Mistyfikacja

Harlan Coben

MISTYFIKACJA

Wydawnictwo: Albatros
Data: 2010


W przypadku powieści Cobena idealne wydają się słowa Aflreda Hitchcocka „ Film powinien zaczynać się do trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć”, cytat ten dotyczy filmu, jednak idealnie pasuje do książek Harlana Cobena .
„Mistyfikacja” to debiut literacki Cobena, miał 28 lat i marzenia o zostaniu pisarzem, oczywiście wszyscy wiemy, że udał się ten plan, czego dowodem są jego kolejne książki bijące rekordy popularności „Nie mów nikomu”, „Bez pożegnania, „Tylko jedno spojrzenie”.
We wstępie „Mistyfikacji” autor ostrzega czytelnika, aby przygody z jego literaturą nie zaczynać od tej powieści, bo być może jeszcze niedopracowany styl zrazi i przegoni potencjalnego fana. Uważam, że rada jest przesadzona.

Szybciutko o fabule. Młodzi, piękni i szczęśliwi nowożeńcy, spędzają miesiąc miodowy w Australii. Laura jest byłą modelką, kobietą niezwykłej urody, inteligentną i przedsiębiorczą. David to gwiazda ligi NBA, cóż można do tego dodać, bogaci i zakochani w sobie po uszy. Niestety ten sielski obrazek niszczy tragiczny wypadek. Pewnego wieczoru David wychodzi popływać i nie wraca. Wszystko wykazuje na to, że utonął. Pogrążona w żałobie Laura, na początku godzi się z tą wersja wydarzeń, jednak z czasem wychodzą sprawy które powodują, że wcześniejsze założenia sypią się jak domek z kart.

Znam wcześniejsze książki Cobena, wzięłam sobie też jego ostrzeżenie do serca i lekko się zdystansowałam, niepotrzebnie. Książka zaczyna się z hukiem i z hukiem kończy, akcja pędzi z zawrotna szybkością. W tej powieści jest wszystko to, za co lubi się autora. Jest akcja, jest napięcie, które powoduje, że książka czyta się sama, są ciekawe postacie, skonstruowane z niesamowita precyzją. Przyzwyczajamy się do bohaterów, kibicujemy Laurze w jej zmaganiach z trudna rzeczywistością i z otaczającymi i ją tajemnicami. Mamy trafne dialogi, zabawne, wzruszające i te które gotują w żyłach krew.
Jednak, żeby nie było tak słodko to można do kilku spraw się przyczepić, choćby fabuła która jest mocno naciągana , takie się w niej „cuda wianki” dzieją, że momentami musimy lekko przymknąć oko. Poza tym autor ma tendencję do idealizowania i przerysowywania bohaterów. Postacie kobiece w „Mistyfikacji” to boginie które zeszły na ziemię, wodząc na pokuszenie mężczyzn. Niektóre opisy są przesłodzone przez co brak mi autentyczności.

Nie patrząc na te małe niuansiki, które w ogólnym rozliczeniu wypadają blado, to książkę można zaliczyć do bardzo dobrej lektury. Lekko czytało mi się powieść, nie mogłam doczekać się rozwiązania zagadki i udało się autorowi wpuścić mnie w maliny. Nieśmiało dodam, że jest to dobra książką dla kobiet które mają opory do literatury sensacyjnej. Większość zdarzeń, widzimy oczami kobiety i to z nią przeżywamy straty i tragiczne sytuacje.
„Mistyfikacja” to idealna powieść dla każdego kto chce przeżyć interesujące spotkanie z książką, dostarczającą całą gamę uczuć co w połączeniu z dreszczykiem emocji daje mieszankę wybuchową.

Moja ocena 5/6
Czytaj dalej »

Wieczni

Alma Katsu

WIECZNI

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data: 2011


Miłość. Każdy z nas na dźwięk tego słowa bezwarunkowo uśmiecha się, bo miłość kojarzy się z czymś dobrym, czystym, to porozumienie i jedność z inną duszą i ciałem. Miłość pielęgnujemy i nosimy w sobie, dbamy o nią jak o najcenniejszy klejnot, dzięki temu pięknemu uczuciu unosimy się nad ziemią, pragniemy, chcemy więcej i dobrze nam z nią, ale co dzieje się kiedy miłość jest nieodwzajemniona, kiedy ktoś odrzuca nasze uczucia i rozmyślnie rani, wtedy nie jest już tak pięknie.

Wieczni” to historia miłości niespełnionej, demoralizującej i prowadzącej do nieszczęścia.
Jak każda opowieść i ta ma swój początek, zaczyna się zimą nocą na północy Maine w miasteczku St. Andrew. Luke, miejscowy lekarz rozpoczyna nocny dyżur. Mężczyzna ma dość tego miejsca, jest zmęczony rutyną i znużony życiem w tym opuszczonym przez Boga miejscu. Nie spodziewa się, że ta noc odmieni jego całe życie. Policja przywozi do lekarza młodą dziewczynę podejrzaną o zabójstwo. To bardzo niecodzienne zdarzenie w tym spokojnym miasteczku. Kobieta ma na imię Lanny, przyznaje się do zbrodni i zwierza się lekarzowi. Twierdzi, że mieszkała w miasteczku dwieście lat temu a ofiara to jej wielka miłość Jonathan. Opowieść fascynuje Lucka, mężczyzna poznaje koleje losu Lanny i Jonathana oraz mistycznego i przerażającego Adaira.
Nie będę zdradzać więcej z fabuły bo popsułoby to całą zabawę a w końcu chodzi o dobrą przygodę podczas czytania.

