorbujący, jednak muszę przyznać, że lekko mnie rozczarował. Po bardzo dobrej „Qedeshy” liczyłam, że ostatnia część będzie wielkim wydarzeniem, niestety nie stało się tak jak planowałam. Oczywiście „Wybrana” jest interesującą książką, jednak jest w niej coś co sprawia, że czujemy niedosyt. Teoretycznie jest ona lepsza od pierwszej części, ponieważ zachowana jest większa spójność tekstu, język stał się łagodniejszy, toczy się bój sił anielskich z demonami, a historia pomimo widowiskowych walk i rozlewu krwi zyskała pewną łagodność, to jednak coś zawiodło.

W książce pojawiły się nowe ekscytujące postacie, jak również te znane i lubiane z poprzednich części, „lepiej” też dał się poznać Muretekh krwiożercy brat Hetammu, nie ustępujący mu miejsca w okrucieństwie i przebiegłości. Pomimo że plejada oryginalnych bohaterów sprawia, że powieść tchnie świeżością, to jednak brakowało mi wyjaśnienia losów Gemre i jego żony oraz maga Ulisukmi, były to postacie intrygujące i nadające mrocznej strony całej opowieści, zdawkowe potraktowanie tych bohaterów uważam za niewłaściwe w końcu jakby nie było od nich zaczęła się cała historia i wypadałoby poświęcić im znacznie więcej uwagi. Zastanawia mnie też pojawienie się w środku powieści rozdziału przedstawiającego apokalipsę, w którym to, cytuję: Planeta Ziemia stawiła się przed Bożym Trybunałem. Jak najbardziej jest to ciekawa wizja, nawiązująca do współczesności, jak choćby do Matrixa, Second Life i Al – Kaidy i czyta się ją wyśmienicie, gdyż mroczy świat potępieńców z różnych czasów, powoduje że cierpnie skóra, to jednak nie do końca rozumiem skąd takie umiejscowienie, bo taki tekst chętnie widziałabym np. w epilogu. Niestety zmuszona jestem też pomarudzić na zakończenie, ach, ach i ach dlaczego tak szybko?!. Autor na kilku stronach rozprawił się z wieloma istotnymi zagadnieniami, ucinając wszystkie emocje towarzyszące czekaniu na rozwiązanie pewnych tematów. Nie wiem czym ten pośpiech był spowodowany, w każdym razie zakończyłam trylogię z lekkim rozczarowaniem.

Gdybym miała w kilku zdaniach podsumować tę serię, to byłby z tym nie lada kłopot. Z jednej strony trylogia „Dzień, w którym upadł Kanaan” jest pasjonującą lekturą przenoszącą czytelnika na terytoria Starożytnego Bliskiego Wschodu , w czasy gdzie ludzie oddają cześć okrutnym bogom i nieokiełznanym żądzom, gdzie toczy się walka między dobrem i złem, a fabuła w dużej mierze opiera się na biblijnych przypowieściach. Z drugiej strony jest to cykl niepozbawiony wad, w opowieści występuje nadmiar postaci i zdarzeń, wprowadzający  dezorientację, do tego skomplikowana terminologia i trudna tematyka nie ułatwia poznania lektury. Można powiedzieć, że powieść ma tyle zalet ile wad, jednak jakkolwiek by nie patrzeć warto poznać trylogię Rafała Kosowskiego, bo to powieść o boskiej potędze, która jest jedynym światłem, poza tym jest to ponadczasowa saga o ludzkich namiętnościach i wyborach.

Moja ocena: 4/6

Ocena trylogii 4/6 


Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Vocatio, a także portalowi Sztukater za jej udostępnienie.
Czytaj dalej »

Fonsito i księżyc

Mario Vargas Llosa

FONSITO I KSIĘŻYC

Wydawnictwo: Znak Emotikon
Data: 2011
Stron: 40


Mario Vargas Llosa to najwybitniejszy współczesny pisarz, laureat literackiej nagrody Nobla w 2010 roku. Jego powieści m.in. „Pochwała macochy”, „Ciotka Julia i skryba”, „Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki” czy „Miasto i psy” są znane wszem wobec, nawet jeśli ktoś nie czytał tych pozycji, to tytuły na pewno kojarzy. Bardzo lubię prozę tego peruwiańskiego pisarza, jest w niej wiele emocji, niedopowiedzeń i łamania tabu, więc jak tylko ukazała się książka „Fonsito i księżyc” (dedykowanej najmłodszym), moja wyobraźnia błyskawicznie się uruchomiła, bo za żadne skarby nie mogłam pojąć tego, że Llosa może napisać bajkę.


Traf chciał, że na prezent dostałam tę pozycję. Nawet sobie nie wyobrażacie jak wielkie było moje zdziwienie na widok tej książki. Mało tego, że lektura liczy sobie zaledwie czterdzieści stron, to dokładnie w stu wersach została zamknięta historia chłopca imieniem Fonsito, który pragnął pocałować najładniejszą dziewczynkę w klasie. Niestety Nereida pozwoli dać sobie buziaka tylko wtedy, kiedy Fonsito podaruje jej księżyc z nieba. Przed chłopcem czeka wielkie wyzwanie, teoretycznie niemożliwe do wykonania.

Bajkę czyta się błyskawicznie, jest ona sympatyczną opowieścią o tym jak realizować własne marzenia i nie poddawać się, nawet jeśli cel wydaje się nieosiągalny. Urok tej pozycji tkwi w tym, że w prostocie słów ujęty został czar dziecięcej radości i fantazji, poza tym dorosły czytelnik dzięki szczerej oraz odważnej postawie chłopca, może przenieść się do lat kiedy to nie było rzeczy niemożliwych, a jedno zadanie miało setki rozwiązań, co ważniejsze miłość była prawdziwa i silna. 
Oczywiście można przyjąć, że historia Fonsita jest metaforą czegoś znacznie głębszego, wszak nasz bohater to mały, przebiegły, intrygant z powieści „Zeszyty don Rigoberta” i „Pochwały macochy” , natomiast w tej historyjce jego postawa zmienia się o 180 stopni, jest słodkim, nieziemsko uroczym dzieciakiem, który chce tylko i wyłącznie całusa od czarnowłosej Nereidy. Arystoteles podkreślał, że dobra metafora powinna przypominać zagadkę, a jej ułożenie wymaga dostrzeżenia podobieństw w rzeczach niepodobnych. Bogiem a prawdą, nie chcę doszukiwać się czegoś, czego być może wcale w tej opowieści nie ma, dla mnie jest to urocza bajka o pierwszym zauroczeniu, a przed wszystkim o spełnianiu marzeń.

Na zakończenie dodam, że oprawa graficzna tej pozycji jest doskonała, jednak w tym momencie pojawia się jeszcze jedna myśl. Kto tak naprawdę jest targetem tej książki?, bo jeśli dziecko, to pomimo uroku książeczki, za tę cenę wolałabym kupić maluchowi np. baśnie braci Grimm, a jeśli to zakamuflowana historia dla dorosłych, to jednak wolę poczytać coś znacznie bardziej absorbującego. 
Podsumowując „Fonsito i księżyc” to przyjemna, piękna historia, zapewne konieczna dla koneserów prozy Llosy, gdyż warto mieć w swoim zbiorze opowieść tak inną od reszty prac autora. Dla pozostałych czytelników będzie to oryginalne spotkanie z chłopcem, dla którego ściągnięcie Księżyca na Ziemię nie jest zadaniem niewykonalnym.

Moja ocena 4/6

Czytaj dalej »

Qedesha

Rafał Kosowski

QEDESHA
DZIEŃ, W KTÓRYM UPADŁ KANAAN

Wydawnictwo: Vocatio
Data: 2011
Stron: 406




Qedesha” to drugi tom cyklu „Dzień, w którym upadł Kanaan” , a tym samym kontynuacja historii o pięknej Aberes z pierwszej części pod tytułem „Perła”.
Poprzednia część zakończyła się w bardzo dramatycznym momencie, autor wiedział jak podkręcić zainteresowanie swoją trylogią, bo chcąc czy nie, po tak efektywnym finale, nie można było pozostać obojętnym na tragiczny los Aberes.

Kobieta w wyniku druzgoczących decyzji swojego męża Gemre zmuszona jest uciekać z Kiriath-Sepher. Opuszczona przez rodzinę, ostatecznie trafia do oszałamiającego Jerycha słynącego z perfum, doskonałego płótna, wyrafinowanych rozrywek, a także z... nierządu. W tym zdeprawowanym grodzie wraz z dwiema przyjaciółkami i pod przybranym imieniem Rachabe co oznacza pękniętą perłę, zaczyna prowadzić karczmę, niestety trud pracy nie łagodzi jej bolesnych wspomnień, załamana kobieta coraz bardziej się pogrąża i zostaje świątynną tancerką, parającą się również prostytucją.
W czasie kiedy była królowa coraz bardziej popada w zatracenie, w Jerychu zaczyna panować atmosfera strachu, spowodowana licznymi zwycięstwami Hebrajczyków, którzy kierują się wprost pod słynne mury miasta. Zaniepokojony król, wysyła swoich szpiegów aby wybadali przeszłość Rachabe, jakby tego było mało, uciekinierkę odnajduje jej największy prześladowca, Hetammu.

Według mojej oceny „Qedesha” jest tomem o zdecydowanie dynamiczniejszej akcji niż pierwsza część. Oczywiście autor, Rafał Kosowski jest konsekwentny w swoim warsztacie pisarskim, więc i tym razem czytelnika czeka wiele retrospekcji, jak również łamania języka na dość trudnej terminologii. Na szczęście mam dwie dobre wiadomości. Pierwsza jest taka, że ten kto czytał „Perłę” nie będzie miał problemu z rozszyfrowaniem tego, kto jest kim i skąd pochodzi, gdyż nazewnictwo oraz genealogia wraz z czytaniem sprawnie się utrwala. Druga dobra wiadomość jest taka, że czytelnicy, którzy nie mieli przyjemności poznać pierwszej części, nie zabłądzą w „Qedeshy”, ponieważ wspomnienia bohaterów wyraźnie naświetlają przebytą przez nich drogę.

Wyśmienicie czytało mi się tę powieść, być może jest to zasługa rozbudowanego wątku Rachabe, przez co książka momentami nabierała większej subtelności. Szereg interesujących kobiecych postaci, dostarczał wielu ciekawych spostrzeżeń, dowcipnych dialogów i tchnął delikatnością. Jednak na równi z kobiecym akcentem w opowieści rządzi surowe męskie ego, naturalistyczne opisy walk, makabryczne rytuały oraz sakralna prostytucja. Jerycho to gród znacznie gorszy niż Sodoma i Gomora. Wynaturzenie ludzkie osiągnęło zenit, na ulicach ku uciesze nienasyconej publiki odbywają się seksualne orgie, zaś składanie ofiar z dzieci jest ogólnie akceptowane, nie ma żadnej boskości... jednak kara za grzechy jest nieunikniona. Naród wybrany przez Boga, zamierza zburzyć mury Jerycha i wytoczyć wojnę zdemoralizowanemu miastu.