Wieczni” to debiutancka powieść autorki. Alma Katsu urodziła się na Alasce, dorastała w małym miasteczku w Massachusetts, od dzieciństw uwielbiała książki i nie rozstawała się z nimi, do tej pory dużo czyta, słucha muzyki i dba o swoje dwa psy rasy whippet. Ma dwa dyplomy z pisarstwa . Jest mężatką, oryginalne nazwisko zawdzięcza mężowi muzykowi, który jest Japończykiem.
Katsu chciała zabrać czytelnika w magiczny świat, tajemniczy, mroczny z ciekawymi postaciami i zdarzeniami powodującymi dreszcz niepokoju, czy się udało?, przekonajmy się...
Książka toczy się na dwóch płaszczyznach w czasie teraźniejszym i przeszłym, większość czasu spędzamy w XIX - tym wieku. Poznajemy czas dzieciństwa, dojrzewania Lanny, jej pragnienia i zmartwienia. Mamy okazję zobaczyć jak wyglądało ciężkie życie mieszkańców St. Andrew i jakie mieli rozrywki o ile można w ogóle wspominać o rozrywkach w tych trudnych czasach. Autorka wyraźnie nakreśliła podział społeczeństwa na biednych i bogatych, na silnych, „mądrych” mężczyzn i na bogobojne, ciche i „głupie” kobiety.
Bohaterzy to ciekawie zbudowane postacie, chociaż przyznam, że lekko denerwowała mnie naiwna postać Lanny, brakowało mi w niej energii, życia, ambicji, jej myśli krążyły tylko wokół tego jak uwieść bosko przystojnego Jonathana. Autorka w wywiadzie dla Falcata Times, wspomniała, że tworzenie postaci Adaira było dla niej największa przyjemnością i to widać, według mnie to jedna z najciekawszych postaci w książce. Bardzo mroczna, przerażająca i okrutna. To charyzmatyczny czarnoksiężnik z niejednoznacznym charakterem który może uwieś czytelnika. Bójcie się.
Narracja jest zmienna, raz jest to Lanny a raz Luke, to jego oczami odbieramy rzeczywistość w towarzystwie wiecznej. Język powieści jest barwny, plastyczny, nie brakuje ciekawych cytatów, ale też ckliwych, nijakich porównań. Atmosfera w książce jest duszna, przytłacza ciężki klimat, opisy mechanicznego seksu pozbawionego romantyzmu, czy też tortur stosowanych przez Adaira. Jeżeli ktoś spodziewa się, że w „Wiecznych” spotka wielkie, piękne uczucie zakończone „ja tam, byłem, miód i wino piłem” to może się rozczarować. Nie ma co się spodziewać słodkiej historii, która jest balsamem dla duszy, jest to opowieść po której trudno odetchnąć.
Na mnie książka nie zrobiła wielkiego wrażenia myślałam, że nie opędzę się od tej historii a opowieść spłynęła po mnie jak woda po kaczce. Owszem niektóre momenty w książce mocną mną telepnęły, jednak całość nie wypadła rewelacyjne. Jak wspomniałam wcześniej jedynie postać Adaira intrygowała, Lanny to mdła dziewucha a większość tekstów przyprawiała mnie o uśmiech irytacji. Nie wiem czy sięgnę po następną książkę z serii, szczerze wątpię. Między Bogiem a prawdą nie rozumiem sensu kontynuowania tej historii w jednej części można było zamknąć wszystko.
Brawa za graficzne opracowanie okładki, do tego aksamitna oprawa książki całość robi wrażenie, bardzo przyjemnie trzyma się ją dłoniach.

Wieczni” to paranormalny romans, trudny, mroczny i okrutny. Z czystym sumieniem polecam ją dorosłemu czytelnikowi, który nie boi się wyzwania, stawianego przez wiecznych.

"Wieczni" na Youtube

Książka została przekazana przez serwis nakanapie.pl za co bardzo dziękuję.
Link do książki nakanapie.pl Wieczni
Linka do autora Alma Katsu







 
Czytaj dalej »

Kilka słów o sobie.

Zostałam przez Fonin wywołana do tablicy ;-), nie wiem jak mi to wyjdzie bo wielkich tajemnic nie mam, jestem typowym osobnikiem płci pięknej, ze masą wadą i jeszcze większą ilością zalet ;-), ale żeby nie przedłużać, będzie krótko i na temat.

  • Zawsze kiedy zaczynam czytać książkę to pierwsze co robię to biorę się za ostatnią stronę, moja ciekawość jest tak wielka, że muszę przeczytać co najmniej trzy zdania końcowe.
  • Panicznie boję się pająków, nie znoszę tego draństwa, jeśli gdzieś jest pająk tam nie ma mnie.
  • Namiętnie chodzę do kina i zawsze siadam w przed ostatnim rzędzie, na miejscu za samego brzegu, nie ma mocnych przegonię z niego każdego.
  • Jestem śpiochem cierpiącym od lat na bezsenność.
  • Uwielbiam zimę i sporty zimowe.
  • Od jakiegoś czasu moją wielką miłością są roślinki, wszelakiej maści krzewy i krzewiki.