Qedesha” to bardzo udana kontynuacja, która po raz kolejny uświadamia nam wiele istotnych spraw, m.in. obrazuje potęgę zła, które niepostrzeżenie wdziera się w umysły ludzi i sprowadza ich na drogę zniszczenia, na szczęście zawsze jest czas, żeby przejrzeć na oczy i wybrać właściwie. Polecam bardzo, wybierzcie... właściwie.

Moja ocena 5/6

Recenzja "Perły"

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Vocatio, a także portalowi Sztukater za jej udostępnienie.
Czytaj dalej »

Nasze ulubione seriale

Zasady Zabawy

1. Opublikuj u siebie na blogu logo taga.
2. Napisz, kto Cię otagował.
3. Zaproś co najmniej pięć innych blogów.
4. Wymień i opisz kilka swoich ulubionych seriali.



Zaczynamy :)

Do zabawy zaprosiła mnie giffin, nie wiem jak mi pójdzie , bo w temacie seriali - przynajmniej tych topowych - jestem lekko niedoinformowana, ale postaram się jak mogę.

Zapewne dla większości będę serialowym dinozaurem, ale cóż zrobić skoro największy sentyment mam do starych, dawnych produkcji telewizyjnych z lat osiemdziesiątych.


 Najwcześniejsze wspomnienie "Niewolnica Isaura" , serial emitowany w 1984 roku. Wikipedia podaje, że film miał 84% widownię, a podczas jego emitowania ulice pustoszały  - bardzo dobrze to pamiętam!, smarkacz wtedy byłam, ale wszyscy żyliśmy perypetiami Isaury i Leoncia (oddziaływanie serialu na emocje ludzkie uznano za fenomen socjologiczny). Zbierałam zdjęcia z bohaterami, a kiedy w 1985 roku odtwórcy głównych ról czyli Lucelia Santos  i Rubens de Falco przyjechali do Polski z radości płakałam rzewnymi łzami. 


Moje ulubione "Alternatywy 4" Stefana Barei. Oglądane kilka razy i ciągle z takim samym zainteresowaniem i rozbawieniem. Plejada świetny aktorów, na czele z Romanem Wilhelmim (Stanisław Anioł - unikatowy gospodarz domu) obnaża absurdalność ówczesnej rzeczywistości. 

"Nad wszystkim czuwa gospodarz domu
Nie da on krzywdy zrobić nikomu

Zawsze pomoże o każdej porze

O, mój Boże!"

 "Zmiennicy", serial ten od lat niezmiennie mnie bawi, ukazanie peerelowskich realiów przez pryzmat warszawskiego taksówkarza Jacka Żytkiewicza (Mieczysława Hryniewicz) jest genialne, a cytaty z filmu bawią do łez.

Lekarz: Nie wolno do środka. Kwarantanna. Może się pani zarazić.
Michalikowa:
Mnie to nie dotyczy. A w ogóle to proszę bez aluzji.


 "Czterej pancerni i pies" , tak całkiem szczerze, to nawet nie jestem w stanie policzyć ile razy widziałam ten serial, w każdym razie, wiele fragmentów znam na pamięć, mimo to za każdym razem oglądam go z takim samym rozrzewnieniem. 
Kiedy po raz pierwszy, jeszcze jako dzieciak oglądałam ten serial, marzyłam żeby wyglądać jak Marusia - piękna to była niewiasta... nie bez powodu Perfect śpiewał "za jej Poli Raksy twarz każdy by się zabić dał"- i wyjść za mąż Janka Kosa :). Niestety oba marzenia się nie spełniły.
Na szybko kilka moich ulubionych Gustlikowych powiedzonek: 
Bo z ciebie taki czołgista, jak z diabła organista. 
Koza myślała i zdechła! 
Ty pieruński kopidole!

Współczesne seriale jakoś mnie nie przekonuję, a może po prostu czasu trochę za mało...

"Nie z tego świata"  serial z sympatycznymi bohaterami i wrednymi zmorami. Widziałam pewnie kilkanaście odcinków, więc plakacik reklamujący tę produkcję jest największy :).

"Chirurdzy", oj dzieje się tam dzieje... krew się leje, serca się łamią, a oni ciągle dzielnie trwają. 

"Zaklinacz dusz" , piękna pani widzi to co inni nie widzą. Jest strasznie, ale przy okazji sympatyczno - dramatycznie.


To by było na tyle, wspomnienia to jednak fajna sprawa. 
Do zabawy zapraszam wszystkich zainteresowanych( tym bardziej, że nie pamiętam kto brał już w tym udział), chociaż chętnie poznałabym serialowe upodobania cyrysi, Isadory, Kasandry i książkozaura :)


Czytaj dalej »

Perła

Rafał Kosowski

PERŁA
DZIEŃ, W KTÓRYM UPADŁ KANAAN

Wydawnictwo: Vocatio
Data: 2010
Stron: 360



Perła to porywająca, pełna namiętności opowieść o czasach, gdy ludzie poddawali swe życie okrutnym „bogom” i nieokiełznanym żądzom” - opis intrygujący i bardzo zachęcający, mimo to z wielkim dystansem podeszłam do lektury, nie wiedzieć dlaczego bałam się, że nie podołam tej powieści, na szczęście mało kiedy ulegam pierwszemu wrażeniu i nieśmiało, ale z wielką ciekawością poddałam się tej historyczno - fantastycznej fabule.

Piękna Aberes (Perła) córka rzemieślnika zostaje żoną Gemmre, władcy jednego z grodów Kanaanu. Pewnej nocy kobietę budzi tajemniczy głos, który wiedzie ją do zakazanych podziemi. Aberes podsłuchuje niepokojącą rozmowę Hetammu z magiem Ullisukmi. Jak się okazuje planują oni - głównie za pomocą magicznych mikstur i zaklęć - wpłynąć na jej męża i zmienić jego pokojową strategię zarządzania, celem wywołania wojny, a tym samym uniezależnienia się od wielkiej potęgi Egiptu. Zaniepokojona Aberes wykorzystując swój kobiecy urok i inteligencję, próbuje wpłynąć na Gemmrę, którego żądza władzy jest coraz silniejsza. Niestety zdesperowana kobieta nie przypuszcza, jak wielkie siły nieczyste wmieszane są w niecne działania przeciwko jej ukochanemu i jak trudna czeka ją walka o spokojny los tych których kocha.

Perła” Rafała Kosowskiego to powieść bardzo oryginalna i interesująca, niestety jej walory gubią się w chaosie zdarzeń. Wiele retrospekcji wprowadza w fabule zbędny bałagan, a brak chronologii powoduje błądzenie. Pomimo że flesze dawnych wydarzeń są intrygujące, to jednak czytając zastanawiamy się, czy autor aby przemyślał konstrukcję książki, bo główny wątek czyli walka Aberes z chorymi ambicjami męża, niknie w ogromie znacznie wyraźniejszych zagadnień. Czytanie utrudnia też nawał bohaterów oraz trudnych imion i nazw własnych, co prawda są one charakterystyczne dla danego czasu to jednak wymówienie ich jest sztuką, już nie wspomnę o ich powtórzeniu lub zapamiętaniu. Drażni też twardy, męski język powieści, no szkoda, szkoda, bo czytające kobiety mogą poczuć się zlekceważone, pomimo tego że w książce jest niezwykły romantyczny wątek.

Mnie udało się przebrnąć przez te wszystkie niedogodności i dostrzec nietypową, godną uwagi powieść o czasach w których lud zapomniał o swoim Bogu i oddając cześć przeróżnym bożkom uległ całkowitemu wynaturzeniu. Publiczne orgie, zboczenia, prostytucja, składanie ofiar z ludzi, a także okultystyczne rytuały są publicznie akceptowane. Zło stało się czymś całkowicie normalnym. Zapomniano o podstawowych wartościach, wiara i uczciwość nie istnieją, a hedonistyczne i socjopatyczne zachowania są przyczyną przekraczania wszelkich norm moralnych. W tej nietuzinkowej fabule znajduje się prosty przekaz. Ideały i wiara w Boga jest tym co dopełnia i dowartościowuje życie człowieka, zaś za wszystkie niepohamowane i demoralizujące zachowania przyjdzie kiedyś zapłacić.
Oprócz duchowej podróży powieść ta dostarcza „wizualnych” wrażeń. Bardzo realne opisy przenoszą czytelnika w urocze wzgórza, bogate w soczystą zieleń, w zmysłową feerię wyrazistych kolorów. Zobrazowanie szat bohaterów, ich stylu życia oraz charakterystycznych zachowań również zasługuje na wielką uwagę, a co ważniejsze zakończenie powieści jest niesamowicie intrygujące... idealne!. Jestem zakręcona na kolejny tom i cieszy mnie bardzo, że mam go tuż obok.

Jak najbardziej polecam „Perłę” , warto dać szansę tej powieści, tym bardziej, że jest to historia niebanalna i traktująca o wielu istotnych sprawach, jest ona jakby analogią naszego współczesnego życia w którym pogoń za dobrami materialnymi, jak również zdemoralizowaną rozrywką bierze górę nad rozwojem duchowym.



Moja ocena 4/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Vocatio, a także portalowi Sztukater za jej udostępnienie.
Czytaj dalej »

Somnambulika

Zbigniew Hübsch

SOMNAMBULIKA

Wydawnictwo: Miniatura
Data: 2011
Stron: 78



 
Zbigniew Hübsch urodził się 13 czerwca 1952 roku w Krośnie. Ukończył Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych i otrzymał dyplom artysty plastyka w specjalności techniki graficzne. Nawiązuję do tego tematu, gdyż „Somnambulika” zdobiona jest pracami autora, przez co nabiera dużo bardziej osobistego wydźwięku, a ponadto jest dodatkową oryginalną ozdobą, żałuję tylko, że tak bardzo oszczędną .
Oprócz tego, że Zbigniew Hübsch w głównej mierze wykonuje wolny zawód artysty grafika i w swoim dorobku posiada 16 wystaw indywidualnych oraz 30 wystaw zbiorowych w kraju, i za granicą, to również pochłaniają go takie zainteresowania jak poezja, scenariusze, sztuki teatralne oraz zapisy snów i i powiedzeń.

Odnosząc się do pasji autora, a także do tytułu zbioru - „Somnambulika” , można stwierdzić, że owe teksty to sny, słowa powstałe z sennowłóctwa. Dla zainteresowanych: somnambulizm to inaczej lunatyzm czyli nieświadome zjawisko chodzenia we śnie. Większość ludzi jest zafascynowanych tym fenomen, tym bardziej, że do tej pory nie udało się go do końca wyjaśnić. Być może to co piszę brzmi zbyt naukowo, ale znajomość teorii ułatwi czytanie i poznanie tekstów Zbigniewa Hübsch.

Śnią mi się identyczne miejsca, to może trwać całymi latami,
to już jest topografia, śnię opuszczone wille położone na
zboczach, sielskość owego pejzażu potęguje dziwna
obcość tej architektury(...)”