  • Ostatnio usłyszałam, że „praca jest jak pogoda – zmienia się „ w swoim życiu byłam już stolarzem, sekretarką, rachmistrzem, praczką, florystką, teraz czekam na kolejna szansę...
  • Mam dwa psy Lolka i Tolę, Tola jest ze schroniska, to lekko nadpobudliwa dziewczynka, ale bardzo kochana.
  • Mam bliznę na lewej dłoni, mało kto o niej wie, bo żeby ja zobaczyć to trzeba wytrzeszczyć patrzałki.
  • Prawdopodobnie mam początki natręctwa, nie znoszę jak coś leży nierówno lub nie na swoim miejscu, cóż każdy ma jakiegoś bzika ;-)))

Poszło w miarę sprawnie, ufff :-).
Nie będę wyznaczać kolejnej osoby do zabawy bo podejrzewam, że wiekszośc już przerobiła ten łańcuszek, jeśli nie, to czujcie się zaproszeni  :-)
Czytaj dalej »

Radleyowie


Matt Haig

RADLEYOWIE

Wydawnictwo: Świat Książki
Data: 2011


Lubię wampiry, monstra z niesamowitą żądzą krwi, wyzbyte jakiejkolwiek moralności, żerujące i rozszarpujące swoje ofiary w oparach parującej krwi. Moja przygoda ze stworzeniami nocy zaczęła się od „Drakuli” Brama Stokera, później był „Nosferatu” i filmy o wampirach z Christopherem Lee. W moim wyobrażeniu wampir nie jest romantyczną istotą, przestrzegającą zasad dobrego wychowania, tylko potworem z przemożonym pragnieniem chełptania krwi, uwodzicielskim, ale diabelnie niebezpiecznym.
Najczęściej rozczarowuję się przy lekturze z wampirami w tle chociaż muszę przyznać, że „Radleyowie” to kolejna książka o krwiopijcach którą bardzo przyjemnie mi się czytało.

Matt Haig, nic mi to nie mówiło, Haig, Haig... no nie, na szczęście od czego mamy wikipedię.
Haig to brytyjski pisarz i dziennikarz. Współpracował z wieloma znanymi tytułami The Guardian, The Sunday Times, The Independent i wieloma innymi. Jego pierwsza powieść „The Last Family in England” , wydana w roku 2005, została ogłoszona bestselerem w Wielkiej Brytanii, zakupiono również prawa do sfilmowania powieści. W książce tej narratorem jest labrador, pomysł oryginalny jak widać trafiony.
„Radleyowie” , zostali opublikowani w 2010 roku i do nich również zostały sprzedane prawda do sfilmowania, meksykańskiemu producentowi filmowemu Alfonso Cuaron. Jestem bardzo ciekawa ekaranizacji.

Rozkosznie ekscentryczna komedia.
„Financial Times”. 

Radleyowie mieszkają w małym angielskim miasteczku, w typowym domku z przystrzyżonym trawnikiem. Peter jest atrakcyjnym mężczyzną, kochającym swoją żonę Helen. Ich dzieci Clara i Rowan to nastolatki ze standardowymi problemami związanymi z wiekiem dorastania. Wydaj się, że wszystko jest idealnie, przeciętna rodzina nie wybijająca się w żadna stronę. Jednak w zaciszu czterech ścian wcale nie jest im łatwo, Peter nie może dogadać się z Helen, Rowan to chłopiec z kompleksami, któremu dokuczają „szkolne mięśniaki” a Clara przechodzi turbulencje żołądkowe z powodu zmiany diety. Kiedy dziewczyna zostaje zaatakowana na imprezie przez swojego pijanego kolegę, budzą się w niej instynktu o których nie maiła pojęcia. Rodzice postawieni przed faktem dokonanym muszę zdradzić swoja największą tajemnicę, bardzo krwawą tajemnicę bo jak się okazuje są wampirami na odwyku, ale to nie koniec niewyjaśnionych zagadek, skrywanych sekretów i makabrycznych zdarzeń.

Polubiłam tę intrygującą rodzinkę. Ich poczucie humoru, głębokie związanie ze sobą, to że są zdolni walczyć o swoich do samego końca a także to, że w ostatecznym rozrachunku nie ma nic lepszego niż krew, nie jakieś warzywka i surowy befsztyk, tylko prawdziwa, gorąca krew jest tym co wampiry lubią najbardziej.
Wydarzenia w książce trwają trzy dni, przez ten czas mamy okazje poznać szaloną rodzinkę i postacie im towarzyszące. W ten sposób trafiamy na Willa, rodzonego brata Petera, swoja drogą niezłe z niego ziółko, facet nie ma skrupułów, poluje na ekspedientki , żeby później wyssać je w swojej furgonetce, oj dzieje się dzieje. Spotykamy przeciętnie atrakcyjną Lornę, sąsiadkę Radleyów, kobieta ma niesamowitą ochotę na męża Helen i flirtuje ile się da, no i poznajemy Evę wielką miłość Rowana, dziewczyna od czasu zaginięcia swojej matki tuła się po kraju z ojcem byłym detektywem. W książce ciekawych postaci nie brakuje, może niektóre nie są rozbudowane jak należy, ale czy akurat jest nam to potrzebne do szczęścia. W zamian za to mamy szybką akcję, na pewno do takiego odbioru przyczyniły się krótkie zwięzłe rozdziały, błyskawiczna zmiana miejsc i bohaterów. W książce nie ma czasu na nudę, można się pośmiać, porozczulać i upuścić łezkę lub dwie. Podobał mi się pomysł z umieszczeniem w powieści, ciekawych nazw na muzykę i filmy wampirze a 'propos nie wiedziałam, że Byron był wampirem i że istnieje Neckbook, portal tylko dla krwiopijców. Takich perełek nie brakuje, niezły powstaje z tego ubaw. Język powieści jest prosty, nieskomplikowany, dialogi rezolutne, trafne, książkę czyta się lekko i przyjemnie, jest to lektura dosłownie na kilka godzin, siadamy i wsiąkami. Pochwalę jeszcze uroczą, subtelną okładkę, brawo, wreszcie coś nieprzedobrzonego a jednocześnie wymownego i ...kuszącego.

„Radleyowie” to historia wampirzej rodzinki, bardzo oryginalnej rodzinki, wszyscy amatorzy gorącej krwi i wycia do księżyca powinni przeczytać tę książkę. Dobra zabawa gwarantowana.
Czytaj dalej »

Pożyczona miłość

Bridget Asher

POŻYCZONA MIŁOŚĆ

Wydawnictwo Otwarte
Data: 2009


Zawsze mam problem z tego typu książkami. Zabieram je do domu tylko wtedy kiedy potrzebuję chwili wytchnienia przy niezobowiązującej lekturze. Tym razem rekomendacja Emily Giffin zrobiła swoje „Od lat nie czytałam książki dostarczającej tylu olśnień i wzruszeń”, pomyślałam, że to może być coś, wzięłam książkę z bibliotecznej półki i szybkim krokiem udałam się do domu licząc na miłe spędzenie czasu. Nigdy wcześniej nie czytałam nic spod pióra Bridget Asher, więc nie wiedziałam co mnie czeka. „Pożyczona miłość” to jej druga po „Kwiatach Artiego” powieść, która ukazała się w Polsce. Julianna Baggott, tak brzmi prawdziwe imię i nazwisko autorki, oprócz powieści, opublikowała także książki dla dzieci oraz trzy tomiki poezji. Obecnie mieszka na Florydzie z mężem i czwórką dzieci.

Opis na książce jest krótki i niewiele mówiący, intrygujący, ot ktoś udaje kogoś innego.
Gwen jest żoną Petera, ich związek jest spokojny, stonowany, nie ma wybuchów namiętności ani dni pełnych złości. Żyją spokojnie, uchodząc za idealną parę. Jednak Gwen nie jest szczęśliwa, chociaż przez długi czas myślała że tak jest. Jej pozornie poukładany świat burzy pojawienie się dawnej miłości, Elliota Hulla. Mężczyzna jest przebojowy, przystojny i z wewnętrznym światłem. Wkręca się w życie Gwen do tego stopnia, że na pewnej suto zakrapianej imprezie, pojawia się propozycja „żony na niby”. Peter i Gwen, wiedzą, że to kiepski pomysł, jednak obietnica jest obietnicą. Kobieta wyjeżdża na weekend do domku nad jeziorem udając przed umierającą matką Elliota, synową. W tym boskim zakątku, budzą się w niej uczucia o których nie miała pojęcia, dziewczyna poznaje czym jest rodzina, bliskość, zrozumienie i prawda.

Jak wcześniej wspomniałam liczyłam na lekka lekturę a dostałam powieść psychologiczno obyczajową, poruszającą wiele trudnych tematów. Powiedziałabym, że zdecydowania za wiele. Na 250 stronach mamy tragedie rodzinną, śmiertelny wypadek, okrutne bolesne zdrady, kłamstwa, niewyjaśnione tajemnice, chorobę. Autorka zaserwowała kumulacje zdarzeń, której celem było najprawdopodobniej głębokie poruszenie czytelnika, co na pewno sprawdza się, jednak książka nie straciłaby na wartości jeśli skupiono by się na mniejszej ilości kontrowersyjnych tematów.

Przyznam, że na początku powieść mnie drażniła. Gwen wydaje się być nijaką postacią, zagubioną, bez polotu i energii, jej dumania też nie wypadają dobrze, a dialogi są naciągane i mało prawdziwe, jednak z czasem wszystko się zmienia. Bohaterka budzi się do życia, akcja nabiera tempa, książka wciąga, a tekst robi wrażenie. Być może takie rozplanowanie powieści nie było przypadkowe. Asher, w dwóch pierwszych częściach książki zmusza nas do zadumy i refleksji, jednak jeśli czytelnik nie znajduje się we właściwym stanie ducha, to tekst wyda się ckliwy i mdły, dla mnie prawdziwa jest ostatnia część. Bohaterzy stają się żywymi postaciami z autentycznymi reakcjami, wiele cytatów można wziąć do siebie, każda strona tętni życiem, zero fałszu i naciągania. Suma summarum książka, zmusza do myślenia, wyciągania wniosków, niesamowicie wzrusza i może spowodować niekontrolowane uruchomienie kanalików łzowych.
Nie chce być niemiła, ale uważam że pomysł na okładkę jest totalnie chybiony. Kobieta w fioletowym pantofelku, lekko roznegliżowana i w pościeli skłania raczej do lekkiej i przyjemnej lektury, a nie poważnych nastrojów i dramatów rodzinnych.  Ktoś tu próbował zmylić czytelnika, oj nieładnie.