To co już od samego początku zwraca uwagę, to nakładanie się nawzajem wielu obrazów, różne miejsca przesuwają się tworząc zaskakujący film złożony z wielu kadrów, niekoniecznie ze sobą powiązanych, bywa że jesteśmy w idyllicznej posiadłości, żeby za chwilę być w getcie, następnie na świeżo obsadzonej drzewami alei w Stanach Zjednoczonych Ameryki czy w rzeszowskim autobusie. Mimo pokonywania w tempie błyskawicznym czasu i przestrzeni, tak naprawdę nie ruszamy się z miejsca, ponieważ to co przeżywamy to wyobrażenia, marzenia senne, a nawet... koszmary. Ten kalejdoskop zdarzeń momentami wywołuje uczucie chaosu, ale to tylko pozór, ponieważ nieład jest zamierzony, potęguje on niezwykły efekt snu, w którym to wszystko jest możliwe, gdzie przenikają się barwy, zapachy, jest śmierć i życie, jest miłość i seks, jest radość i rozpacz, a czas jest tylko pojęciem względnym... wszystko to jest osiągalne kiedy śnimy.

Somnambulika” to zbiór kilkudziesięciu zaskakujących tekstów o różnej formie i treści. Autor korzystając z bogatego słownictwa i środków artystycznych przenosi czytelnika do innych wymiarów, w którym występuje nagromadzenie różnych spostrzeżeń, wyobrażeń i emocji. Podróż to bardzo oryginalna. Polecam.

Moja ocena 4/6


Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu Miniatura, a także portalowi Sztukater za jej udostępnienie.

Czytaj dalej »

Stracony chłopiec

Brent W. Jeffs, Maia Szalavitz

STRACONY CHŁOPIEC CZYLI TAJEMNICE SEKTY MORMONÓW

Wydawnictwo: Videograf II
Data: 2010
Stron: 286




Stracony chłopiec” to historia Brenta W. Jeffsa byłego członka poligamicznego odłamu Kościoła mormońskiego w Stanach Zjednoczonych, to jest Fundamentalistycznego Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich w skrócie FLDS. Autor jest bratankiem proroka Warrena Jeffsa, obecnie odbywającego karę więzienia za szereg przestępstw w tym molestowanie seksualne nieletnich. Tytuł książki nawiązuje do straconych chłopców czyli dzieci wykluczonych z Kościoła pod byle pretekstem, nieraz za niewielkie wykroczenia, jak choćby za niestosowny strój. Takie dziecko często było odprowadzane przez rodziców na autostradę (małżeństwa były zastraszane, a kary za nieposłuszeństwo bardzo dotkliwe) i pozostawiane na łasce losu. Nieprzystosowane do samodzielnego życia dzieci, kończyły bardzo marnie. Do takich istot dołączył molestowany w dzieciństwie Brent, co prawda wcześniej jego ojciec został ekskomunikowany za kontakt ze swoimi wykluczonymi dużo wcześniej synami, jednak dla większości młodych ludzi wejście do świata tak różnego od tego z FLDS było wielkim szokiem i często kończyło się tragedią.

Brent W. Jeffs
Brent W. Jeffs w swojej książce opisuje szokujące działania stryja, a także nieprawdopodobny styl życia we wspólnocie. Autor wychował się w rodzinie z ojcem i trzema siostrami-żonami, w otoczeniu kilkunastu braci i sióstr. Jego mama Susan spokojna i bogobojna kobieta była pierwszą żoną, jej związek z ojcem Brenta opierał się na wielkim uczuciu i szacunku, jednak kiedy w domu pojawiły się kolejne żony, w tym jej młodsza, buntownicza siostra Felicia oraz naiwna i zagubiona nastolatka Vera w domu zapanował totalny chaos. Kobiety rywalizowały ze sobą w każdej dziedzinie życia, niejednokrotnie za niepowodzenia dorosłych dotkliwie obrywały dzieci. Wszyscy domagali się zainteresowania ze strony głowy rodziny, którego zaś powoli pogrążały kłopoty rodzinne, jak również zespół stresu pourazowego wywołany odbyciem służby w Wietnamie.

Książka wywołuje bardzo wiele emocji od wzruszenia, aż po wielkie oburzenie. Życie w kulcie człowieka opętanego obsesją władzy i chorą ambicją nie było prostą sprawą. Ustanawiane absurdalne nakazy i prawa doprowadzały społeczność wyznawców Kościoła do chorych zachowań, absolutnie niezrozumiałych dla ludzi funkcjonujących w normalnym świecie. To co dla większości osób jest czymś całkiem zrozumiałam i wynika z konsekwencji pewnych działań, dla straconych chłopców było przeszkodą nie do przeskoczenia, tak wielką, że swoje problemy próbowali zagłuszać alkoholem i narkotykami. Brent W. Jeffs miał wiele szczęścia i siły, dzięki bliskim ludziom pokonał traumę z dzieciństwa i stanął twarzą w twarz ze swoim oprawcą, samolubnym i okrutnym stryjem.

Stracony chłopiec” to historia napisana w bardzo przystępny sposób, swoją formą przypomina bezpośrednią rozmowę, być może nie do końca chronologiczną i przejrzystą, jednak bardzo szczerą i rzetelną. Między bolesnymi wersami przebija się wielka miłość Brenta do rodziców i rodzeństwa, mimo doznanych dramatów widać jak bardzo istotne jest dla niego poczucie bezpieczeństwa i przynależności. Książka jest niesamowicie poruszająca, ale też skandaliczna, lecz wbrew bulwersującemu wydźwiękowi daje nadzieję, ponieważ pokazuje, że człowiek to istota nie do pokonania o ile kocha i potraf być otwarta na miłość.

Moja ocena 5/6


Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Videograf II, a także portalowi Sztukater za jej udostępnienie.
Czytaj dalej »

Reguła mroku

Giulio Leoni

REGUŁA MROKU

Wydawnictwo: Kefas
Data: 2011
Stron: 394




Giulio Leoni to znany i wielokrotnie nagradzany włoski pisarz kryminałów, które łączą w sobie rzeczywistość i fantazję. Taka też jest jego powieść „Reguła mroku” w której na tle pięknego renesansowego Rzymu, rozgrywają się wydarzenia nie tylko mające odzwierciedlenie w historii, ale także związane z ezoteryką i alchemią.

Akcja przebiega w epoce, która sama w sobie zachwyca, w renesansie. Lorenzo Medyceusz to magnat z Florencji próbujący na własną rękę rozwiązać zagadkę makabrycznych zabójstw, powiązanych z tajemnicą księgą, która najprawdopodobniej zawiera reguły mające moc ożywiania zmarłych, dowodem na prawdziwość teorii ma być pojawienie się nieziemsko pięknej kobiety, która od kilku lat powinna leżeć w grobie.
Medyceusz posyła do Rzymu swojego wysłannika - Pico Mirandola to wybitnie zdolny młodzieniec, który prowadząc śledztwo w Wiecznym Mieście poznaje ludzi powiązanych z  papieżem Sykstusem IV uwikłanym w nepotyzm i polityczne intrygi, jak również architektów skupionych wokół budowy najwspanialszej świątyni, Bazyliki św. Piotra.

Giulio Leoni w swoje powieści porywa czytelnika w wąskie uliczki mrocznego Rzymu, gdzie królują mrożące krew w żyłach legendy i opowieści o nadnaturalnych zjawiskach, oprócz tego występuje wyraźny kontrast między barbarzyństwem, a wyrafinowaną kulturą. Filozoficzne debaty, teorie Platona, ekscytujące postacie Botticellego i Battisty nakładają się na „szatańskie” sztuczki, okrutne karnawały czy prześladowcze działania Świętej Inkwizycji. Mieszanina piękna i bestialstwa jest w tej powieści ekscytująca.
Trzeba przyznać, że fabuła książki niesamowicie wciąga, jest to zasługa doskonałego gawędziarskiego stylu autora, który opowiada historię w sposób lekki i rezolutny. Do tego dochodzą porywające opisy architektury Rzymu, interesujące filozoficzne wypowiedzi i szereg intryg. Gdyby nie posypało się kilka elementów, to lekturę można by było uznać za doskonałą, ale autor najprawdopodobniej zapomniał, że nadmiar szkodzi zdrowiu.

Czytanie książki utrudnia rzesza przeróżnych postaci, większość pojawia się tylko na moment, powoduje to powstanie w głowie zbytecznej księgi kontaktów wywołującej zamęt, co niestety nie działa korzystnie na odbiór lektury. Inna sprawa to nadmiar zdarzeń  kotłujących się na stronach tej opowieści, trąci to lekką przesadą i momentami irytuje. Do tego zestawu niedogodności dołącza wyidealizowana postać Pico Mirandoli, ten dwudziestoletni mężczyzna jest zbyt piękny, zbyt sprytny, zbyt silny, zbyt mądry, idzie mu zbyt... gładko. Nie licząc kilku groźniejszych akcji w jego wykonaniu, to jak na taką plątaninę uliczek i niezliczoną ilości bohaterów, dość sprawnie zmierza do celu. W jego postaci brakuje realizmu (tego trudu pokonywania przeciwności), odbierałam go jak nieskazitelną i nierealną postać, niemniej jednak bardzo sympatyczną.

Podsumowując, „Reguła mroku” to błyskotliwa powieść zdolna zafascynować czytelnika, co prawda ma ona swoje wady, które mogą wywołać uczucie dyskomfortu podczas czytania to jednak jej fabuła jest na tyle ciekawie skonstruowana, że na pewno przypadnie ona do gustu miłośnikom powieści z intrygującymi zagadkami wkomponowanymi w fascynujące tło historyczne.

Moja ocen +4/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Kefas, a także portalowi Sztukater za jej udostępnienie.

Czytaj dalej »

Czapka nie Witka czli odlotowe zabawy słowem

Urszula Kozłowska

CZAPKA NIE WITKA CZYLI ODLOTOWE ZABAWY SŁOWEM

Wydawnictwo: Dreams
Data: 2012
Stron: 48

Urszula Kozłowska to autorka wielu książek i książeczek dla najmłodszych. Z gracją pisze bajki i spisuje legendy. W jej pracach oprócz wartościowych przesłań, znajduje się cała gama przyjaznych bohaterów oraz ciekawych koncepcji, a wszystko to jest ubrane w bardzo sympatyczną treść. Miałam już przyjemność czytać jedną z książeczek Urszuli Kozłowskiej „Jak jeżyk z jerzykiem odkryli Afrykę” i przyznaję, że jest to ciekawa i wartościowa lektura dla najmłodszych.

Tym razem wydawnictwo Dreams proponuje piękną, niebywale uroczą i ciesząca oczy książkę z wierszykami homonimowymi (mam dziwne poczucie humoru, bo to słowo bawi mnie do łez) pod tytułem „Czapka nie Witka czyli odlotowe zabawy słowem”. Jest to pomysł oryginalny i godny uwagi, gdyż oprócz tego, że dla maluszków wierszyki na pewno będę interesujące i dowcipne, to na dodatek homonimy to świetna zabawa, która wciągnie całą rodzinę w szaloną grę słów, które charakteryzują się jednakowym brzmieniem lecz jednak różnią się znaczeniem, pochodzeniem, pisownią, a nawet odmianą np. każę i karzę, kot i kod czy kąta i konta.

„(...)Lubicie psoty...? To nie ma sprawy
- zapraszam, życząc pysznej zabawy!"