Podsumowując, "Pożyczona miłość" nie jest dla każdego. To poruszająca historia o miłości, o poszukiwani prawdy i drogi do własnego Ja. Nie jest napisana swobodnym językiem, który przyswaja się lekko. Każde zdanie, zmusza do zatrzymania się i zastanowienia nad życiem bohaterów i nad własnymi wyborami. Jeśli ktoś liczy na radosne spotkanie z Gwen i jej przyjaciółmi, to może się lekko rozczarować. Na ta imprezę trzeba się udać z trzeźwym umysłem i otwartym sercem.
Czytaj dalej »

Wołanie grobu

Simon Beckett

WOŁANIE GROBU

Wydawnictwo: Amber
Data: 2011


My name is Beckett...Simon Beckett. Lekko żartobliwie, ale ten pan jest dla mnie Bondem literackiego thrillera, jak mało kto ma ma wyczucie w stopniowaniu napięcia, stwarzaniu dróg które zmierzają donikąd, prowadząc czytelnika w zakamarki bez wyjścia, myląc tropy, żeby na końcu zatriumfować z hukiem.

Simon Beckett był dziennikarzem najważniejszych brytyjskich gazet i właśnie podczas pracy nad artykułem o Ośrodku Badań Antropologicznych przy Uniwersytecie w Tennessee, zrodził się pomysł napisania książki. Beckett był tak poruszony pracą śledczych, którzy szkolą się na ciałach w stanie rozkładu, że postanowił swój szok i wiedzę zdobyta podczas obserwacji i rozmów przelać na papier. W taki to sposób narodził się David Hunter, antropolog sądowy, doświadczony przez los, z niesamowitą intuicją i zdolnością do pakowania się w kłopoty. Do tej pory ukazały się „Chemia śmierci”, „Zapisane w kościach”, „Szepty zmarłych” i recenzowane „Wołanie grobu”.

Nie będę owijać w bawełnę i już na stracie przyznam się, że jestem wielką fanką tego autora. Od pierwszej części przygód Huntera, zaprzyjaźniłam się z tym wrażliwym i zawsze gotowym do pomocy lekarzem. Jego przygody wciągają mnie jak bagienko, pozbawiając kilku godzin z życiorysu.
Tym razem Beckett, pozwala nam poznać genezę tego jak „powstał” Hunter, od czego się wszystko zaczęło. Spotykamy się osiem lat wcześniej, David ma kochaną żonę Kare i cudowna córkę, żyje sobie spokojnie, wykonując niestrudzenie powierzona mu pracę. Trafia do Dartmoor, na mroczne i wilgotne torfowiska, gdzie wraz ze ekipą specjalistów, próbuje odnaleźć groby dwóch młodych kobiet brutalnie zabitych przez osiłka Jerome'a Monka. Niestety wszelkie wysiłki legną w gruzach, sprawy się komplikują a świat Davida sypie się jak domek z kart. Przeskakujemy do teraźniejszości. Hunter jest już specjalistą i autorytetem w dziedzinie antropologi sądowej, wiele przeszedł, życie nie szczędziło mu tragicznych doświadczeń wydaje się, że wychodzi na prostą, ale wtedy odzywa się jego przeszłość. Monk ucieka z więzienia, dawny kolega Terry ostrzega Davida, w tym samym czasie Sophie Keller, doradca behawioralny grupy poszukującej grobów, dzwoni do naszego bohatera z prośba o spotkanie, jest przestraszona, niespokojna, nie wróży to nic dobrego. David Hunter wraca do Dartmoor. Musi zmierzyć się przeszłością i okrutnym mordercą.

Książkę czyta się rewelacyjnie, styl autora jest niepowtarzalny, lekki, tekst chłoniemy jak gąbka wodę, narzucamy sobie tempo, nie ma czasu na nudę, na przestoje, akcja goni akcję, ciągłe zwroty akcji przyprawiają o skurcze żołądka. W książce najbardziej urzekają mnie opisy, są niesamowicie realistyczne, kiedy Hunter wędrował podziemnymi jaskiniami, nabawiłam się klaustrofobii, czułam tą wszechogarniającą wilgoć, ciasnotę i ciemność powodującą ból oczu. Każda postać jest ciekawie zbudowana, mamy wrażenie, że wszyscy są nam w jakiś dziwny nadprzyrodzony sposób bliscy, to nie tylko papierowe postacie, ale ludzie mierzący się ze strachem, stający oko w oko z nieuchronnym. Beckett ma nosa i wie jak przestraszyć czytelnika, nie stwarza cudów niewidów, tylko działa na naszą wyobraźnię. Czytając wtapiamy się w akcję, jesteśmy obok grupy stojącej nad grobem zmasakrowanej kobiety, pijemy z Davidem poranną kawę, obserwując budzenie się dnia, czujemy na karku oddech mordercy kiedy brniemy przez bagniste torfowiska. Wszystko to czyni książkę tak realną, że bardziej nie można.
Było pięknie teraz będzie troszkę narzekania, tyci, tyci. Każdy kto czytał wcześniejsze książki z serii o Davidzie Hunterze, nie będzie szczególnie zaskoczony fabułą, może nie tyle co zalatuje banałem, ale możemy kombinować i podejrzewać że autor prowadzi nas na manowce, domyślamy się że nic nie jest takie oczywiste jak się wydaje. Na szczęście Beckett z takim wyczuciem kołuje czytelnika, że nawet stały „znajomy” będzie mile zaskoczony a te małe niuansiki wcale nie będą parzyć w oczy.
Z czystym sumieniem, polecam „Wołanie grobu” każdemu miłośnikowi grozy, sensacji i miłego dreszczyku na plecach.
Czytaj dalej »

Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki

Mario Vargas Llosa

SZELMOSTWA NIEGRZECZNEJ
          DZIEWCZYNKI

Wydawnictwo: Znak
Data: 2007


                                Kochać to nie znaczy zawsze to samo
można kochać tak lekko, można kochać bez granic.

Kiedy z cichym echem opadła ostatnia strona książki „Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki” to właśnie słowa piosenki zespołu Demono, zadźwięczały mi w głowie i odejść nie chciały.
Miłość ma wiele barw, kolory się nakładają, odbijają światło, lub go pochłaniają, powstają cienie i zatarcia. Nic nie jest oczywiste.
O takiej miłości pozbawionej romantyzmu, jasności, wyraźnie nakreślonych kolorów opowiada powieść „Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki”, napisanej przez Mario Vargas Llosa. Llosa to peruwiański pisarz, dziennikarz, polityk i laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury z 2010 roku. Już jako młodzieniec pisał opowiadania i poezję, skończył studia na wydziale humanistycznym. Debiutował w wieku dwudziestu siedmiu lat, powieścią „Miasto i psy”. Największy rozgłos przyniosła mu autobiograficzna powieść „ Ciotka Julia i skryba”. Do innych znanych i lubianych książek zaliczyć można „ Rozmowy w katedrze”, Kto zabił Palomina Molero”, „Pochwałę macochy”.

„Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki” ukazały się w Polsce w 2007 roku. Powieść jest kontrowersyjna, wzbudza wiele uczuć, często skrajnych.
Pewnego lata, Ricardo Somocurcio jako nastolatek zakochuje się bez wzajemności w Lily czarującej „Chilijeczce”. Dziewczyna jest zniewalającą osóbką, roztaczającą niesamowity czar, jak później się okazuje ma też wybitną zdolność do kłamstw i lawirowania. Tak szybko jak się pojawiła w życiu „grzecznego chłopca” tak też znika. Ricardo zakochany po uszy nie zapomina o dziewczynie, pielęgnując do niej miłość. Lata mijają, marzenia chłopaka o Paryżu i podróżach po świecie spełniają się, na jego drodze pojawia się towarzyszka Arlette, jak się okazuje to Lily. Od tego czasu kobieta, niespełniona miłość Ricarda będzie co kilka lat zjawiać się w jego życiu, bez uprzedzenia. Zawsze z innym imieniem i mężczyzną u boku. Spotkania z „niegrzeczną dziewczynką” wywołują rewolucje w życiu „chudopachołka”, doprowadzając mężczyznę do szaleństwa i obłędu z miłości, tęsknoty, zazdrości.

„Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki” to opowieść o toksycznej, chorej miłości, pozbawionej krzty romantyzmu. Relacje między dwojgiem ludzi oparte są na perwersji, nie wiem czy nie pójdę o krok za daleko jeśli napiszę, że na masochistycznych doznaniach. Ricardo kocha jak szalony, godzi się na upodlenie, znieważanie, pozwala Lily na przewrócenie swojego świata do góry nogami. Dla niego jest Ona jedną jedyną, oddaje jej swoje serce i dusze.
Książka zmusza do polemiki, dla jednych będzie to piękna opowieść o miłość, dla innych obraz chorych relacji, tak czy siak książka wzbudza gamę uczuć, każdy czytelnik na pewno wyrobi sobie swoje zdanie na temat tego przedziwnego układu damsko męskiego, nie można odłożyć tej książki bez zadumy, refleksji.
Powieść napisane jest bardzo obrazowym językiem, autor sprawnie posługuje się piórem, historie miłość czyta się lekko, mimo że temat wcale nie jest łatwy. Z każda stroną chcemy więcej i szybciej, mimo okrutnych relacji czekamy na te niespodziewane spotkania dwójki bohaterów, zastanawiamy się do czego jeszcze w stanie jest doprowadzić szaleńcza miłość, gdzie prowadzi brak hamulców, czy jest gdzieś granica....
Postacie są wykreowane z rozmachem, tchną życiem, autor podarował im częściowo banalne życie, ale przyprawione pieprznym romansem, wielka namiętnością i ciekawymi znajomościami..
Fabuła intryguje. Tłem do romansu są wydarzenie polityczne, wraz ze zmianą czasu zmienia się arena polityczna, autor obrazuje problemy współczesnego świata, pokazuje jak wraz z upływem lat zmienia się też muzyka, styl i upodobania.
O „Szelmostwach niegrzecznej dziewczynki” można pisać bardzo dużo, ale chyba najlepiej byłoby przeczytać książkę i poznać całą gamę uczuć w niej mieszkającą. Powieść wzrusza i złości, książkę przeczytałam kilka dni temu, ale do tej pory na wspomnienie niegrzecznej dziewczynki pojawia mi się gęsia skórka. „Szemostwa...” to historia Ricarda, który żył miłością, kochał, nienawidził, pragnął śmierci, ale był też najszczęśliwszym człowiekiem pod Słońcem. Pozwólcie zaprosić się do jego świata.