Książeczka Urszuli Kozłowskiej to kilkanaście króciutkich wierszyków, w którym słowo ma olbrzymie znaczenie. Na pierwszej stronie znajdziemy figlarny tekst o tym czym są homonimy i jak je wplatamy w rymy. Oczywiście jest on na tyle przystępny i prosty, że najmłodszy czytelnik nie będzie miał problemów ze zrozumieniem znaczenia tego związku wyrazowego i czytanie homonimowych żartów będzie dla niego przednią rozrywką. Jeśli już zapoznamy się z podstawami to czeka nas nie lada wyzwanie. Na kilkudziesięciu stronach poznamy niezwykłych bohaterów i ich równie niezwykłe przygody opisane w sposób wyjątkowy i niebywale przesympatyczny.

Różowa wróżka siedziała w róży.
Baran ją spytał: - Czy pani wróży?
Odpowiedź szybką dostał od wróżki:
- Oj, baran z ciebie... Puknij się w różki!

Tego typu wierszyków w książeczce jest bez liku, oczywiście różnią się one długością i treścią, bo w końcu zabawa mam być zabawą, a nie nudną przygodą z meczącym tekstem, poza tym wszystkie wywołują uśmiech i … domagają się zapamiętania, jak choćby ten frapujący tekst, którego za żadne skarby nie mogę powtórzyć.

Dusia ciągle Dasię dusi.
Dasia zaś nie dusi Dusi.
Bo choć Dusia dusi Dasię,
Dasia Dusi dusić da się.

W przypadku książek dla dzieci, koniecznie trzeba wspomnieć o opracowaniu graficznym. Jestem niezmiernie uradowana, że ilustracje do wierszyków wykonał Dariusz Wanat, którego prace są mi znane z bajki „Cukierku, Ty Łobuzie!”. Pan Dariusz to mistrz kreski, poza tym jego rysunki są niesamowite, czarują kolorami i unikatowym wykonaniem.


Oprócz tego że „Czapka nie Witka...” zachwyca estetycznym i bajecznym środkiem to wydawnictwo Dreams podarowało jej twardą okładkę i gruby papier. Pozycja jest to nie byle jaka i na pewno będzie doskonałą lekturą dla najmłodszych. Dla mnie ta książka to strzał w dziesiątkę, trudno jest oprzeć się czarowi homonimowych tekstów, a także magicznym i zabawnym rysunkom. Całość robi rewelacyjne wrażenie, bardzo polecam.

Moja ocena 6/6


Czytaj dalej »

Bielszy odcień śmierci

Bernard Minier

BIELSZY ODCIEŃ ŚMIERCI

Wydawnictwo: Rebis
Data: 2012
Stron: 520




Wyobraźcie sobie mroźną, wietrzną zimę, śnieżne czapy zalegające na drzewach i ulice przykryte miękkim, białym puchem, można by rzecz, że sceneria jak z baśni Andersena. Niestety na tle pięknej zimy, rozgrywają się wydarzenia mrożące krew w żyłach. W "Bielszym odcieniu śmierci” Bernard Minier zabiera czytelnika w mroźne i niedostępne tereny, w zakamarkach których czai się tragedia i śmierć.

Pireneje, niewielka miejscowość Saint-Martin-De-Comminges. W grudniowy mroźny poranek pracownicy elektrowni wodnej, podczas konserwacji kolejki linowej, odkrywają powieszone i okaleczone ciało konia. Do sprawy zostaje przydzielony komendant Martin Servaz i kapitan Irene Ziegler. Jak się okazuje koń należał do jednego z najbogatszych ludzi w dolinie. Śledztwo zaczyna się komplikować, tym bardziej, że brak jakichkolwiek świadków – zdumiewające! Mniej więcej w tym samym czasie do Saint-Martin przyjeżdża młoda absolwentka psychologi Diane Berg, która ma objąć posadę w Instytucie Wargniera, zakładzie psychiatrycznym dla najniebezpieczniejszych i najokrutniejszych przestępców. Niestety jej przybycie nie jest mile widziane, na dodatek kobieta odkrywa, że w jej nowym miejscu pracy dzieją się bardzo dziwne rzeczy. Od tej pory bezpieczne bajkowe górskie miasteczko staje się pułapką i miejscem wielu tajemnic. W ciągu kliku dni pojawiają się nowe wstrząsające zbrodnie. Morderca jest inteligentny i niebywale sprytny. Kto i dlaczego morduje? Jak ma się zabicie konia do zabójstw ludzi? Pytań jest wiele, z rozwiązaniem zagadki musi sobie poradzić Servaz, czterdziestoletni rozwodnik z problemami rodzinnymi.

Powieść jest debiutem francuskiego pisarza Bernarda Miniera, o tyle zaskakującym, że historia jest rewelacyjnie opisana i rozplanowana, jak na pierwszą książkę jest doskonała. To co już przy pierwszych stronach rzuca się w oczy, to kapitalny nastrój, nic nie działa tak dobrze na wyobraźnię jak uczucie odosobnienia, samotności i przejmującego chłodu spowodowanego aurą jak z baśni o „Królowej śniegu” - śnieg, śnieg i jeszcze raz śnieg, a do tego minusowa temperatura, cóż, ciepło nie jest. Tym bardziej, że spomiędzy ośnieżonych jodeł i wiecznej mgły wyłania się przerażający, ciosany z kamienia budynek w którym przetrzymywani są psychopaci, gwałciciele i mordercy. Całość tworzy bardzo ponure wrażenie i potęguje odczucie lęku. Brawo za tę lodowatą atmosferę. Przy takiej ilości stron istnieje ryzyko nadmiernie rozbudowanych opisów, jednak mnie nie nużył żaden fragment w tej książce, ale... ja uwielbiam zimę, więc samo przez się wszelkie zobrazowanie mocy natury było porywające i ciekawe. Zresztą, cała historia jest spójna, wszystkie wątki są ze sobą genialnie powiązane i każdy, nawet najmniejszy element ma znaczenie. W tej opowieści, nic nie dzieje się bez przyczyny.