Czytaj dalej »

Bezduszna

Gail Carriger

BEZDUSZNA

Wydawnictwo: Pruszyński i S-ka
Data: 2011




Książek o wampirach i wilkołakach nie brakuje. Księgarniane półki uginają się pod ciężarem błyszczących kiełków atakujących z okładek. Jednak zadowolić czytelnika wymagającego w tym temacie nie jest łatwo. Wydaje się, że już wszystko było , ale panna Alexia Tarabotti i lord Maccon, są jedyni w swoim rodzaju i na szczęście te oryginalne postacie można spotkać w równie oryginalnej „Bezdusznej”.

Powieść „Bezduszna” jest debiutem Gail Carriger . Autorka to intrygująca postać świata literatury . Pisanie to jej lek na całe zło, w ten sposób odreagowuje smutne dzieciństwo pod okiem zrzędy i skąpca. Jako młode stworzenie uciekła z małego miasteczka i wyruszyła na podbój największych miast Europy a jej głównym daniem w tym czasie były herbatniki głęboko zabunkrowane w podręcznej torebce. Gail uwielbia małe kapelusze i cudaczne buciki, zachwyca się smakiem londyńskiej herbatki i tropikalnych owoców.

Żeby nie przedłużać, zapraszam do XIX wiecznej Anglii.
Alexia jest dwudziestosześcioletnią starą panną, mało tego jej ojcem był Włoch, nasza bohatera zawdzięcza mu mu ciemną karnacja i nos który powiedzmy jest inny niż panujące standardy. Uroda panny Tarabotti jest niepokojąca i intrygująca, do tego dochodzi temperament równy burzy z piorunami no i brak duszy. Pewnego nudnego wieczoru, Alexia zostaje zaatakowana przez wampira, dla którego dobre zasady wychowania są obce, mało tego ów nieszczęśnik nie wie, że ta wyfiokowana panna posiada umiejętność neutralizowania sił nadprzyrodzonych. W wyniku przepychanek bezpański wampir ginie. Na scenie zamieszania pojawia się zabójczo przystojny i gburowaty wilkołak lord Maccon, który z rozkazu królowej Wiktorii wszczyna śledztwo. Ziemia trzęsie się i wrze pod stopami Conalla i Alexi, ten duet przyprawia o ból głowy, do tego dochodzą dziwne zniknięcia wampirów, inne osobniki pojawiają się znienacka, atmosfera zagęszcza się a wybuch skandalu jest tuż, tuż.

Od pierwszych stron książki zakochałam się w Alexii. Autorka stworzyła ją pełną wigoru, tupetu, inteligencji i poczucia humoru, dała też jej niewyparzony język, co w połączeniu z pozostałymi cechami daje mieszankę wybuchową, zresztą wszystkie postacie pojawiające się w książce są niesamowicie ciekawe. Londyn pachnie XIX wiekiem, klimat książki jest rewelacyjny. Carriger umiejętnie przyprawiła tekst charakterystycznymi elementami dla Wiktoriańskiego wieku. Pojawiają nowinki z dziedziny techniki i nauki, do tego mamy brukowane ulice, dorożki, spacery po Hyde Parku, panie w wymuskanych sukienkach prosto z francuskich żurnali i ekstrawaganckich kapeluszach oraz panów w eleganckich cylindrach. Całość tętni życiem angielskiej socjety. Język jakim posługuje się autorka jest niebanalny, typowy dla klimatu panującego w książce. Czytając mamy wrażenie, że przenieśliśmy się w czasie. Jedynie wilkołaki i wampiry legalnie żyjące wśród ludzi „niszczą” ten realizm. Książka ma jakby dwa wątki sensacyjny i romantyczny, ten drugi jest dominujący, autorka skupia się bardziej na podchodach miłosnych głównych bohaterów niż na akcji kryminalnej. Tutaj z lekka, ale tylko z lekka ubolewam bo śledztwo w sprawie nielegalnych wampirów ślimaczy się, na szczęście przezabawne dialogi i opisy niwelują niedosyt napięcia związanego z akcją.
W książce bawi mnie również fakt, że wampiry i wilkołaki nie rażą tak jak wyemancypowana „ młoda” panna, która musi zwracać uwagę na to co mówi, robi i jaki kolor sukienki zakłada, ach dobre czasy....stare czasy.
Wielkim plusem dla książki jest unikalny charakter, w sumie w nadprzyrodzonych stworzeniach niewiele da się zmienić, jednak Gail Carriger na swój indywidualny sposób stworzyła paranormalny świat. Wreszcie mamy coś innego, zdecydowanie bardziej interesującego od oklepanych schematów. Poza tym muszę pochwalić projektanta okładki, który dał z siebie wszystko, bo grafika jest niebanalna, przyciąga oko i ma swój niepowtarzalny charakter.