Wielkim atutem książki są niekonwencjonalne postacie. Każdy z bohaterów jest wyjątkowy, tutaj nie ma przypadkowości, autor nie serwuje czytelnikom powielanych schematów, co prawda Servaz podpada pod detektywistyczne standardy, jednak jest w nim jakaś świeżość i oryginalność. To samo dotyczy się kapitan Zieger, była anarchistka mieszkająca na squacie, wykolczykowana i wytatuowana osobniczka, odbiega od wizerunku wzorowego żandarma, ale za to jest intrygująca i świetnie wypada na tym chłodnym tle. Takich perełek jest wiele w tej książce, dzięki takiemu dopracowaniu bohaterów ta powieść dużo zyskuje i staje się absorbującą historią nie tylko o zbrodniach, ale też o ludzkich charakterach i problemach.

Bielszy odcień śmierci” o zapierający dech w piersiach thriller z mistrzowską intrygą, który wciąga na kilka godzin do świata dramatów, przerażających tajemnic i okrutnych ludzi. Przejrzysty styl pisania sprawia, że trudno się oderwać od tej wyjątkowej książki. Bardzo polecam, tę pasjonującą lekturę.

Moja ocen 6/6

Trailer książki

Czytaj dalej »

Niebieski ptak

Piotr Wojasz

NIEBIESKI PTAK

Wydawnictwo: Videograf II
Data: 2011
Stron: 416



Niebieski ptak” to książka zaskakująca i niebywale zabawna. Jest autobiografią wyjątkowo barwnej postaci, osadzonej w realiach epoki PRL-u, autora Piotra Wojasza.
Na szaro-burym tle ówczesnej polski, poznajemy oryginalną osobowość - katowiczanina, którego młodość przypadła na czas ponurego socjalizmu. Jednak dzięki wpływom ojca ,często też i przypadkowi, a w głównej mierze pomysłowości i bystrości umysłu naszego niebieskiego ptaka, życie nabiera tempa i kolorów.
Autor bardzo chronologicznie prowadzi swojego czytelnika poprzez absurdy peerelowskiej rzeczywistości. Poznajemy jego dzieciństwo, zwariowane pomysły, czas szalonych wygłupów, pierwszych podrywów i zauroczeń, aż do czasów bujnego towarzyskiego życia.
W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku, układy i układziki były podstawą funkcjonowania, szerokie grono wpływowych znajomych zdecydowanie ułatwiało życie, zaś korupcja i naginanie prawa do własnych celów było techniką nieziemsko rozwiniętą. Nasz bohater stał się mistrzem w swojej dziedzinie, obracanie dolarami, brylowanie w modnych lokalach z kobietami przy boku było oznaką osiągniętego statusu.

Książkę czytałam w towarzystwie pełnej gamy emocji. Wybuchałam śmiechem przerabiając z bohaterami kolejne absurdalne wygłupy, ale niekiedy z niedowierzaniem i z wielkim zmieszaniem pokonywałam kolejne fragmenty niecnych i pikantnych historii. Ile jest w tym prawdy, a ile fikcji literackiej? trudno powiedzieć... wierzę jednak, że wszelkie erotyczne szczegóły z życia intymnego bohatera, są powiedzmy... zabiegiem czysto marketingowym, bo do licha jakim trzeba być mężczyzną, żeby dzielić się na forum publicznym prywatnymi niusami z „alkowy”, a tym bardzie anatomicznymi opisami swoich partnerek.

Pomijając konsternację pewnymi tematami, książka ma doskonały klimat, bardzo charakterystyczny dla tamtych lat. Kombinatorstwo, kobiety i wino to ulubiony zestaw naszego bohatera. Trzeba przyznać, że ówczesny światek umiał się zabawić, poza tym dzięki manipulatorskim zdolnościom wykorzystywał sprzyjające sytuacje i czerpał z życia pełnymi garściami. Wspomnienia czyta się bardzo dobrze, chociaż co niektórzy mogą być rozczarowani brakiem dialogów, jednak styl autora jest niesamowicie plastyczny, z precyzją zegarmistrzowską odtwarza zdarzenia i sprzedaje patenty na szalone zgrywy, mam nadzieję, że powieść nie wpadnie w niepowołane ręce i nie nastąpi fala komicznych zdarzeń.
Opowieść byłego cinkciarza jest humorystycznie i ciekawie zaprezentowana, jednak bardzo mi przeszkadzało nagromadzenie różnych faktów, co prawda są to wspomnienia, więc samo przez się, natłok różnych incydentów i zajść jest naturalny, ale co z tego, skoro kilka godzin po skończeniu lektury, większości nie mogłam sobie przypomnieć.

Niebieski ptak” to ironicznie, zabawne i mocno pikantne przedstawienie trudnej peerelowskiej rzeczywistości. Autor odważnie pisze o tamtych realiach, łamie tabu, balansuje na cienkiej linii, jednak konsekwentnie opowiada o absurdalnym i barwnym życiu niebieskich ptaków – nierozsądnych, nieodpowiedzialnych, ale sprytnie lawirujących na pograniczu prawa i dobrego smaku. Polecam tę ciekawą i humorystyczną opowieść.

Moja ocena +4/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Videograf II, a także portalowi Sztukater za jej udostępnienie.

Czytaj dalej »