„Bezduszna” to pierwsza część serii „Protektorat parasola”, kolejna książka ukarze się już niebawem bo 14 czerwca pod tytułem „Bezzmienna” . Czekam z niecierpliwością
Czytaj dalej »

Wróżby z koronek

Brunonia Barry

WRÓŻBY Z KORONEK

Wydawnictwo: Albatros
Data: 2010



Wróżąca z koronek musi wpatrywać się w kawałek koronki, aż wzór się rozmyje i twarz Szukającej zniknie całkowicie za zasłoną . Kiedy oczy zaczną łzawić i cierpliwość już dawno się wyczerpała, pojawi się przebłysk czegoś nie całkiem widocznego.
W takiej chwili zacznie się formować obraz....w przestrzeni pomiędzy tym, co rzeczywiste, a tym, co wyobrażone.
PODRĘCZNIK WRÓŻENIA Z KORONEK

Towner Whitney, pochodzi ze rodu czarownic z Salem, które posiadały dar czytania z koronek. Jednak ta zdolność bywa też przekleństwem, nastoletnia Tower ujrzała w koronkach obraz który doprowadził do samobójczej śmierci jej bliźniaczej siostry Lyndley. Zdarzenie to mocno odbiło się na Towner, dziewczyna przeszła załamanie nerwowe i trafiła do zakładu psychiatrycznego w którym spędziła kilka lat. Po wyjściu ze szpitala opuszcza Salem i wyjeżdża do Kalifornii. Nie chce już więcej patrzeć na koronki. Obecnie w życiu trzydziestotrzyletniej Towner , nastał trudny czas. Kobieta przechodzi histerektomię, jest obolała i zmęczona, do tego jej babka Eva, ginie bez wieści. Dziewczyna zmuszona jest wrócić na rodzinną Wyspę Żółtego Psa. Tam sprawy komplikują się ze zdwojona siłą, zaginięcie Evy wydaje się być czymś więcej niż tylko przypadkiem, do tego dochodzą mroczne i trudne wspomnienia, pojawia się stara miłość i rodzi nowa. Na Wyspie dochodzi również do zaginięcia młodej dziewczyny Angeli a we wszystko wydaje się być wplatany znienawidzony Cal, wujek Towner.
W Salem wszystko jest inne niż się wydaje, raz to miejsce jest oazą bezpieczeństwa a w następnej chwili, przytłacza okropnymi wspomnieniami, budzi niepokój i strach. Sophya bo tak brzmi prawdziwe imię bohaterki musi się zmierzyć z potworami z przeszłości i nie będzie to łatwą sprawą.

Brunonia Bary w swojej powieści „Wróżby z koronek” stworzyła magiczny świat, który przeplata się z bolesną rzeczywistością. Wszystko w tej książce jest tak dopracowane i fascynujące, że nie bez powodu książka okazała się jednym z największych bestsellerów w 2008 roku. „Wróżby z koronek” to debiut literacki, za który autorka dostała aż dwa miliony dolarów. W 2010 roku ukazała się jej kolejna powieść „The Map of True Places”. Kilka zdań o autorce. Brunonia Barry to niesamowicie zdolna osoba i niespokojny duch, studiowała literaturoznawstwo na University of New Hampshire, uczęszczała na zajęcia z kreatywnego pisania, była jednym z założycieli grupy teatralnej. W Chicago prowadziła kampanie promocyjne trzech teatrów a Kalifornii przez dziesięć lat pracowała jako scenarzystka. Obecnie mieszka w Salem, jest współwłaścicielką firmy Smart Games produkującej puzzle i gry logiczne, do tego pisze i świetnie się przy tym bawi.

„Wróżby z koronek” zapraszają do świata tajemnic, kłamstw i kobiet czarownic.
To nie jest łatwa książka, skłamałabym gdybym napisała, że miło przy niej się je ciasteczko czekoladowe i piję słodka kawę. Autorka zaserwowała nam trudną podróż z mnóstwem postaci. Czytelnika czeka niełatwa przeprawa przez skomplikowane i zawiłe wspomnienia bohaterki, momentami gubimy się nie wiedząc co jest jawą a co snem. Powieść złożona jest z pięciu części i w sumie dopiero w czwartej zaczyna się przejaśniać. Narracja jest zmienna, raz pierwszoosobowa a raz trzecioosobowa, narratorem jest Towner, policjant Rafferty a nawet matka dziewczyny May. Wszytko to powoduje, że przez pierwsze kilkadziesiąt stron trudno się odnaleźć.
Jednak książka ta ma w sobie magię, zapachów, dźwięków. Czytając nasze zmysły pracują na najwyższych obrotach. Brunonia zaserwowała nam wyśmienite opisy. W jej książce Salem żyje, mamy wrażenie, że chodzimy po uliczkach przesiąkniętych historią gdzie duch miasta czarownic jest ciągle żywy. Do tej wysmakowanej uczty, dodane jest napięcie, dawkowane z chirurgiczną precyzją, w tej książce nie ma przesytu, wszystko ma swoje miejsce. Powieść czaruje i zachwyca.

Mała uwaga, ta książka, nie jest typowy gatunkiem fantasy, magię Salem budują ludzie z krwi i kości, czarownice nie latają na miotłach, często posługują się bronią czy kijami bejsbolowymi, nie brak im samozaparcia i oryginalnych pomysłów, chronią bliskich i nie boją się trudnych decyzji.
Polecam „Wróżby z koronek”, bo inaczej nie mogę. Odnajdźmy magię w codziennych sprawach.
Czytaj dalej »